A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie


Johnsee Rockwell

malarz • przyjezdny • 30 lat
independent wolf hidden lynx garrish parrot

To nie jest bajka dla zebranych. Nie było księcia. Zabrakło rumaka. Zbroję odrzucił w kąt, bo - jak sam twierdził - nie pasowała. Tak naprawdę nie stać go było na liczne poświęcenia, bohaterskie czyny i dżentelmeński szyk. Odrzucił myśl o rozpieszczaniu księżniczki: wolał zadowolić się sam.

Rodzice wiedzieli, że źle go wychowali. Matka nie zdążyła, macocha nie potrafiła, a ojciec zaniedbał. Wyrósł jak na drożdżach - tak szybko jak tylko potrafił. Być może dlatego dość niefortunnie, ze skazą w charakterze i przytwierdzoną na stałe do duszy artystyczną pychą. Bez tego nie mógł tworzyć. Od lat niezmiennie irytujący, odsunął się od zasad, a przybliżył niebezpiecznie blisko do pojęcia wolności. Graniczył z anarchią. Oryginalny - na swój sposób - działał zawsze z przekorą. Bo tak lubił. Jak na artystę przystało, wolał myśleć sam. Nieszablonowo. Nikogo nie słuchał, odgrodził się przed światem w miarę możliwości, choć wcale nie dlatego, że bał się ludzi. Kochał ich mimo wszystko. Czasem musiał po prostu stanąć ponad nich wszystkich, krzyknąć „spierdalać!” i działać sam. Tylko to dawało mu prawdziwą inspirację. Żadnych zabaw z rówieśnikami o południu w szkole (bo w niej rzadko kiedy bywał), pogawędek wieczorem z przyjacielem przez telefon, gry w piłkę rano z kolegami. Co najwyżej dopieszczanie domowego pupila - psa. Tych miało przewinąć się więcej w ciągu kilkunastu kolejnych lat. Dlatego przypisali mu łatkę nieuka i obiboka. Słusznie, bo nim właśnie był. Ale gdyby nie to, zginąłby w tłumie. Miał swoje zdanie i ego, które nie zmieściłoby się w drzwiach. Swój pogląd na świat, nieograniczony społeczną normą, stałym schematem. Niebanalność myśli, a innowacyjność w sztuce zapewniła mu miejsce w czołówce bohemy artystycznej XXI wieku. Dalej było już tylko lepiej. Niezbyt lubiany, ale za to z ogromnym potencjałem, wyrwał się z rodzinnego miasta, osadzając się tam, gdzie inspiracja pozwala mu przekraczać granice - w Mount Cartier.

Jeśli kryzysem wieku średniego nazywamy stan przejścia od niewinnej pychy do skrajnego egoizmu, z czym on miał do czynienia przeszło dziesięć lat temu, przy tak szybkim tempie dewastacji psychicznej za kolejne pięć lat czeka go już tylko trumna.

Niektórzy sądzą, że już teraz powinien gryźć piach, choć ku zdziwieniu Rockwella wcale nie dlatego, że wskazuje na to jego zdrowie. Powodem dla którego mógłby pożegnać się ze światem jest jego wrodzona zdolność do pakowania się w kłopoty - ludzie widzą w nim agresora i wielu z nich pragnie go rozstrzelać. Pewnie dlatego chowa się w sobie. Mówi dużo, ale nigdy o tym, co działo się z nim. Nie jest nieśmiały, czasem tylko zbyt tajemniczy. Do tego cholerny racjonalista i dewastator duszy. Aż dziw, że jeszcze zipie. Mimo autodestruktywnych decyzji, jakie podejmował, oraz jego przekonania o tym, że trzecia dziesiątka łączy się z pierwszą kulą u boku, on do tej pory trzyma się o własnych nogach. Wciąż nie może wyjść też ze zdziwienia, że tak naprawdę nie wszedł jeszcze w pierwszy etap starzenia się. Nadmierna potencja i wewnętrzna werwa świadczą przeciw niemu, a jemu nie pozostało nic innego jak ukorzyć się przed życiem, godząc się na łaskawsze traktowanie. W imię własnego zadowolenia korzysta z dóbr natury - pieprzy się z kim chce, gdzie chce i o ile chce. Tylko dlatego, że wciąż męczy go duch przyszłości. Póki duma w spodniach go nie zawodzi, woli przeżyć swoje. Można więc śmiało stwierdzić, że jako trzydziestoletni kawaler dopiero co osiągnął pełną dojrzałość, czemu towarzyszy samoświadomość i doświadczenie na tle erotycznych igraszek. Jest jak wino – z kolejnym rokiem coraz lepsze. Jak wódka – mocno uderza do głowy. Piwo – wciąż go mało. Ma w sobie coś z namiętnego kochanka, ale w gruncie rzeczy niewielu pragnie go na tym polu sprawdzić. Pomimo charyzmy chyba po prostu ciężko go lubić.


Muszę zrobić sobie listę odpisów, bo już się w tym wszystkim gubię:
  1. Lola — C
  2. Richard — C
  3. Kayla — Z
  4. Octavia — Z
  5. Solane — C
  6. Dina — Z
  7. Gina — C
  8. Quinn — K
  9. Emily — K
Legenda:
Z — zaczynam/wiszę odpis
C — czekam na wątek/odpis
K — planowane, poza kolejką

Ostatnia aktualizacja: 21.08, 00:46
Jeśli coś źle oznaczyłam, krzyczcie!

68 komentarzy:

  1. [Dysponujesz może jakąś postacią do oddania? Zaciekawił mnie ten Twój facet.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze się coś znajdzie. ;) Napisz do mnie na maila: not.gentlemen@gmail.com

      Usuń
  2. Sugar Beth Crane nie była ulubienicą mieszkańców Mount Cartier. Od kiedy opuściła autokar przejeżdżający przez miasteczko, ograniczała kontakty z tutejszymi do minimum. Wielkim sukcesem okazało się zdobycie stanowiska pracy, choć codzienna rutyna polegająca na sortowaniu i nadawaniu listów, nudziła ją niemiłosiernie i gdyby nie stare radio z trudem odbierające jedyną falę, które wszystkimi siłami udało jej się wskrzesić - spałaby z głową na biurku aż do popołudnia. Wchodząc do sklepów, przeważnie nie witała się ani z pracownikami, ani tym bardziej klientami. Zdawała się w ogóle nie dostrzegać ludzi ją otaczających, a wszelkie próby nawiązania kontaktu, zbywała lakonicznymi, wymuszonymi odpowiedziami lecz najcięższym przewinieniem przeciwko najstarszym mieszkańcom miasteczka, okazała się jej awersja do religii. Wychodziła z założenia, że
    Jeśli kogoś pech lubił wybitnie, to właśnie pannę Crane. Niestety nie posiadała samochodu, ani nawet rower, więc codzienną trasę do pracy pokonywała w czterdzieści minut piechotą w zależności od pogody i warunków na ścieżce. Po tygodniu w Mount Cartier doszła do wnioski, iż poza całkowitym odcięciem od świata zewnętrznego i przytłaczającym spokojem do jakiego nie przywykła, najgorszy jest deszcz, który kapryśnie krzyżował jej każde plany; ilekroć zamierzała pójść szlakiem w góry, czy chociażby poznać dalszą okolicę, zawracała w połowie drogi, zniechęcona rzęsistym deszczem, błotem oblepiającym nogawki spodni i buty, a także przeszywającym chłodem. Tego dnia nie było inaczej – ledwie wyruszyła z Zajazdu, gdy w połowie trasy drobny deszczyk zmienił się w gwałtowną ulewę. Zanim ukryła się w ciepłym pomieszczeniu miejscowego spożywczaka, była przemoczona do suchej nitki, a na widok kolejki klientów czekających do jednej kasy, zaczęła zbroić się w cierpliwość nie będącą jej mocną stroną. Spacerowała powolnie między regałami od czasu do czasu wrzucając do poręcznego koszyka zakupy, a później ustawiła się praktycznie na końcu kolejki, umilając sobie czas studiowaniem składu mleka sojowego, byleby nie dawać innym powodu do rozpoczęcia z nią rozmowy. Zupełnie nie zwróciła uwagi na mężczyznę stojącego przed nią, a tym bardziej nie pomyślałaby, że trzyma w dłoniach świeżo namalowany (?) obraz i gdyby przewidziała skutki braku własnego refleksu, przepuściłaby staruszkę, która chrząkała jej za plecami licząc, że w ten sposób wymusi na Sugar ustąpienie miejsca w kolejce. Kiedy usłyszała charakterystyczny dźwięk odrywania paragonu świadczący o końcu kasowania zakupów mężczyzny i wydawaniu reszty, odruchowo przystąpiła krok do przodu. Nie zarejestrowała, w którym dokładnie momencie nieznajomy odwrócił się raptownie, wpadając na nią wraz ze swoim arcydziełem. Dopiero nieprzyjemnie wilgotne płótno przez chwilę przyciśnięte do jej klatki piersiowej, wyrwało dziewczynę z marazmu. Spuściła wzrok na swoje ciało z pełnym degustacji wzrokiem zauważając kolory farby odbite na materiale koszulki i częściowo zdobiące skórzaną kurtkę. Niemalże od razu zacisnęła mocno szczękę oraz wolną pięść, powstrzymując się przed uderzeniem człowieka, którego lekkomyślność sprawiła, że wyglądała, jak rozjechana papuga. Jeszcze miesiąc temu nie miałaby problemu z przestawieniem typkowi nosa, choć na oko dzieliło ich dobre kilkanaście centymetrów różnicy wzrostu. Ze świstem wypuściła z płuc powietrze i nie racząc go spojrzeniem, ostentacyjnie ominęła go kierując się wprost do zaintrygowanej kasjerki, której uśmiech rozjuszył ją na równi z występkiem mężczyzny.
    – Palant. – syknęła pogardliwie pod nosem, wyciągając na taśmę zakupy.

    [Uwielbiam Twoje słodzenie, rozpieszczaj mnie jak najczęściej – moje ego będzie wtedy miało wielkość Rosji ;P]
    Sugar Beth Crane

    OdpowiedzUsuń
  3. [Chciałam taką niejednoznaczną Lolę. Zrobię z niej trochę wilka w skórze owcy, to mi do niej bardzo pasuje.
    Widać, że w ten blog jest włożono wiele pracy i to mnie zachwyca, wobec czego chwilowy spadek aktywności w żadnym wypadku nie wydaje mi się niczym strasznym. Poczekam z Wami na lepsze czasy ;)
    Oczywiście zapraszam do wątku, gorąco zapraszam. A Johnsee to takie cudne imię - jeszcze nie zdążyłam się pozachwycać.]

