A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

Lou Tallulah Momoa

27 lat Indianka hodowca psów zaprzęgowych

Żywiołowa dziewczyna o dzikim, indiańskim, nieusposobionym charakterze. Taka nieoswojona i swawolna kultywuje tradycje starszeństwa i swoje indiańskie korzenie – żyjąc blisko natury i zwierząt. Zajmuje się hodowlą pięknych psów zaprzęgowych (one | oni). Prywatnie posiadaczka konia: Piołuna. Aktualnie jej jednosezonowy interes nie zarabia nawet sam na siebie, bo dziewczę uparło się nie sprzedawać swoich pupilów maszerom, którym źle z oczu patrzy.

— Oni: Nanook (leader), Blackeye, Keanu, Kensai, Kato.
— One: Nuki, Shika, Kenya, Nana

Prowadzę tylko krótkie wątki

17 komentarzy:

  1. [A tam od razu daje się! Ona ich wszystkich kocha i na ogół macha ręka na to ich wystawianie jej do wiatru. Lubi gadać z ludźmi więc praxa w sklepie jest dla niej jak znalazł ;D ale Lou niech próbuje!]

    Solane/Ryan

    OdpowiedzUsuń
  2. [Walczy o prawa zwierząt co?:D Jak cos to niezapominay o sobie, przy wątkowaniu Ian- Gabe, coś tu też bd można wymyslić:D]
    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Tylko twarzowe nie bardzo brytyjskie, pewnie powinnam była wybrać inne, ale nie mogłam się powstrzymać. Skoro masz tyle wątków, to naprawdę nie chcę się wciskać, nie lubię być ciężarem, ale jeśli jeszcze mnie wepchniesz, to... spontan byłby najlepszy, skoro Inigo tubylcem nie jest. ]

    Inigo Widdicombe

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej!:) mi również miło tutaj wrócić. Haha ten mecz hokeja to ja wspominam, aż sobie go nawet dzisiaj przeczytałam po raz kolejny (te emocje! xD).
    Chciałam wrócić z Loganem, stesknilam się, ale macie tak uroczą Hattie, że aż nieuprzejmie wrzucać byłoby Navarre :D Ethan jest trochę eksperymentem - jak wyjdzie, zobaczymy!

    Hahaha to nie jest aż tak morderczy zawód. Wybrałam, bo sama dorywczo w lesie pracuję jak jestem w domu rodzinnym. Po prostu ścina drzewa i sam je zwozi i układa, bo ma do tego "sprzęt", ale to zwykły pracownik leśny jak każdy inny :D oj tam Jason to tylko groźnie wygląda, ale nie mogłam się powstrzymać, by nie dac tego wizerunku Ethanowi - lubię gościa po prostu.

    Dziękuję raz jeszcze za przywitanie i tobie też masę zabawy na nowej odsłonie. Widziałam, że tam dużo wątków ci się szykuje więc powodzenia. Jak znajdzie się jeszcze miejsce dla Ethana, daj znać ;)]