    OdpowiedzUsuń
  4. Spapraną koszulkę łatwiej byłoby wybaczyć, niż zaczepkę. Sugar była uczulona na wszelkiego rodzaju kąśliwe docinki, pogardliwe spojrzenia, czy inne tego typu gierki. Lubiła otwarte wyzwania i tylko takowych się podejmowała – dłoń wciąż świerzbiła ją by zadać konkretny cios, przeprostować ten uroczy nosek, dodając do palety krzykliwych barw autentyczną czerwień. Nie wiedziała kim był owy malarzyna od siedmiu boleści, a znając jej szczęście, po wymierzeniu mu solidnego ciosu, jutrzejszego dnia wyleciałaby z pracy na co w tej chwili nie mogła sobie pozwolić. Poza tym, nie chciała się rzucać w oczy mieszkańcom Mount Cartier. Wolała pozostać w cieniu do tego stopnia, aby przestali pamiętać o tym, że w ogóle istnieje tym bardziej, że poczta nie była miejscem, do którego przychodzili codziennie.
    Prawdopodobnie zignorowałaby w zupełności jego osobę puszczając bokiem nawet fakt, iż nie przeprosił za swój występek, a wręcz upokorzył ją przy reszcie klientów, którzy zdawali się wyjątkowo zainteresowani przebiegiem ich rozmowy. Atmosfera zaczynała się robić coraz bardziej napięta; wystarczyło jedno źle dobrane słowo, aby sytuacja potoczyła się reakcją domina. Wiedziała, że nie ma do czynienia z przeciętnym facetem, ponieważ każdy inny na jego miejscu starałby się wybrnąć z impasu, chcąc przy okazji uzyskać jej numer lub cokolwiek innego w stylu randki z poczucia winy. Natomiast on rzucił Sugar wyzwanie, na które uśmiechnęła się przebiegle, przeczesując palcami wciąż mokre, jasne włosy.
    – Zbyt niskie zarobki. Organizujesz cyrk obwoźny, czy masz tak wielkie ego, że uważając się za króla słabej ironii, potrzebujesz na swoim dworze błazna, by robił to co tak skrupulatnie pieprzysz? – spytała, wrzucając do papierowej torby skasowane zakupy. Do tej pory obdarzyła go zaledwie jednym spojrzeniem, zbyt długim, by wydawało się przyjemne. – Bez obaw, świetnie piastujesz stanowisko króla i błazna jednocześnie.

    Sugar Beth Crane

    OdpowiedzUsuń
  5. Nienawiść do Mount Cartier czy może bezsilna nienawiść wobec losu, który sprawił, że narodziła się właśnie na tym padole?
    Tego dnia Lola nie była w stanie zadecydować.
    Nie potrafiła też w żaden sposób wziąć się do konkretnej, przynoszącej chociażby i najlichsze owoce, roboty. Większość przedpołudnia spędziła spoglądając za okno i odkrywając hipnotyczną wartość kropli deszczu, które spływały po szybach witryn. Ruch w antykwariacie był niewielki. Nie stanowiło to zaskoczenia dla Loli, ale po obiadowej przerwie zdała sobie sprawę, że wypadałoby chociaż przybrać pozory wykonywania jednego z zadań za które jej płacono.
    Rozpoczęła więc czyszczenie grzbietów książek, które stanowiły chlubę antykwariatu i były śmietanką wśród różnej jakości grafomańskich popisów i romantycznych gniotów, jakie oferował ten przybytek. Były to pierwsze wydania absolutnych klasyków, które w przerwach wolnych od pracy (dokładnie) czytywała Lola.
    Wraz z nadejściem potencjalnego klienta Lola obróciła się ku drzwiom i obserwowała zaistniałą sytuację z milczącą, ale wzrastającą dezaprobatą. Nie interesowało ją dobro ludzi i stan zdrowia ich płuc; nie kiedy pod drzwiami antykwariatu stała solidna wycieraczka, a ludzie i tak pakowali się z błotem do środka. Przemilczała jednak ów incydent i odstawiła szmatkę oraz płyn na pobliską ladę. Lola przybrała na twarz uprzejmy uśmiech osoby, która od długiego czasu pracuje w handlu materiałem tak trudnym jak literatura i wzięła ze stosu kilka książek by wsunąć je na pobliską półkę.
    Gdy usłyszała pytanie... niemalże kocio prychnęła.
    - Nie sprzedajemy grafomanii, która przebierana jest w piórka wspaniałej literatury przez masy, które nie mają na ten temat najmniejszego pojęcia - odparła zadowolona z tego, że mogła wypowiedzieć na głos jeden ze swych poglądów. Było to wierutne kłamstwo; całe stosy Hemingwaya można było znaleźć w różnych miejscach antykwariatu, ale ona, ona go szczerze nienawidziła. Dla podkreślenia swych słów Lola oparła dłoń na biodrze w buńczucznej postawie, która oznaczała gotowość do literackiej dysputy. Najpierw jednak obdarzyła spojrzeniem bluzę mężczyzny, która wylądowała na drabince przy regale, a dopiero potem jej właściciela. Hemingwaya się zachciało.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie z racji tego egoizmu, który cechował każdego człowieka w mniejszym lub większym stopniu, Lola była niezadowolona z błotnistych śladów zdobiących podłogę. To ona będzie musiała po odprawieniu klienta pójść na zaplecze, to ona będzie zmuszona chwycić za mop i przejechać nim posadzkę. Gdyby miała ochotę na sprzątanie świata to z całą pewnością zaczęłaby od własnego domu, a nie od antykwariatu.
    Lola myślami pozostawiła jednak temat błota. Koniec końców pogoda rzeczywiście była nieznośna. Nagle poczuła falę współczucia wobec wszystkich bezdomnych psów z okolicy. Zwierzęta zwykle budziły w niej rzewne uczucia; znacznie cieplejsze niż co niektórzy ludzie.
    Tygrysie.
    Lola przechyliła nieco głowę w bok i rozchylając nieco usta, zastanowiła się. Nie nosiła żadnej plakietki z imieniem, która w antykwariacie w Mount Cartier zdawała się być równie na miejscu co... Cóż, po prostu nie na miejscu. Tym bardziej nie była żadnym tygrysem. Przywykła jednak do nietypowego nazewnictwa jej osoby. Jakby nie patrzeć - miała infantylne imię, które w żaden sposób nie odzwierciedlało jej usposobienia.
    Dziwny typ, odnotowała w duchu.
    - Wobec tego: czym mogę służyć? - zapytała Lola, przywracając na twarz delikatny uśmiech, który nacechowała cierpliwością. Ta natomiast nie była jej mocną stroną. Kosztowało ją więc to niejaki wysiłek. Klient nasz pan, jak mawiają. I kto śmiał twierdzić, że praca nie kształciła? Przywracała Loli wszystkie pierwotne cnoty. Od cierpliwości zaczynając.

    [Chaotyczność ponoć cechuje prawdziwych artystów. Dobrze jest!]

    OdpowiedzUsuń
  7. Wizyta niestandardowego klienta w antykwariacie zwykle stanowiła rozrywkę dla Whitelands. Warunek był jednak prosty; musiała to być niestandardowość na którą Lola się godziła i która jej się podobała. Była przecież znaczna różnica pomiędzy kimś kto potrafił skupić na sobie jej rozproszoną uwagę, a inną osobą, która w deszczowy dzień niosła ze sobą jedynie błoto.
    Klientela antykwariatu nie była dostatecznie zróżnicowana. Stanowili ją prości ludzie, którzy chcieli nabywać podobne sobie książki; proste, o nieprzewidywalnej i często niepoprawnie skonstruowanej fabule; takie, które mogły ich zająć w nudne, mgliste wieczory. W porywach pojawiali się prawdziwi fani literatury. Dla tych rzadkich momentów Lola trwała na posterunku antykwariatu.
    Tego stojącego przed nią już zaszufladkowała. Niestandardowy. Nie mogła jednakże się zdecydować czy wepchnąć go w nawias tych, którzy jej się podobali czy może wręcz przeciwnie. Błotniste ślady zdecydowanie mogły na tym zaważyć.
    - Miejscówką - powtórzyła po nim Lola, unosząc lekko brwi. Zmniejszony dystans wykorzystała by przyjrzeć się twarzy mężczyzny. Nie dbała o sposób w jaki to robiła, a był on otwarty i może nawet nieco nachalny. Lubiła wiedzieć cokolwiek o swoim rozmówcy. I to cokolwiek najczęściej potrafiła wyczytać z twarzy.
    Lekko uśmiechnęła się, słysząc jego pytanie.
    - Bardzo długo. O ile nie będzie odstraszał innych, potencjalnych klientów, którzy, jak widzisz, walą tutaj drzwiami i oknami - odparła powoli, mierząc wzrokiem jego mokrą koszulkę i właściwie całą jego mokrą osobę - Pod warunkiem, że nie będzie robił zbytniego bałaganu - kolejne znaczące spojrzenie na koszulkę, a potem błotniste ślady na podłodze - Myślisz, że spełniasz ostatni warunek?

    OdpowiedzUsuń
  8. Lola nigdy nie zastanawiała się nad tym jak podchodzi do ludzi. Nie zauważała w swym zachowaniu niczego odmiennego, a jednak należałoby nakreślić pewne różnice, które je cechowały. Była otwarta i dosyć bezpośrednia. Nie wahała się przyglądać ludziom, którzy wzbudzili jej zainteresowanie lub wręcz przeciwnie. Być może dalej stąd, w jakimś wielkim ośrodku miejskim, gdzie ludzie lubowali się w swej anonimowości, Lola wzięta byłaby za gapiącą się prowincjuszkę. W Mount Cartier jednak żyła według własnych, niepisanych zasad. Pożerała ludzi wzrokiem. Zwłaszcza tych, których nie znała bądź kojarzyła jedynie z widzenia; przyjezdnych.
    Odpowiedziała więc na spojrzenie mężczyzny. Była bardzo daleka od spłoszenia co znaczyć mogło, że ilość prowincji płynącej w młodych żyłach Loli nie była aż tak dojmująca. Jednak ku swojemu rozczarowaniu niezbyt wiele była w stanie wyciągnąć z jego twarzy. Był dosyć zagadkowy chociaż ona wstrzymywała się z tak pochopnymi ocenami odnośnie przedstawicieli płci przeciwnej. Mężczyzna to mężczyzna. Przewidywalność na nogach.
    Lola nagle zapragnęła wiedzieć czym się zajmował.
    Już otwierała usta by szybko odpowiedzieć na jego słowa, już przekuwała myśli na zdania, gdy ją uprzedził. Zniknął za jedną z półek, powiedział coś innego. Ona natomiast nie zmieniła swojego położenia; jedynie przestąpiła z nogi na nogę, lekko przechyliła głowę w bok i uśmiechnęła się pełnym uśmiechem, mimo, że mężczyzna nie mógł tego zobaczyć. Cóż, może zrobiła to właśnie dlatego?
    - Polecam Biblię - odpowiedziała, a powaga w jej głosie była niemalże namacalna, stanowiła jednak zupełną opozycję do tego, co odmalowywało się w twarzy Loli - Myślę, że zyska na tym Twoja moralność, a Ty trochę inaczej spojrzysz na ład i chaos.
    Czy to co mówiła było szczere? Pewnie tak, ale czy prawdziwe? Biblię ostatni raz czytała jako mała dziewczynka i wszystko co w niej zawarte kojarzyło się Loli ze spokojem.
    Teraz jednak miało to najmniejsze znaczenie. Wiedziała już, że nie chodzi o książki ani o jakąkolwiek inną strawę duchową. Mogła się także trochę pobawić, prawda? Czyż nie brała udziału w jakiejś grze?

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dobra. Pomysły, bo chęci, panie!, to ja mam zawsze ;)
    Jedyne co mi świta na chwilę obecną, to może jakieś przypadkowe spotkanie w barze? Emily piłaby znowu, dużo za dużo, a potem byłaby już w tym mocnym stanie, który by ją jeszcze bardziej zapędzał na skraj desperacji i w depresyjny nastrój, ale jakoś przy barze by wyszła jakaś rozmowa. Albo Rockwell by ją zabrał do domu. Pijana Emilka ogólnie różne cuda odstawiać potrafi...
    A jak nie to, to równie dobrze mogłaby się zgubić w lesie i na niego natknąć? Nie wiem... biblioteki chyba specjalnie to by nie odwiedzał. Chyba, że Johnsee przypadkiem by zabłądził i trafił pod dach biednej pani pisarki.
    To już jak chcesz. Do wyboru do koloru :)]

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba właśnie przebudzam się ze snu letniego... Mogę się wziąć w artystyczną garść i szykować odpis? ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. [Zatem możemy poprowadzić wątek z tą postacią, skoro potrafi dogadać się z dziećmi. To da nam dodatkowe pomysły. Można zrobić tak, że Chloe puszczałaby latawiec na łące, przez którą on aktualnie przechodziłby. A że latawiec utknie jej na drzewie, może go ona poprosić o pomoc. Will zauważy brak córki na łące i rzuci robotę, by jej szukać. czy coś.
    I tak, to tak specjalnie. :D]

    William P.

    OdpowiedzUsuń
  12. Lola usłyszała jedynie skrawki pytania mężczyzny, którego zrozumienie nieco zakłócił dystans i regały pełne książek. W odpowiedzi wzruszyła jedynie ramionami, mimo że nie mógł jej dostrzec. Nie wiedziała czy byłby w stanie przejść poprzez opasły tom nieustannego moralizowania; nie zdążyła jeszcze wyrobić sobie na temat jego osoby opinii, a fakt ten zdawał się ją niejako deprymować. Zwykle w lot pojmowała ludzką osobowość, niezależnie od stopnia skomplikowania. Lubiła myśleć, że zna się na ludziach, a i tak często się myliła, ulegając impulsom. I wciąż oceniała ich przez pryzmat czytanych książek.
    Sama od lat krążyła po utartych schematach, zarówno w czytaniu jak i pisaniu. Miała wrażenie, że poza kilkoma sztandarowymi nowościami literackimi, które po prostu wypadało znać, od lat czytała te same książki, które były bliskie jej sercu. W tworzeniu popadała w obsesję, która nakazywała jej myśleć, że nie jest autorką niczego innowacyjnego, a jedynie przelewa na papier to, co już wcześniej gdzieś wyczytała, poznała, posmakowała.
    Pisanie było doprawdy przeklętym zajęciem.
    Gdy mężczyzna powrócił do lady, Lola w milczeniu spojrzała na wybraną przezeń książkę, nie komentując wyboru najmniejszym nawet słowem czy gestem. Nabiła zamówienie na kasę, a następnie opakowała wydanie w papier według polityki antykwariatu, gdy padło pytanie.
    Podniosła wzrok znad wykonywanej czynności, wyrażał on niejakie rozbawienie.
    - A pytasz o to bo...?
    Cóż, ona też potrafiła być bezpośrednia. O wiele łatwiej przychodziło niektórym zachowywanie się w ten sposób wobec nieznajomych. Lola zmrużyła oczy, nieco zbita z tropu.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Dziękuję serdecznie za tak gorące powitanie. Bardzo mi się miło zrobiło, że mnie tak chwalisz, więc wzięłam się i przeczytałam chociaż jedną z Twoich kart.
    Nie umiem tak schlebiać, więc powiem, że podoba mi się charakter, który całkiem śmiało wyłonił się z treści. I chciałabym wątek, bo jakżeby tak, nie zaproponować nic.
    Chyba, że Ty masz pisania pod dostatkiem.
    Zgłoś się, jeśli masz ochotę, wtedy coś wymyślimy/zaczniemy.]

    Warren Keen

    OdpowiedzUsuń
  14. [Muszę dodać małą uwagę na początku - Warren nie miałby raczej nic przeciwko, gdyby orientacja Twojej postaci była odmienna od obecnej.
    No, to teraz mogę przejść do konkretów.
    Możemy go uratować i wyciągnąć z wody (a co!) o ile zaczniesz, ehehe.]

    Keen

    OdpowiedzUsuń
  15. [O to chodziło, żeby nie było tego po nim widać. Promuję gejowstwo utajone.
    Poczekam, pewnie będę jakoś do północy.]

    Keen

    OdpowiedzUsuń
  16. Już na powrót skierowała swoją uwagę na opakowywaniu książki papierem, dociskając papier szczupłą dłonią w pewnych miejscach, gdy znowu zmuszona została do podniesienia wzroku. Tym razem wyrażał on więcej zaskoczenia, mniej rozbawienia. Lola szybko jednak opamiętała się, przywołując nieco bardziej zrównoważony wyraz twarzy. Przesunęła zapakowaną już książkę w kierunku mężczyzny, a na jej ustach zadrgał niejaki uśmiech. Nie odrywając wzroku od jego twarzy leciutko, niemalże niewidocznie pokręciła głową.
    Kolacja? Dobre sobie. Plany Loli na ów wieczór ograniczały się do powrotu do domu, owszem, zjedzenia czegoś i rzucenia się twarzą prosto w łóżko. W pewnych etapach życia sen miewał nie tyle co regenerujące, ale i zbawienne znaczenie. Zwłaszcza, gdy powracały wspomnienia i burzące krew poczucie niesprawiedliwości. No bo dlaczego właściwie ona?
    - Po pierwsze, nie znam nawet Twojego imienia - zauważyła przytomnie, przez sekundę zastanawiając się nad tym jakie właściwie pasowałoby do prezencji mężczyzny; zaraz jednak powróciła do trzeźwego myślenia i przestąpiła z nogi na nogę - Po drugie: wątpię - dodała dobitnie, badając reakcję. Należała do tych osób, które na przekór potrafiły działać tylko z czystej złośliwości, ale teraz działała w zupełnej zgodzie z własnym sumieniem. Nie widziała powodów, a tym bardziej jakiegokolwiek celu dla którego miałaby się udawać ze stojącym przed nią facetem. Którego, notabene, widziała pierwszy raz na oczy. Tak przynajmniej wydawało się Loli, ale nie dałaby sobie głowy uciąć czy nie minęła go gdzieś wcześniej w miasteczku. Teraz jednak do aparycji mogła przypasować cząstkowe elementy składowe jego charakteru na temat którego miała i tak nikłe pojęcie. Może to wpływało na jej osąd sytuacji. Może.

    OdpowiedzUsuń
  17. Tego dnia miał dużo pracy, ponieważ pogoda dopisywała i nie zapowiadało się, by miała nadejść jakakolwiek ulewa. Musiał więc korzystać z tego czasu, coby potem nie nadrabiać w trudniejszych warunkach atmosferycznych. Teraz przynajmniej nie musiał się babrać w błocie i wiórach. Mógł się chociaż odrobinę zrelaksować. Jeśli tak można nazwać machanie siekierą i szarpanie się z innymi piłami. No cóż, nie mógł wybrzydzać. Wolał to niż stanie nad garnkami i pichcenie. To zdecydowanie go uspokajało.
    Właśnie dlatego nie miał czasu dla swojej córki, która uporczywie chciała mu pomagać. Nie mógł pozwolić, by kręciła się blisko niego, kiedy dookoła tyle niebezpiecznych narzędzi. Samo stanie pod drzewem, które aktualnie musiał ściąć, było złym pomysłem. Dostawał zawału za każdym razem, gdy zbliżała się do niego, kiedy musiał wykonywać swoją robotę. Dlatego dał jej latawiec i pozwolił bawić się na łące, która znajdowała się kawałek za nim. Dzięki temu mógł mieć ją na oku, a jednocześnie nie martwić się, że coś jej się stanie. I tak było, dopóki nie zniknęła mu z oczu.
    Chloe stała pod drzewem, na którym utknął jej latawiec i wpatrywała się w górę zrezygnowanym wzrokiem. Drzewo było zbyt wysokie, żeby mogła się na nie wdrapać i ściągnąć go na dół. Miała na niego uważać, a po kilku minutach jej zabawa dobiegła końca. Tata nie będzie z niej dumny. Nie była typem dziewczynki, która wstydzi się wszystkich, więc nawet nie przeniosła spojrzenia na mężczyznę, dalej wpatrując się w swój latawiec.
    - Chyba już go nie odzyskam. - Stwierdziła smętnym głosem, zwieszając ramiona wzdłuż ciała. Akurat wtedy William zauważył ich, natychmiast kierując się w tamtą stronę. Zatrzymał się tuż za nimi, również zadzierając głowę do góry. No tak, mógł się tego spodziewać. Chyba będzie musiał pozbyć się tego drzewa.
    - Chloe, wystarczy zostawić cię na chwilę i już coś broisz. - Mruknął, kręcąc przy tym głową. Spojrzał na stojącego obok mężczyznę, nie kojarząc go zbytnio. - A pan to...?