    Jarzębina i Ethan

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś chyba musiało być z nią nie tak. Na pewno kiedyś za mocno uderzyła się w głowę przy spadaniu z drzewa zanim Frank zdążył ją złapać albo nie uciekła na czas przed lecącą w jej stronę piłką od nogi. Skutki do teraz musiały się za nią ciągnąć, bo jak inaczej wyjaśnić tę chorobliwą tendencję ulegania marudnemu rodzeństwu? Była paskudnie łatwa do przekupienia przez najmłodszego z czterech braci i pomimo upływu lat nic w tej kwestii się nie zmieniało. Owinął ją sobie wokół palca prawdopodobnie jeszcze w brzuchu matki, a później tylko pielęgnował to, zmuszając do krycia go, gdy wymykał się z domu na nastoletnie posiadówy w porcie albo na spotkanie z naiwnymi podlotkami myślącymi, że założy im kiedyś pierścionek na palec. Dawały się zaliczać nie przez tego Candovera, co powinny. Z wiekiem z niczego nie wyrósł. Nie dość, że dziewczyny zmieniał często (na szczęście zmądrzał odrobinę i spotykał się z tymi spoza miasteczka, oszczędzając sobie scen na środku głównej ulicy), to mistrzowsko potrafił na ostatnią chwilę wykręcić się z pracowania w sklepie. Kluczem do sukcesu było zostawienie kartki przyczepionej magnesem do lodówki i wyjście zanim miała okazję zaprotestować. Wtedy było już po prostu za późno na awanturę.
    Słysząc charakterystyczny dzwoneczek brzęczący za każdym razem, gdy ktoś wchodził lub wychodził ze sklepu, odwróciła się od półek z alkoholami z butelką wódki w ręce. Właściwie nie musiała tego robić. Po głosie wiedziała kto do niej zawitał. I z czym to się będzie wiązać. Gestykulacja dziewczyny mówiła sama za siebie.
    — Hm, na to jest o jakieś piętnaście lat za późno — stwierdziła, krzywiąc się na samą myśl o tym, że Lou może mieć rację. Dawała się wykorzystywać, ale... To przecież byli jej bracia. A ona nie miała nic lepszego do roboty. Żadnej drugiej pracy czy faceta, z którym chciałaby się spotkać w wolnej chwili.
    Odwróciła się jak gdyby nic i odstawiła butelkę na odpowiednią półkę, uzupełniając lukę po sprzedanym pięć minut temu alkoholu. Zadziwiające ile mieszkańcy ostatnio pili wysokoprocentowych trunków... Gdy skończyła zeszła z małego stołeczka (długie nogi przy górnych półkach regałów nie wystarczały), odstawiła go pod ladę, by nie potykać się o niego co chwilę, po czym z uniesionymi brwiami zaczęła przyglądać się, co wyprawia Lou.
    — Dobry refleks — przyznała w chwili, gdy dziewczyna przestała szukać telefonu, którego nie mogło tu być. Później Sol zaśmiała się tylko. — To tak łatwo nie pójdzie. James wybył z miasta, Thomas gdzieś też wsiąkł, a pozostali pracują. Wiem, że wolałabyś być obsłużona przez któregoś z tych kretynów, ale... co właściwie zrobił McAvoy? — podpytała, przypominając sobie co przykuło jej uwagę na samym początku oraz licząc na zgrabną zmianę tematu.

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  6. [ha! ja to bym chciała widzieć, jak Noah by próbował trochę "oswoić, uspokoić" takie żywiołowe dziewczę, jak Lou. myślisz, że by mu pozwoliła? xD
    fajnie, że blog ożył, bo do grupowych chciało mi się wrócić, a nic lepszego niż pisać z ulubionymi autorami ^^]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  7. [Wątek? Wątek? Jaki wątek? :D]

    Logan

    OdpowiedzUsuń
  8. Logan był w trakcie zamykania cukierni. Chował ostatnie wypieki pod klosze, by nie wyschły, a także rozpisywał przepisy na kolejny dzień. Miał dzisiaj jeszcze trochę do zrobienia, między innymi dorobić ciasta cytrynowego, ale zdąży z tym w domu.
    Miał dzisiaj już serdecznie dość i był zmęczony, wszyscy przed świętami szaleli z wypiekami prosząc o to, by przygotować im to lub tamto. Lenistwo się szerzyło ot co, a najbardziej cierpieli na tym? Cukiernicy.
    Logan jednak nie mógł powiedzieć, że nie lubił swoje pracy, więc nie narzekał na dodatkowe zajęcie. Jutro będzie zmiana Hattie to on odrobinę odpocz...
    Zadarł gwałtownie głowę, gdy w witrynę sklepu uderzyła śnieżka. Po chwili kolejna i jeszcze jedna. Na ulicy dało się słyszeć szczekanie psa. Kogo to ciągnęło na zabawy o tej porze?
    Navarre wyjrzał zza witryny. No tak, mógł się domyślić. Uśmiechnął się i machnął do Lou, dając znać dziewczynie, by chwilę na niego poczekała. Logan szybko ubrał kurkę i szalik, zgarniając jeszcze torebkę ciastek do kieszeni. Zgasił światło cukierni i wyszedł na zewnątrz. Zimne powietrze zmroziło mu policzki i palce u rąk. Ile mogło być stopni? Minus trzydzieści?
    Logan zamknął cukiernię i podszedł do Lou, nie tracąc wesołego grymasu z twarzy. Psy zaszczekały, tuląc się do swojej pani.
    - Zgubiłaś drogę? - spytał Navarre, wyciągając torebkę maślanych ciastek z czekoladą i wciskając ją Lou do kieszeni kurtki - Obiecałem ci ciastka.