    William P.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Biedny, ograniczony Johnny. Jak stolarz nie może być seksi, to co powiedzieć o grabarzu albo zalogancie kutra? Ci to mają przwalone, choć zawsze mogą pokazać mięśnie i sprawa załatwiona. Biedna Fanny w szowinistycznym świecie :<
    Piszmy. Możemy ciągnąć to z Sugar, bo w zasadzie mała różnica między postaciami. Ewentualnie dziesięcioletni brat Frances mógł mu coś zniszczyć/ukraść i Johnsee przychodzi do jej zakładu z małym bandytą.]

    Fanny Callahan

    OdpowiedzUsuń
  19. [ I bardzo dobrze Ci się skojarzyło, co prawda weszłam wczoraj w etap czytania "50 twarzy Grey'a" i to nazwisko jakoś mi wskoczyło, a innego wymyślić nie potrafiłam. Jednak trzymajmy się tego, że to z Grey's Anathomy. :)
    To co wątkujemy?
    K. Grey

    OdpowiedzUsuń
  20. Naskórek starty od włókien liny był całkowitą normą, a z każdym kolejnym dniem stawał się również rutyną. Nie zwykł kręcić nosem podczas pracy, ale przyzwyczaił się na przestrzeni kolejnych lat do ciągłych zmian. W tym miejscu trwał jednak przez kolejny tydzień i zaczynało go to powoli w jakiś sposób kłuć. Jakby sama świadomość pozostawania w swoistym bezruchu była dla jego umysłu niczym drzazga. Czas bowiem upływał mu, gdy przebywał na kutrze czasami od samego świtu i wieczorami zaglądał do baru, żeby na końcu wylądować w tym małym, klaustrofobicznym mieszkaniu, w którego podłodze znał na pamięć już chyba każdą deskę podłogową.
    Westchnął ciężko, chwilowo odchodząc od mokrych lin i rozprostowując plecy. Chyba tylko jakieś okrutne zrządzenie losu wrzuciło coś niezaprzeczalnie ludzkiego do wody. Przyglądał się tamtemu miejscu jeszcze przez chwilę, jakby mając nadzieję, że z odmętów samodzielnie wyłoni się człowiek i jego ingerencja będzie zbędna. Kiedy tak się nie stało, zwyczajnie spanikował, skopał niedbale zawiązane buty ze stóp i jego ciało zaraz zetknęło się z chłodną, orzeźwiającą wodą.
    Widząc w odmętach stosunkowo bezwładną sylwetkę, podpłynął w tamtą stronę, aby już po chwili wyrwać siebie i mężczyznę na powietrze, zaczerpnąć świeżego powietrza.
    Trzymał drugiego człowieka przy sobie, choć pokonanie dystansu, który dzielił ich od brzegu był niewątpliwie trudny z ponadplanowym balastem. Milczał, skupiony na tym, że zdecydowanie powinien wyjść z zimnej wody. Dopiero gdy znalazł się przy drabince, a następnie na brzegu, obok niedoszłego topielca, przesunął po drugim człowieku dość beznamiętnym spojrzeniem.
    Siedział na brzegu, wyrównując swój oddech, doprowadzając go do normalnego tempa.
    – Kto normalny rzuca się do wody, a przy tym nie potrafi pływać? – zapytał, marszcząc nos. Było mu zimno i czuł, jak do jego ciała kleją się przemoczone ubrania. Było to uczucie raczej nieprzyjemne.
    Spojrzał w stronę kutra i zaklął pod nosem. Zaraz mieli odpływać, a on szczerze wątpił, żeby mógł odnaleźć tam wystarczająco dużo suchych rzeczy.

    [Nie sprawdzone, of kors.]
    Keen

    OdpowiedzUsuń
  21. [Dziękuję za przywitanie ^^ O wenę nie trzeba się martwić, zawsze jakoś nieźle się trzyma.
    A pan malarz bardzo interesująco przedstawiony. Do drugiej karty dopiero się zabieram i jestem ciekawa, co tam mnie czeka :>]

    Camille

    OdpowiedzUsuń
  22. Przyglądał się nieznajomemu mężczyźnie z wyrazem pełnego niezrozumienia wymalowanym na twarzy. Nie był też do końca przekonany, czy należało się zainteresować stanem tego człowieka czy po prostu machną na jego gwałtowne zmiany zachowania ręką. Usłyszawszy jednak to krótkie wyjaśnienie, usiadł na wilgotnych deskach bez słowa, ale z zauważalnym niezadowoleniem.
    – To nie było zabawne – powiedział do mężczyzny, na którego już nawet nie spoglądał, bo o wiele bardziej zajmujący okazał się pomarszczony, mokry materiał spodni i chłód, który odczuwał momentalnie wraz z każdym, chociażby najlżejszym, powiewem powietrza. – Przez twoje wygłupy przemokły mi pewnie papierosy i mogłem się zastanowić, zanim już zacząłem cię ratować – oznajmił, po czym odchylił się lekko, aby posłać chłopakowi ten swój miły, choć odrobinę też nieodgadniony uśmiech.
    Przesunął spojrzeniem po przystojnej twarzy, po czym spojrzał w kierunku kutra. Jeden z jego kolegów już zajmował się zwijaniem cum, nie czekając na niego i prawdopodobnie też nie zwracając na niego uwagi.
    Należało wstać, ruszyć się z miejsca i pożegnać z tym nierozważnym człowiekiem, który siedział zamiast obok.
    – Czas na mnie, ale jeśli nadal potrzebujesz, żeby cię ktoś w razie potrzeby ratował, możesz płynąć z nami, księżniczko – wyrzucił z siebie dość bezmyślnie i na dodatek w sposób lekko kpiący. Wiedział, że reszta załogi raczej nie miałaby nic przeciwko dodatkowej parze rąk, bo z pewnością nie pozwolono by obcemu płynąć za nic.
    Nie czekając na odpowiedź, wstał i skierował swoje kroki w stronę kutra, mając nadzieję, że pod pokładem znajdzie chociaż coś, żeby się względnie osuszyć.

    Keen

    OdpowiedzUsuń
  23. Spojrzała na wyciągniętą dłoń mężczyzny, który nie był już tylko bezimiennym klientem. Miał imię z prawdziwego zdarzenia, pewnie i nazwisko, a może nawet profesję. To przypomniało Loli, że kilka minut wcześniej chciała wiedzieć czym właściwie Johnsee zajmuje. A najlepiej gdyby odgadła. Lubiła zgadywać. Wtedy miewała jakieś złudne, absurdalne poczucie kontroli. Nad czym? Dobre pytanie.
    Lola podniosła wreszcie wzrok, patrząc na twarz mężczyzny. Nie lubiła ludzi, którzy podczas rozmowy, przedstawiania się, w jakiejkolwiek interakcji unikali kontaktu wzrokowego. Wreszcie wyciągnęła rękę, delikatnie ujmując dłoń mężczyzny, jednak uścisk był rzeczowy.
    - Johnsee - powtórzyła, uśmiechając się lekko - Ładne imię.
    Raczej nietypowe, ale jego brzmienie podobało się Loli. Sama pominęła swój własny wkład w przedstawianie się, nie podając własnego imienia celowo, grając w niezrozumiałą, znaną tylko sobie gierkę. Cóż, ona też nie należała do ludzi do których można było zapałać sympatią od pierwszego wejrzenia. Raczej zyskiwała przy bliższym poznaniu, ale tylko wtedy, gdy pragnęła pokazać się komuś od dobrej strony. Śmiała twierdzić, że nie wszyscy na to zasługiwali. Gorzkawe, życiowe doświadczenia ją doprowadziły do takowych wniosków.
    - Lola. Dziecinne, przypadkowe imię.

    OdpowiedzUsuń
  24. [ W sumie oboje są artystami (w różniących się dziedzinach sztuki- no bo grzebanie w drzewie chyba można tak nazwać), ale można by było coś podziałać.
    Nasze postaci się różnią, ale będzie przynajmniej ciekawie ;) ]

    Richard

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Ależ naprawdę nic się nie stało. Każdemu się zdarza przecież, a ja nie jestem z tych obrażalskich ;)
    Na taki wątek oczywiście, że się piszę. Przynajmniej coś innego, a niźli ten sam schemat- Niech spotkają się w barze.... :-/ ]

    Richard

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia x.x', gdyż zdjęcie znalazłam po wpisaniu Beard w wyszukiwarce zarówno na Tumblr jak i weheartit. Po prostu wyobraziłam sobie stolarza z brodą i nagle mignęło mi owe foto. Ma dusza krzyknęła "TO jest TO"...
    W sumie faceci są podobni, ale nie potwierdzę w 100%, gdyż nie wiem...]

    Richard

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Zdjęcie pewnie się zmieni jak znajdę coś co bardziej będzie pasowało do baby, która nie potrafi na dupie usiedzieć, ale..Co do tego, że jest chuda to się zgodzę, choć głównie dlatego, że tam gdzie się pojawia nie ma pseudo restauracji szybkiej obsługi. Powinna zacząć się bać? :D
    Do października nie mam co ze sobą zrobić, więc tak łatwo się mnie nie pozbędziecie :3
    Jest może jakaś chęć na wątek? Jeśli tak to wówczas postaram się coś wymyślić, chociaż nie obiecuje, że to się uda - lepiej idą mi początki, a przynajmniej szły pół roku temu, gdy ostatni raz byłam obecna na jakimś blogu]
    Giorgiana

    OdpowiedzUsuń
  28. [ Dwójka wygląda ciekawie, bo w jedynce pewnie skupiłaby się na nim zamiast krajobrazie, głównie dlatego, że uwielbia za obiekt swoich zdjęć czynić ludzi i ich historię. Zacznę, chociaż pewnie dopiero wieczorem. I nie zdziw się, jeśli ona sobie z jego obecności nic nie zrobi, albo zignoruje jego nagość. Przyzwyczaiła się podczas wypraw do praktycznie zerowej intymności]
    Giorgiana

    OdpowiedzUsuń
  29. [ Miałam się zabrać za pisanie gdzieś po północy, ale jeśli uda Ci się mnie uprzedzić to śmiało :) Będę wdzięczna, zbuduje Ci ołtarzyk i takie tam]
    Giorgiana

    OdpowiedzUsuń
  30. Przewróceniem oczu skwitowała trochę dłuższy niż zwykle przy powitaniach dotyk, cudem powstrzymując się od wypowiadania zbędnych komentarzy. Wystarczył sam gest, który dokonała za pomocą ciemnych, odziedziczonych po matce oczu. Ojciec zwykł karcić młodszą Lolę za owe posunięcie, które w jej wykonaniu często było ostentacyjne, a wyrażać mogło wszystko; od pobłażania po lekceważenie. Ona jednak czasami nie mogła się powstrzymać. To był niemy komentarz i to jaki przyjemny! Zawsze mogła się wymówić odmiennymi intencjami od tych, które można było jej zarzucić.
    - Whatever Lola wants, Lola gets - podsumowała cytatem z piosenki, będącą jedyną rzeczą, którą Lola lubiła odnośnie własnego imienia. Dosyć trafnie podsumowywała jej charakter.
    Whitelands uniosła nieco brwi, przybierając na twarz swój najbardziej anielski, niewinny wyraz twarzy.
    - Może się skuszę - odparła powoli, a jej dłoń powędrowała do włosów w kokieteryjnym geście; całymi pokładami siły woli powstrzymywała się od krzywego uśmiechu rozbawienia - Ale po co, co? Po co ta kolacja? I nie truj proszę o tym czemu służy ten posiłek sam w sobie.

    OdpowiedzUsuń
  31. [No i wszystko się zgadza. Byłabym bardzo wdzięczna za zaczęcie, bez problemu poczekam. Dzięki. :)]

    Laura.

    OdpowiedzUsuń
  32. Powstrzymał się przed przewróceniem oczami, ponieważ było to rozwiązanie zgoła dziecinne, a przecież zwykł być człowiekiem odpowiedzialnym i dojrzałym pomimo zatwardziałego tchórzostwa. Z istnienia tegoż zdawał sobie sprawę i regularnie pluł w brodę, myśląc o rzeczach, które wydarzyłyby się, gdyby nie tracił czasu na wieczne poszukiwania bliżej nieokreślonego miejsca, czasu lub nawet przedmiotu.
    – Racja – przyznał mężczyźnie w sposób dość zdawkowy, powściągliwy, ale też stosunkowo przyjazny. – Uważaj na siebie – rzucił mu jeszcze na pożegnanie, żeby przed wejściem na pokład kutra, odwrócić się w jego stronę i uśmiechnąć zdawkowo.
    Opuszczając pomost w dokach w przemokniętych ubraniach, nie spodziewał się tak niespokojnego dnia, w którym osuszanie ubrań nie miało jakiegoś większego sensu, podobnie jak wylewanie wody z ciężkich butów. Po skończeniu pracy i powrocie na stały ląd był więc niesamowicie wdzięczny za niechwiejący się grunt pod nogami, choć silne opady deszczu przyjął raczej bez większego entuzjazmu. Zastanawiał się, czy rozsądniejszą myślą było powrócenie do mieszkania i doprowadzać się do stanu publicznej używalności czy może raczej lepiej byłoby ulec jednemu z kolegów i wyruszyć z nim na opicie połowu. Decydując się na pierwszą opcję, był uprzejmy i nie spodziewał się, że w ogólnym rozrachunku jego przeznaczeniem było ostateczne wylądowanie w barze i zamówienie alkoholu.
    Kiedy wszedł do wnętrza budynku, wciąż panowała nieprzyjemna jak na lato pogoda i zaczynał przez nią zastanawiać się nad zmianą swojego miejsca pobytu. Coś jednak kazało mu pozostać, więc konsekwentnie zamówił drinka i zamienił kilka zdań z barmanem, z którym miał styczność dopiero po raz trzeci lub czwarty, ale usilnie starał się nie zrażać go do siebie i być tym uprzejmym facetem, bo był nim, ale dopiero po głębszym poznaniu albo po prostu kilka lat wstecz.
    Dopiero pod koniec alkoholu w szklance rozejrzał się po wnętrzu, bo jak dotąd wydawało mu się, że był z Ianem sam na sam, a tymczasem kilka miejsc dalej zauważył niedoszłego topielca z wyboru. Nie przejmując się tym, że mógłby mu przeszkodzić w sunięciu ołówkiem po kartce papieru, przybliżył się do niego, po drodze wyciągając pożyczone i jakimś cudem suche papierosy, a następnie odpalając jednego z nich.
    – Jestem dumny, że ratowanie cię nie poszło na marne – wyrzucił, uśmiechając się w sposób całkiem szczery, a można to było poznać po tych nieznacznych zmarszczkach, które utworzyły się na chwilę przy jego oczach. Zajrzał nieznajomemu przez ramię, nie komentując jednak wytworu, który ujrzał na papierze.

    [Nie wiedziałam, czy masz ochotę pisać coś dalej czy nie, więc zaczęłam sugerując się tym niewykorzystanym pomysłem, który wcześniej rzuciłaś. Jeśli nie masz chęci albo cierpisz na nadmiar wątków – nie musisz odpisywać.
    To tylko taki suprajs.]

    W. Keen

    OdpowiedzUsuń
  33. [Ale wszystko wyszło w stu procentach zrozumiale! Cieszę się, bo Twój komentarz zawarł wszystko, co za zadanie miała zrobić ta karta, napisana zresztą w zbyt krótkim czasie.
    Oczywiście jestem chętna na wątek, od dawna nie pisałam dobrego męsko-męskiego. Piszę pod kartą Johnsee z prostego powodu - uznałam, że z nim będzie łatwiej, skoro z Blake'em są w podobnym wieku. Zakładam, że masz jakiś pomysł na ich spotkanie, skoro jesteś chętna zacząć ;)]

    Blake Curtis

    OdpowiedzUsuń
  34. [Bo jest niewinna i skromna. A przynajmniej taka stara się być! I bardzo dziękuję za miłe słowa. Rockwell wydaje się być naprawdę intrygującym facetem, a jakby tego było jeszcze mało, jest malarzem. Super. Gdyby u mojej ciotki pomieszkiwali tacy przyjezdni... och, odwiedzałabym ją znacznie częściej.
    Nie chciałabym Cię wykorzystywać, ale wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli to Ty zaczniesz. Udusisz mnie? Nie duś, nie warto. Warto to zacząć!]

    Kayla

    OdpowiedzUsuń
  35. [ Zacznę coś jutro :D Tylko nie zdziw się, jak dziewczyna po dowiedzeniu się, że on tu jest zechce zwrócić na siebie jego uwagę w dość...niekonwencjonalny sposób. Kamyk rzucony w głowę się do tego świetnie nadaje, prawda?]
    Natalie Carter

    OdpowiedzUsuń
  36. Zadając pytanie co na celu miałaby mieć ich kolacja, Lola nie spodziewała się, że zostanie uraczona filozoficznym wywodem, który wywołał u niej mieszane odczucia.
    Formułując swoje wątpliwości w zdaniu pytającym chyba nie do końca spodziewała się szczerej odpowiedzi. Znała mężczyzn krętaczy, którzy karmili kobiety małymi kłamstewkami na prawo i lewo, korzystając z niewyczerpanych pokładów. Zwłaszcza zauważyła podobną tendencję u tych rzadkich przyjezdnych, którzy z różnych powodów trafiali do Mount Cartier; z biegu liczyli na małomiasteczkową naiwność. Cóż, Lola nie miała jej w sobie. W ogóle.
    Była więc usatysfakcjonowana szczerością odpowiedzi mimo, że ta przybrała nieco nieoczekiwany kierunek. Czuła jednocześnie coś z pogranicza rozbawienia i pobłażania, a także kilka innych afektów, które ciężko było jej zdefiniować na chwilę obecną. Cierpliwie wysłuchała tego co chciał jej przekazać, w duchu modląc się by jej drgające kąciki ust nie zostały odebrane na opak.
    Z zaskoczeniem zauważyła, że po złożonych przez niego wyjaśnieniach była w stanie zgodzić się na tą kolację. Jasna cholera. Niemniej takie konformistyczne zachowania nie leżały w jej naturze. Zwykle wszystko utrudniała, testowała, analizowała by przekonać się o prawdziwych wartościach, które często były utajone bądź nie było ich wcale.
    Westchnęła cicho, wstrzymując się z odpowiedzią przez chwilę.
    - Skąd wiesz, że nie trafiłeś na cyniczną muzę - w tym miejscu zakreśliła cudzysłów w powietrzu za pomocą palców - której nie interesuje w żadnym stopniu Twój proces twórczy?
    Nie czerpała żadnej przyjemności ze znęcania się nad ludźmi, a i swoje aktualnego zachowania nie zakwalifikowałaby do takowych; przeciągała znów w nieskończoność ich przypadkowe spotkanie dla równie przypadkowych i znanych tylko sobie powodów. Poza tym była ciekawa. Jak zwykle.
    Sama często potrzebowała impulsów, które rozbudzały jej kreatywność. W duchu czuła więc, że decyzja została podjęta. Nie bez udziału jej świadomości, ale również pod wpływem jakiegoś impulsu.


    Jeju. Obiecuję więcej regularności w moich odpisach, o!

    OdpowiedzUsuń
  37. Dzisiejszy dzień był dla Kayli wyjątkowo pechowy. Nie dość, że w połowie drogi na pocztę uszło jej całe powietrze z opony, to jeszcze kiedy dotarła na miejsce, dowiedziała się, że do domu wróci dopiero późnym wieczorem, ponieważ koniecznie musi zastąpić nieobcego pracownika archiwum. Nie miała dziś nastroju do użerania się z tyloma papierami i, co gorsza, czuła, że to nie koniec nieprzyjemnych niespodzianek.
    Do godziny szesnastej siedziała za swoim drewnianym biurkiem, sprzedawała kolorowe znaczki, wykonywała przelewy i rozwiązywała sudoku. Nie miała głowy do sterty papierów, które zostawił jej Gary, więc postanowiła, że zajmie się tym później. Kiedy w końcu dojrzała do tak poważnego zadania, dźwignęła się z krzesła, otworzyła okno i w mgnieniu oka zabrała się za przeglądanie wszystkich teczek. Liczyła, że dopływ świeżego powietrza nieco ją ocuci, lecz los chciał, by stało się inaczej. Kobieta nie miała pojęcia, w którym momencie odpłynęła i przestała zajmować się tym, czym powinna, ale całkowita świadomość tego, co robi i gdzie się znajduje, wróciła jej dopiero wtedy, kiedy wetknięta między zęby końcówka długopisu tak po prostu pękła. Pękła i zostawiła na jej wargach granatowe, niemalże czarne plamy tuszu. Kayla gwałtownie odrzuciła połamany pisak gdzieś na bok, mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego i odstawiła wszystkie papiery na parapet, z dala od rozlanego na biurku atramentu.
    Cudem udało się jej domyć. Rozdrażniona i zła na siebie jak nigdy dotąd wyszła z zaplecza, wycierając podbródek miękką chusteczką. Była głodna, więc postanowiła zrobić sobie krótką przerwę, by skoczyć do zajazdu po coś do jedzenia. Zamiast tego jak opętana rzuciła się na parapet, bo wiejący z zewnątrz wiatr poderwał do lotu kilka kartek.
    - Gdzie! - krzyknęła za dokumentami. Następnie dość gwałtownie wychyliła się przez okno i dosłownie w ostatniej chwili pochwyciła uciekające papiery. - Mam was! - rzuciła zwycięsko, zebrała resztę zaświadczeń i przytulając je do piersi, odwróciła się od okna. Już miała ruszać z miejsca, kiedy wtem spostrzegła stojącego przy drzwiach mężczyznę. I to obcego mężczyznę. - Przepraszam, ale poczta jest czynna tylko do szesnastej. Spóźnił się pan parę godzin - zauważyła uprzejmie i podeszła do biurka, by odłożyć plik dokumentów. Następnie wróciła na swoje wcześniejsze miejsce i zamykając okno, zerknęła na nieznajomego przez ramię. - Mogłabym w czymś jeszcze pomóc?