    Logan

    OdpowiedzUsuń
  9. Logan wzruszył ramionami.
    - Zawsze mam dla ciebie coś dobrego, żebyś mogła później mówić jakiego to wspaniałego masz znajomego - zaśmiał się, chowając ręce do kieszeni. Było zimno i marzły mu dłonie. Odzwyczaił się od zimna Mount Cartier przez ten rok. Chyba to był za długi rok w Vancouver. Dobrze, że wrócił... Czuł się tu lepiej.
    Potrząsnął jednak głową i odsunął od siebie zbędne myśli, gdy Lou podstawiła mu torebkę pod nos. Wyciągnął jedno ciasto, zaraz je zjadając. Hmm... Wyszło całkiem dobre.
    - Jeśli chcesz ciasto, ogłoś się wcześniej to przygotuje jakieś specjalnie dla ciebie.
    Nie zdążył nic dodać, gdy Lou wręczyła mu smycz. Nigdy nie był wielkim fanem psów, wolał koty, ale jej pupile wyglądały na całkiem miłe. Wyglądały, ale znając dziki charakter Lou może wcale takie nie były?
    Navarre zaśmiał się w duchu. Nagle Blackey pociągnął go, niemalże nie wyrywając mu ręki. Pies szarpnął nim jeszcze raz, jakby był jakąś szmacianą laleczką, a nie swojej postawy facetem. Cios ze strony Lou dopiero postawił go do pionu.
    - Eeej... To nie moja wina. Pies żwawy jak jego właścicielka, co ja poradzę? - ledwo zaprotestował próbując nadążyć za psem. Zdążył jednak pochylić się i chwycić garść śniegu. Odwrócił się i rzucił w pędzie śniegiem w Lou, uśmiechając się złośliwie. Przebiegł z psem kilka metrów, by dziewczyna mu nie oddała.
    W końcu pies się uspokoił i pozwolił spokojnie prowadzić. Ku uldze cukiernika. Nie wiedział co gorsze, narazić się na gniew Lou czy żyć z urwaną ręką.
    - Co u ciebie? Dawno tak nie spacerowaliśmy.