    [Łap!]

    Kayla

    OdpowiedzUsuń
  38. [Pomysł super :) Spróbowałam coś napisać, jeśli cokolwiek by nie pasowało, to śmiało zmieniaj.]
    Ostatnich dni w Mount Cartier zdecydowanie nie można było zaliczyć do pogodnych, bo deszcz przychodził i odchodził, i nigdy nie było wiadomo, kiedy akurat będzie miał kaprys, by pojawić się ponownie. Cathleen i bez tego miała ogromny problem, by przywyknąć do zimnego klimatu miasteczka - w końcu od dziecka przyzwyczajona była do gorąca Kalifornii - a deszcz i ciągła wilgoć w powietrzu sprawiały, że czuła się tylko gorzej.
    Jednak pomimo to, kiedy tylko deszcz ustał i nadarzyła się okazja, by wyjść z domu nie przekamając do suchej nitki zaraz za progiem, blondynka postanowiła pojechać...no, właśnie - dokąd? Gdziekolwiek, byle tylko nie siedzieć samej w domu.
    Dosłownie chwilę później, ubrana w ulubiony płaszczyk i botki od Prady - jedyne, czego nie potrafiła sobie odmówić nawet tutaj, to modne ubrania - siedziała w samochodzie i wolno przemierzała uliczki Mount Cartier. Szukała czegoś? Nie wiedziała, dopóki nie dostrzegła szyldu baru niedaleko drogi i nie poczuła niewysłowionej ochoty na gorącą czekoladę. Zwłaszcza, że było jej tak zimno...
    Zaparkowała samochód przed budynkiem i, uprzednio owijając się ciaśniej płazczem, otworzyła drzwi. Zdążyła wyciągnąć tylko jedną nogę na zewnątrz, kiedy dostrzegła pod podeszwą błoto. Gwoli ścisłości - nie tylko pod podeszwą, bo cały parking był jedną wielką połacią błota.
    - Chyba nie słyszeli tutaj o kostce brukowej - mruknęła sama do siebie, po czym zaśmiała się cicho, bo zdała sobie sprawę, że zabrzmiała teraz jak jej rozkapryszone koleżanki z branży. Włożyła nogę z powrotem do samochodu i wpatrując się to w drzwi baru, to w błotnistą drogę do niego prowadzącą. Chyba nie znajdzie w domu wystarczającej ilości chusteczek, żeby mogła doczyścić buty.
    Cathleen

    OdpowiedzUsuń
  39. Przez dłuższą chwilę Cathleen zastanawiała się, w jaki sposób dotrzeć do baru, by nie pobrudzić sobie butów, ale nic sensownego i możliwego do zrealizowania nie wymyśliła. Już miała zrezygnować z upragnionej gorącej czekolady i wrócić na resztę wieczora do domu, jak zwykle z resztą, kiedy nagle przy drzwiach jej samochodu pojawił się tajemniczy nieznajomy.
    Blondynka drgnęła nieznacznie, odrobinę wystraszona nagłym ruchem w swoim otoczeniu, jednak zaraz potem zmrużyła delikatnie oczy i wyjrzała nieśmiało z samochodu. Jej oczom ukazała się postawna sylwetka mężczyzny. I to jakiego mężczyzny - był przystojny i to bardzo, co Cathy zauważyła od razu. Na pierwszy rzut oka dostrzegła również, że nie należał do tutejszych mieszkańców - co jak co, ale na ubraniach i ich markach znała się doskonale, dlatego bez problemu mogła stwierdzić, że nie kupił ani kurtki, ani spodni w jakimś tutejszym butiku, a były to jedne z tych droższych ubrań. Jedyne, co nie do końca pasowało to buty - ciężkie, z grubą podeszwą, nadające się idealnie na błotniste drogi Mount Cartier. Blondynka od razu postanowiła, że będzie musiała sprawić sobie podobne.
    - Oh... - zająknęła się, gdy usłyszała tą dość niecodzienną propozycję, nie do końca wiedząc, czy potraktować ją poważnie, czy mężczyzna po prostu robi sobie z niej żarty, jako że należała zdecydowanie do tych 'wielkomiastowych'. Jednak ostatecznie uśmiechnęła się delikatnie, można by rzec, że odrobinę nieśmiało i znów uniosła spojrzenie jasnobłękitnych tęczówek na nieznajomego. - Za gorącą czekoladę oddałabym teraz wiele, więc jeśli tylko dotrę do drzwi czysta, to jestem w stanie obiecać ci nawet naleśniki do kawy albo frytki do piwa. - głos Cathleen był delikatny, ale dźwięczny i śpiewny, teraz zabarwiony żartobliwą nutą.

    Cathleen

    OdpowiedzUsuń
  40. Ceniła szczerość. Zdawała sobie sprawę, że ta jest produktem deficytowym we współczesnych czasach, a jednocześnie czerpała niewielkie zadowolenie z faktu, że tutaj, w Mount Cartier szczerość wciąż była niepodważalną wartością. Samą w sobie. Cóż, przynajmniej dla niektórych.
    Nawet najgorsza prawda była lepsza od kłamstwa i Lola podpisywała się pod tą zasadą obiema rękami nie tylko dlatego, że tak nauczył ją ojciec. Kłamstwa wcale niczego nie ułatwiały; były niepotrzebną komplikacją, biczem kręconym na własną osobę.
    Skinęła głową, przyjmując jego odpowiedź do wiadomości. Całokształt sytuacji nie wywoływał u niej najmniejszego nawet zakłopotania. Była rozbawiona i ciekawa - teraz już bardziej osobowości Johnsee niż procesu twórczego. W duchu uświadomiła sobie, że od dawna nikt nie wzbudził jej zainteresowania w najmniejszym nawet stopniu. Nie to, żeby rozglądała się za czymkolwiek więc może faktem jest stwierdzenie, że przegapiła kilka wartościowych i godnych uwagi zjawisk na własne życzenie. Trwała wobec zaistniałej sytuacji w pewnego rodzaju anemicznym zawieszeniu, które teraz poniekąd zostało przerwane. To wystarczyło by poczuć się zainteresowaną, po prostu.
    W reakcji na jego słowa pełne usta Loli zadrgały w szerokim uśmiechu, którego nijak nie mogła powstrzymać by dalej sukcesywnie pełnić rolę niedostępnej i sceptycznie nastawionej.
    - Mop? - uniosła brwi i zanim zdążyłby odpowiedzieć, ruszyła na zaplecze po wspomniany przez nich przedmiot. Wróciła po upływie kilkudziesięciu sekund z zadowoleniem dzierżąc mop niczym berło. Wyciągnęła go w kierunku Johnsee, ale zanim zdążył go przejąć, cofnęła rękę w dziecięcy sposób drocząc się.
    - Uważaj, bo zacznę Cię lubić - ostrzegła z krzywym uśmiechem, od razu zastanawiając się nad sensem wypowiedzianych słów. Nie wykluczała takiej opcji, ale wiedziała, że z jej trudnym charakterem, a przede wszystkim nieufnością zajmie to więcej czasu niźli w normalnych przypadkach.

    OdpowiedzUsuń
  41. Miała psi humor i naprawdę fatalny nastrój. Po dniu pełnym niepowodzeń była stuprocentowo pewna, że to właśnie dziś zasłużyła na miłe zwieńczenie wieczora. Z nadzieją wyczekiwała jakieś przyjemnej niespodzianki lub pozytywnie zaskakującego finału, lecz nic takiego zdawało się nie nadchodzić. Los uśmiechnął się do Kayli tylko w jeden sposób - niespodziewanie zesłał jej kogoś, no kogo fajnie było sobie popatrzeć.
    I chyba tylko popatrzeć.
    To nie tak, że przekreśliła go już na samym starcie - przecież nie miała ku temu najmniejszych powodów. Wiedziała, że w normalnej sytuacji z uśmiechem na twarzy wyszłaby z propozycją wskazania obcemu przybyszowi drogi, lecz przez wzgląd na wcześniejsze wydarzenia zrobiła się niespotykanie wroga. Nie dość, że nie potrafiła przypomnieć sobie momentu, w którym przeszłaby z nim na ty, to jeszcze choć jasno i wyraźnie zakomunikowała mu, że mają zamknięte, on wcale nie wyszedł. Nic dziwnego więc, że od samego początku zaczęła się go czepiać. Tylko w myślach, oczywiście.
    Posłała nieznajomemu nieufne spojrzenie, a kiedy ten tak po prostu do niej podszedł, odbiła się od parapetu z zamiarem usunięcia się gdzieś na bok. Pech chciał, że w tym samym momencie, w którym postanowiła odejść, zahaczyła koszulą o wystający z parapetu gwóźdź, więc siłą rzeczy nie uszła zbyt daleko. Niewiele myśląc, Kayla wyswobodziła się z tej jakże niebezpieczniej pułapki, błyskawicznie poprawiła bluzkę i chcąc upewnić się, że brunet nie wychwycił chwili jej nieuwagi, zerknęła na niego kantem oka.
    - Przykro mi - odparła pośpiesznie, a potem odwróciła się do niego plecami i bez zastanowienia podeszła do drewnianego biurka. Następnie ułożyła na nim swoją torebkę, a słysząc zadawane jej pytanie, dosłownie na moment zaprzestała grzebania w listonoszce. - Przepraszam, czy to przesłuchanie? - Nie chciała zabrzmieć zgryźliwie. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała, było to, by ktoś uznał ją za jędzowatą zołzę. Miała naprawdę zły dzień, to wszystko. W dodatku właśnie się okazało, że nie wzięła ze sobą ani portfela, ani pieniędzy. Durna! Mieszkała dość daleko od poczty i marzyła, by przed powrotem do domu na spokojnie wstąpić do zajazdu, żeby zjeść coś ciepłego oraz smacznego. Teraz, kiedy uświadomiła sobie, jak wielkiego miała dziś pecha, zdenerwowała się dwa razy bardziej. Głodna kobieta, to zła kobieta, czyż nie?
    Przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Minęło kilka sekund, nim Kayla zdążyła doprowadzić się do porządku. Kiedy w końcu ochłonęła, od razu zwróciła się do nieznajomego przodem. Wyraz jej twarzy złagodniał i skutecznie zażegnał wizerunek zgryźliwej sekutnicy, co mogło być jej osobistym zwycięstwem w walce z samą sobą. Blondynka przygryzła wargę, spuściła wzrok i zmarszczyła brwi. Na pierwszy rzut oka widać było, że się nad czymś zastanawia i że ma co do tego pewne wątpliwości. Już raz wyszła na nieprzyjemną, więc teraz wolała tego uniknąć, ale z drugiej strony… och, była naprawdę potwornie głodna. Nie chciała zabrzmieć bezczelnie lub przesadnie pewnie, lecz nie potrafiła zrezygnować ze swojego pomysłu. Niezmiernie głupiego pomysłu.
    Uniosła wzrok i spojrzała na obcego spod wachlarza ciemnych rzęs.
    - Chętnie pokażę, gdzie tu u nas znajduje się zajazd, ale mam jeden warunek - zastrzegła uczciwie. - Z przyjemnością sprawdzę się w roli przewodnika, a w zamian oczekuję, że postawi mi pan naprawdę dobrą kolację - rzuciła lekko i swobodnie i unosząc brwi, wyciągnęła w jego stronę prawą dłoń. - Umowa stoi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ohohohohoh. <3
      Matko, wątki z Johnseem sprawiają, że mimowolnie rozpisuję się jak wariatka. Wybacz mi, nieistniejko, wybacz, ale niestety nie mam na to wpływu!]

      Kayla

      Usuń
  42. [Długie odpisy mi nie przeszkadzają, także na pewno skuszę się na jednego z Twoich dwóch przystojniaków, a może nawet wymyślę coś dla obu. :)
    Jeśli chodzi o Octavię, będzie pracowała w Churchill, a późnym popołudniem będzie przyjmowała u siebie w mieszkaniu, jeśli tylko jakiś mieszkaniec sobie tego zażyczy. Macie racje, że stała praca psychologa w tak małym miasteczku nie ma sensu.
    Najpóźniej jutro coś naskrobię, chyba, że znajdziesz pomysł i mnie uprzedzisz. :)]

    OdpowiedzUsuń
  43. [Jako, że Twoje pomysły jak najbardziej mi pasują, skorzystam z obu.

    Założyłam, że Johnsee wybiera się w okolice warsztatu, bo w okolicy psychologa na mapie jest jedynie zakład pogrzebowy, a tam chyba mu nie spieszno. :D]

    Dzisiejszy dzień był pełen niespodzianek - Mount Cartier przywitało ją słonecznym i ciepłym porankiem, samochód w drodze do Churchill zgasł jej tylko jeden raz, a pan w skromnej kawiarence zaserwował jej przepyszne śniadanie jedynie za "czarujący uśmiech".
    Z pewnością entuzjazm, który zaczął się jej udzielać pozwolił jej myśleć o udanym początku w nowym miejscu. Pozwolił, jednak tylko przez chwilę, gdyż powrót do rzeczywistości zagwarantował jej właściciel Ośrodka Pomocy Psychologicznej w którym miała rozpocząć pracę. Sądziła, że spotkała w swoim życiu wystarczającą ilość niemiłych osób, jednak ten oto mężczyzna przeszedł jej wszelkie wyobrażenia.

    Kiedy już udało się jej uporać ze wszelkimi formalnościami związanymi z rozpoczęciem etatu, wyczerpana wróciła do miasteczka i po raz kolejny ucieszyła się, że wybrała właśnie to miejsce, rezygnując z mieszkania nieopodal miejsca pracy. Zacisze i spokój to coś do czego była od dzieciństwa przyzwyczajona i prawdopodobnie dlatego trafiła właśnie do Mount Cartier.
    Zaparkowała samochód pod swoim nowym, murowanym nabytkiem, chwyciła torebkę i odetchnęła głęboko zostawiając za sobą ciężki dzień, choć prawdę mówiąc dochodziło dopiero późne popołudnie. Głowę miała czystą i wolną od wszelkich myśli, tak więc zatraciła się w widoku za szybą samochodu i siedziała tak... Nawet nie była w stanie stwierdzić ile czasu.

    Zebrała się i weszła do mieszkania. W środku nadal panował rozgardiasz - ciężko znaleźć jej wolną chwilę, aby ograniczyć choć do minimum ilość kartonów i poukładać nadmiar pierdółek na półkach. Doszła jednak do wniosku, że gabinetu, który mieści się zaraz przy głównym wejściu nie może pozostawić w tak surowym stanie, gdyż jej przyszli pacjenci popadną w jeszcze głębszą depresję niż ta, z którą do niej trafią.
    Książki, ozdobne zasłony, dwie niewielkie fotografie na ścianie, porcelanowa figurka baletnicy i niewyrośnięty fiołek na parapecie - na razie tylko na to mogła sobie pozwolić, gdyż reszta drobiazgów pochowana była zbyt głęboko. Miała jeszcze dywan. Ten ohydny, stary dywan, który będzie musiała jak najszybciej wymienić.
    Stojąc przy wejściu do pokoju, powoli omiotła wzrokiem całe pomieszczenie, po czym oparła dłonie na biodrach i skrzywiła się delikatnie.
    - To wszystko miało pomóc, a jest gorzej niż było - powiedziała do siebie i przemierzając pokój po raz kolejny zabrała nieudanego fiołka i wyrzuciła go do kosza na śmieci, który znajdował się pod ciemnym, hebanowym biurkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cz. 2

      Pokój, który przeznaczyła na sypialnię i jej skromną garderobę mieścił się na piętrze. Większość potrzebnych rzeczy już tam trafiła - ostała się tylko jedna, wielka walizka, której zawartością były eleganckie ciuchy kobiety. Stała ona w przedpokoju (tuż przed schodami) i była kolejnym celem Octavii w tym całym bałaganie.
      Ciemnowłosa chwyciła za rączkę i zaczęła wciągać bagaż powoli, po jednym schodku, gdyż do silnych kobiet niestety nie należała. Przy trzecim stopniu napotkała przeszkodę. Weszła odrobinę wyżej, przykucnęła i mocniej pociągnęła walizkę, czemu towarzyszył nieprzyjemny i krótki zgrzyt. Zamarła.
      - Kurwa mać... - nie zwykła kląć.
      Jednak gdy sukienka pęka ci na prawym półdupku podczas wciągania cholernie ciężkiej rzeczy po schodach, to nie sposób się nie wściekać.
      Rozzłoszczona, przytrzymała stopą walizkę ta, aby ta się nie zsunęła i poczęła ściągać z siebie ten pechowy kawałek materiału, aby sprawdzić jak bardzo źle jest.
      Wtedy, jakby jeszcze czuła niedosyt dzisiejszych wrażeń, ktoś niespodziewanie i gwałtownie wparował do jej mieszkania. Niestety nie mogła zobaczyć kto jest tym szczęśliwcem, gdyż sukienka, którą właśnie przekładała przez głowę, przysłaniała jej widok. Po uporaniu się z nią, w drzwiach ujrzała wysokiego bruneta, który był zaskoczony całą sytuacją równie mocno jak i ona, tyle że w przeciwieństwie do niej on był ubrany... I diabelsko przystojny.
      "Jak dobrze, że dzisiaj ubrałam bieliznę" - pomyślała z ulgą, wspominając rozterkę dzisiejszego poranka.

      [Żesz w mordę, ile tego wyszło. Odpowiedzi będą krótsze i bardziej na temat - obiecuję!]

      Usuń
  44. [Narwany, jak najbardziej, ale autorka nieprzytomna i zapewne jutro zwlecze się z łóżka pod wieczór, dlatego opublikowała teraz, żeby już mieć to z głowy :)]

    Adrian

    OdpowiedzUsuń
  45. [Szkoda, że masz aż tak rozbite wiekowo postacie. No ale czeeść.
    Próbuję kombinować pomysłami z jednym lub drugim, ale za każdym razem jak już coś mam, to obawiam się, że to pomysł na jeden wątek i goodbye. Jedynie z Johnsee są jakieś szanse jeśli jej nie zje i zaprzyjaźniłby się z którymś z jej braci. Wtedy nawet mogłaby bez ostrzeżenia dołączyć do oglądania meczu u nich w domu, ale.. No tak, o czym by tu on miał gadać z nią. Ale! Zawsze mógłby być umówiony z jej bratem (żeby tam przyszedł coś zabrać/odebrać od niego), ale się trochę spóźnić, bo zapomniał czy coś. Solane nie byłaby o tym poinformowana, siedziałaby z tyłu werandy po ciemku i jakby usłyszała że ktoś idzie to odrobinę by przesadziła. Może jakby dostał tak kawałkiem drewna w bark to by przestał się skradać? ;D]

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  46. [ Co do Loli- zobaczymy jak się sprawy potoczą! Ale na wącisza z Rockwellem zdecydowanie panienka Erichsen ma ochotę. Przecież taki przejezdny to prawdziwa atrakcja a Danielle lubi otaczać się ludźmi spoza schematu. Artysta, na dodatek niebrzydki! Coś bym tutaj chciała, ale żadnego konkretnego pomysłu nie mam...

    A co zdjęcia- wcześniej miałam problem( też mi się nie wyświetlało) coś zrobiłam, poprawiłam( sama nie wiem co) i teraz wyskakuje, ale jeśli Ty go nie widzisz, najwyraźniej problem wcale nie został rozwiązany. Jestem kompletnym łbem i ignorantem jeśli chodzi o html, więc proszę o pomoc- nie mam pojęcia co zrobić z tym fantem.]

    Danielle

    OdpowiedzUsuń
  47. [Wiedziałam, że pobicie go cię zainteresuje :D I w porządku, będę się upominać.]

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  48. [ Dziękuję bardzo! Pierwsza wersja Sahkyo była nieco inna, przyłapałam się jednak na kreowaniu tego, co zawsze, czyli postaci typu "wredna niedorajda". Stwierdziłam, że pora spróbować w końcu czegoś nowego. Tak powstała postać nieco bez charakteru, ale może miło będzie mi się grać. Zobaczymy.
    Jeszcze raz bardzo dziękuję za miłe powitanie i również miłego wątkowania życzę. ;)]

    Sahkyo

    OdpowiedzUsuń
  49. [Dziękuję bardzo!
    Tak tu przyszłam, bo muszę to napisać: KOCHAM PANA NA ZDJĘCIACH! <3<3<3
    Sama go kilka razy miałam, normalnie moim ideałem mężczyzny jest, oh :3 (co z tego, że nie wiem, jak się zwie. nieważne).]