    Logan

    OdpowiedzUsuń
  10. Fakt, zwierzęta wyczuwały niepokój w jego obecności. Chyba wyczuwały że na co dzień zajmował się ubojem dziczyzny. Zawód stary jak świat, równie potrzebny jak oddychanie. Niech wegetarianie żyją sobie w spokoju, nie którzy potrzebowali mięsa i skór i tyle. W miasteczku może dwa procent mieszkańców miało problem z tym co robił. I właśnie jedną z takich osób była Lou. Dziewczyna o indiańskich korzeniach. Śliczna i jednocześnie denerwująca jak nigdy inna. Co zrobić że zawsze gdy się widzieli, miała ochotę mu przywalić. Nic jej nie zrobił, ale ona i tak wiedziała swoje. Już z daleka ujrzał jej konia. Jako jedna z niewielu nadal jeździła konno, po miasteczku. Wielu przerzuciło się na samochody, które ogrzewane w taką pogodę były bardzo przydatne.
    Mustang zaczął wiercić się na spokojnie, gdy ten tylko przeszedł obok. Odruchowo wyciągnął ręce w uspokojającym geście .- Spokojnie mały.- zwierze wiedziało swoje. Jak i właścicielka.
    Wiedział co się święci gdy z pobliskiego lokalu niczym burza wypadła brunetka. Juz nawet się nie ruszał.
    -Momoa.- zawtórował akcentując jej nazwisko, by po chwili usłyszeć jej komentarz. Już w odruchu i rozbawieniu, kącik jego ust drgnął. Przymrużył nieco oczy z dezaprobatą, po czym westchnął wypuszczając z płuc powietrze, tworząc przy tym parę.- W domu, dzisiaj nie poluję na twoich leśnych przyjaciół.- powiedzial wiedząc że ją tym urazi, czy choćby rozdrażnić.- Ty naprawdę mi nie odpuścisz co, Pocahontas?
    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  11. Na króciutką chwilę Sol otworzyła usta, chcąc z miejsca zaprotestować, że jej brak faceta wcale nie wiązał się z częstym (czy może nawet nałogowym) przebywaniem w sklepie, ale zaraz sobie odpuściła, słysząc dalszą tyradę Momoy. Przecież to jak walka z wiatrakami. Wiedziała, że Lou miała odrobinę racji, ale niewiele była w stanie z tym zrobić. Przywykła do odpuszczania tym dupkom uważającym się za jej ukochane rodzeństwo, którzy bez przerwy ją irytowali. Taki urok bycia młodszą i, na jej nieszczęście, jedyną siostrą klanu Candoverów. Rodzice nie mogli jej bardziej pokarać.
    — Przecież ja mam tu cały czas przerwę — zauważyła, przewracając wymownie oczami, gdy dziewczyna zeskoczyła z lady. Jak raz na godzinę wieczorem przyszedł jakiś klient to było dobrze. Większość mieszkańców grzała się już na noc przy kominkach i wcale im się nie dziwiła jak patrzyła na ten śnieg za oknem. — Znalazłabym faceta, jakby w tym mieście był ktoś, kogo nie znam od momentu, gdy nauczyłam się wychodzić z kołyski. I kogo nie widuję co tydzień w kościele. I kogo nie zna któryś z moich braci. — Z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło stojące obok kasy.
    Może skazana była na staropanieństwo. Tak samo zresztą jak połowa mieszkanek Mount Cartier, bo przecież tu każdy znał każdego. A raczej mało prawdopodobne wydawało się nagłe zakochanie w kimś, kogo znała od lat, nie? Słowa Lou potwierdzały jedynie te przypuszczenia. McAvoy w końcu też był stąd i proszę bardzo, do dzisiaj miał na pieńku z niektórymi z nich.
    — Nie wiem, czy nie powinnaś się cieszyć, że tylko go nastraszył. Zawsze mógł go wziąć za łosia i strz... — urwała szybko, gryząc się w język. Ugh. Tego chyba nie powinna mówić, nie przy Lou, która swoje zwierzęta kochała pewnie bardziej od jedzenia. — Nie patrz tak, nic nie mówiłam. Masz rację, McAvoy to dupek i nie miał prawa zbliżać się do Piołuna. Właściwie dawno go nie widziałam. Może wpadnę tam do Ciebie kiedyś?
    Chodziło jej oczywiście o pięknego konia przyjaciółki, a nie myśliwego czającego się gdzieś po lasach Quicame.
    — Regał po prawej, druga półka od dołu — pokierowała ją, nie przejmując się za bardzo tym, że właśnie znowu zabrzęczał dzwoneczek, a do pomieszczenia wdarła się spora ilość mroźnego powietrza nim staruszce Manning udało się w końcu zamknąć te nieszczęsne drzwi. Oj, tej to nie chciała tu akurat widzieć.
    — O, a Ty znowu tutaj? Przecież miało Cię dzisiaj nie być! Myślałam, że ten twój brat bliźniak będzie dzisiaj obsługiwał... — wymruczała kobiecina z wyraźnym niezadowoleniem. No tak, już chyba nikt nie cieszył się na widok Solane.

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ja nie narzekam, bo my zdaje się wątku jeszcze nie miałyśmy (wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę). Wprawdzie wertując listy postaci w poszukiwaniu potencjalnych wątków moją uwagę przykuł raczej Ian, jako że Simon autentycznie kwitnie w BnB co wieczór, ale Lou też mnie cieszy.
    Zwłaszcza, że wachlarz możliwości mamy w jej wypadku naprawdę szeroki, a powiązanie prawie murowane. Mój misiaczek to dobry chłopiec, sęk w tym, że jedynie w stosunku do zwierząt. Ma tendencję do wycieczek na targi żywym towarem i ratowania koni przeznaczonych na rzeź, nawet jeśli go na to w danym momencie nie stać. Wyprowadza je na prostą, część z nich zostaje zwykle u niego, innym znajduje odpowiednie domy. Raz więc: mógł sprzedać Twojej pani Piołuna. Dwa: oczywiście zapomniałam napomknąć o tym w karcie, ale S. miał pierwotnie dwa psy, co może również odwrócić rolę - to ona mu je sprawiła. Trzy: oboje są całkiem temperamentni, co daje możliwość na relację inną niż przyjacielska (takie z reguły mnie nużą, szczerze mówiąc), ale raczej stosunek dość ambiwalentny, czytaj: lubią się/tolerują przez pewien czas, a ściślej do momentu, w którym któreś z nich nie pokaże pazurków (jeśli interpretuję ją źle, to żaden problem - Hawthorne kły ma akurat nie dość, że długie i ostre, to jeszcze często pokazywać je może za dwoje).
    W ogóle na widok pary pro-zwierzaczkowych przed oczami stanęła mi jakaś dramatyczna scena ratowania stworka w niebezpieczeństwie. Wiesz, pies/koń/kot/szop pracz na pękającym jeziorze czy katowany czworonóg sąsiadów. Ale to mi podejrzanie bardzo zajeżdża amerykańskim filmem przygodowym dla nastolatek w stylu "Uwolnić orkę".
    Co więcej, wszystko powyższe można teraz połączyć: on jej sprzedał konia, przychodzi kupić psa i oto pojawia się zwierzę uciśnione, zakładają peleryny superbohaterów i w ogóle.
    Przebieraj w tych pomysłach, manipuluj nimi i śmiało dodawaj swoje, chociaż te peleryny to bym jednak im odpuściła.]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Mam nadzieję, że nie za dużo. Wtedy się peszę i pisanie mi nie idzie.
    Fakt faktem, męsko-męskie bardziej się mnie imają, ale odpuśćmy sobie na razie Iana. Tak tylko wspomniałam. Możemy go skubnąć ewentualnie, jeśli z Lou nie wyjdzie, na co na razie się przecież nie zapowiada.
    Żadnego namieszania nie widzę, wszystko styka. Szczególnie podoba mi się ta zazdrość o dziadka. Facet może być nawet jedną z nielicznych osób (o ile nie jedyną), które Simon w MC rzeczywiście lubi i szanuje. No i ten pewnie znał starszych Hawthorne'ów, którzy pałali się zgoła podobnym zajęciem, co ich syn, ale w stopniu znacznie mniej skutecznym (mimo to renomę wśród mieszkańców mieli lepszą z oczywistych powodów).
    Okej, czyli z wątkiem stoimy na tym, że Momoa przychodzi wcisnąć Simonowi jakiegoś stworka? Zaczynasz, zacząć? Czy coś jeszcze musimy doszlifować?]

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Chce i mogę. Chcesz sie przekonać? ]

    Date Riddle

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Ja mam sesje i na razie wpadam niecodzinnie :) Ale będzie lepiej. To jak? Chcesz się rzucić w paszczę lwa czy tylko po łapkach pogłaskać? ]

    Dante Riddle

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jestem tego pięknym przykładem (ostrzegam z góry), dlatego zacznij nam pięknie.]/Hawthorne

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak widać nie taki wyścig straszny jak go malują... wszystkie pieski zaprzęgowe przetrwały, a co równie ważne, Lou zmieściła się na podium! Gratulujemy dobrego wyniku, oby tak dalej! A w nagrodę za uczestnictwo ślemy z przyjemnością ikonkę wydarzeniową.

    OdpowiedzUsuń