    Dina/Adrian

    OdpowiedzUsuń
  50. [Cóż, jeśli nie masz przypadkiem za dużo wątków (jak masz to nie nalegam), ale jak znajdziesz ochotę i czas to myślę, że można to moje zauroczenie nim przenieść na Dinę i coś wykombinować :)]

    Dina

    OdpowiedzUsuń
  51. [Przepraszam za spory poślizg z odpisem, ale odcięto mnie od Internetu i nie miałam możliwości wejścia na bloga...
    Co do Twojego pomysłu z odwiedzeniem pracowni Vicky jestem jak najbardziej za! Od siebie mogę też dodać pomysł. Reidel mieszka w bardzo nietypowym miejscu, bo na skraju lasu idąc dróżką w dół. Jako że pan Rockwell nie jest miejscowy może mieć problem z dotarciem na miejsce i zgubi się, np. nad jeziorem, gdzie przez przypadek znajdzie się moja postać. Nie wiedząc, że właśnie jej szuka zapyta o drogę do pracowni. :)
    I jeszcze raz przepraszam za zwłokę.]

    Victoria Reidel

    OdpowiedzUsuń
  52. [Początkowo eks mąż miał być mężem obecnym, z którym nie rozwiodła się tylko z racji braku pieniędzy, ale owy niedobry autor w ostatniej chwili postanowił się wycofać, zostawiając ją samą. Czujesz ten ból?:< Ale cieszę się, że Gina spodobała ci się wystarczająco, by myśl o przejęciu jej męża pojawiła się na chwilę w twojej głowie, to tylko świadczy o niej dobrze. Jakoś tak ostatnio udaje mi się wstrzeliwać w te postaciowe luki, choć nie robię tego do końca świadomie:) Gina nie miała być postacią od przełamywania schematów, bo doszłam do wniosku, że byłoby tego już po prostu za dużo, skoro ma istnieć w kontekście niewielkiego miasteczka.
    Johnsee to taki czysto stereotypowy facet, nie mogłam się nie uśmiechnąć krzywo podczas czytania jego karty. Doskonale to uchwyciłaś. Skoro narzekasz na liczbę wątków i ograniczony czas, nie wiem, czy powinnam prosić, ale znalazłoby się tam miejsce dla Giny? Zwłaszcza, że Scorpiusem i Addie nie udało się zaszaleć, wykorzystam ten drobny fakt na swoją korzyść jako mały szantaż:D
    P. S. Muszę cię ostrzec. Autorka Diny zdradziła mi, że zarzuca na ciebie sieci i zwiążę swoją Dinę z twoim Johnsee. Także strzeż się!]

    Gina

    OdpowiedzUsuń
  53. [Nie jestem pewna czy jeszcze się nie wygrzebałaś z odpisów, czy może zapomniałaś o wątku, ale jeśli chodzi o to drugie, to chyba powinnam poszukać z Solane jakiegoś naprawdę ciężkiego kawałka drewna ;D]

    Solane

    OdpowiedzUsuń
  54. [Hej, hej!
    Hahaha racja, Quinn jest mniej żywotny od Logana, ale cóż... Każdy czasem potrzebuje odmiany. Nie zdarzyło mi się jeszcze prowadzić spokojnej postaci to warto spróbować :)
    Kurde, kurde... Straciliście cukierników? Może jeszcze z Loganem wrócę, kto wie xD Jak mi się z Quinnem nie powiedzie czy coś.
    Dzięki za życzenia weny i w ogóle. Może jakiś wątek z Johnsee lub Timothym? O ile masz jeszcze jakiś wolny slot w pisaniu :D]

    Quinn Campbell

    OdpowiedzUsuń
  55. [Dziękuję za powitanie Livki. I sama nie wiem dlaczego, kojarzy Ci się z latami 60'tymi ;)
    Więc tak, co do postaci, fajny Ci on. A Livka bardzo od zawsze lubiła przyjezdnych ;3
    Na wątek jestem łasa!]

    Liverpool

    OdpowiedzUsuń
  56. Cóż, to, że uważała go za przystojnego, wcale nie oznaczało, iż mogłaby zacząć się nim bardziej interesować. Przecież po ziemi chodziło naprawdę wielu dobrze wyglądających panów, a jednak nie każdy z nich wpasowywał się w jej definicję ideału. Nowy towarzysz był atrakcyjny, to fakt, ale Kayla odczuwała jakiś dziwny rodzaj lęku przed takimi mężczyznami jak on. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego, ale gdzieś głęboko w podświadomości wiedziała, że nie pozwoliłaby mu się do siebie zbliżyć. A przynajmniej nie tak łatwo.
    Musiała przyznać, że ulżyło jej, kiedy przystał na jej propozycję. Przez krótką chwilę Kayla obawiała się, że nieznajomy parsknie śmiechem i każe jej się porządnie puknąć w głowę, więc kiedy nic takiego nie nastąpiło, to choć poczuła się mocno zdziwiona, była zadowolona. Odwzajemniła jego uśmiech swoim, delikatniejszym, a potem cofnęła dłoń.
    - Bardzo się cieszę - dodała błyskawicznie i sięgnęła po torebkę, by przełożyć ją sobie przez ramię. W pośpiechu zgarnęła pęk kluczy z biurka i bez zastanowienia ruszyła za przyjezdnym. Myśl o tym, że lada chwila napełni biedny żołądek, sprawiła, że automatycznie zapomniała o wszystkich swoich dzisiejszych niepowodzeniach. Dostała skrzydeł.
    Uśmiechnięta i zadowolona z własnej śmiałości - wątpiła, by wyskoczyła z taką ofertą do kompletnie obcej jej osoby, gdyby nie miała solidnego powodu - zamknęła budynek. Nie była nieśmiała, lecz nie lubiła bezczelności, a uważała, że jej bezpośrednia propozycja mimochodem mogła o nią zahaczyć.
    - To rapem trzy minuty drogi stąd - rzuciła znienacka i chowając kluczyki do torebki, zeszła ze schodków, by następnie skierować ich w odpowiednim kierunku. - Naprawdę nie mógł pan odnaleźć zajazdu? - spytała szczerze zainteresowana, zadzierając ku niemu swoją twarz. - Sądziłam, że stosunkowo łatwo jest się tutaj odnaleźć. - W Mount Cartier mieszkała od urodzenia, więc miasteczko znała jak własną kieszeń. - W każdym razie, brak zmysłu orientacji to nic złego, prawda? - dodała jeszcze i uśmiechnęła się do niego przepraszająco.

    Kayla

    OdpowiedzUsuń
  57. Karta taka słaba, to chociaż za wizerunek zostałam pochwalona; dziękuję. Chyba od początku widziałam Abigail w roli Emilki, tylko wcześniej nie mogłam znaleźć odpowiednio dramatycznych zdjęć. Po raz pierwszy też widzę żeby ktoś pisał o niej "słodka", więc tym bardziej mi miło. I jak najbardziej cieszy mnie Twoja opinia, że nikomu nic udowadniać nie musi.
    Pokusiłabym się o jakiś wątek, ale widzę, że masz tonę na głowie, więc nie chcę się narzucać. Jeśli jednak miałabyś ochotę, którymkolwiek z panów, spotkać odmienioną Emilkę to zapraszam serdecznie. Coś się wymyśli :)


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  58. Zachodziła w głowę, dlaczego mężczyzna bez żadnych zahamowań wparował do jej mieszkania lub czego też tutaj szukał. Przez pierwsze sekundy zastanawiała się, czy nie jest on może znajomym poprzednich właścicieli domku, który przez niedoinformowanie sądził, że znajdzie ich tutaj odpoczywających przy wieczornych wiadomościach. Wyglądał na równie zaskoczonego, co ona, choć musiała przyznać sama przed sobą, że zrobił jej niemałą niespodziankę. Chociaż dzisiejszego wieczoru nie będzie narzekać na brak towarzystwa i wrażeń.
    - Nie, proszę, nie trze... - zapewniła pospiesznie, lecz nie skończyła nawet jednego zdania, a brunet już stał na przeciwko niej, chwytając tym samym rączkę od walizki.
    Spoglądała na niego z góry, stojąc o kilka stopni wyżej i nie wiedziała, jak dokładnie powinna się zachować. Stać nieruchomo i pozwolić mu, aby najpierw uporał się z bagażem? Czy też chwytać za wszystko co popadnie i próbować zakryć nagość, która przyciągała na nią zarówno jego wzrok, jak i jej zakłopotanie? W ostateczności postanowiła poczekać na jego decyzję, nie ufając swoim mało dopracowanym, porywczym pomysłom.
    Przysunęła się delikatnie do drewnianej poręczy, dając mu tym samym odrobinę miejsca na przejście z bagażem. Ukradkiem starała się obserwować jego posturę, choć jej nieśmiały charakter nie pozwalał kobiecie na zbyt dużą odwagę w obecnych okolicznościach. Była jednak pewna, że brunet na pewno nie potrzebuje jej pomocy i że miała niemałe szczęście, jeśli chodzi o przypadkowego gościa. Równie dobrze mógłby to być jakiś zapity, niechlujny mężczyzna, który swoją siłą starałby się nie dość, że uprzykrzyć jej wieczór, to jeszcze zrobić coś o wiele gorszego. Nie był to pierwszy raz, kiedy zapomniała zamknąć za sobą wejściowych drzwi i zdawała sobie sprawę z tego, że kiedyś słono przyjdzie jej za to zapłacić.
    Po kilku krokach mężczyzna zatrzymał się tuż obok niej, wzrokiem przesuwając po jej biuście. Nie zrobił tego celowo, w końcu to ona roznegliżowana paradowała po mieszkaniu, jednak nie zmieniło to faktu, że oboje poczuli się niezręcznie. On – z grzeczności, ona – ze wstydu. Odwrócił się więc na pięcie, a brunetka dziękując mu jedynie spojrzeniem, którego już nie był w stanie dostrzec, pobiegła czym prędzej do sypialni na piętrze.
    Panował tam bałagan, czego oczywiście mogła się po sobie spodziewać. Liczne kartony walały się niedaleko łóżka, ustępując miejsca tylko kolorowym torbom, które były po brzegi wypełnione najmniej potrzebnymi rzeczami. Starała się czym prędzej dostać do stojącej w głębi pokoju szafy, aby jej gość nie musiał marnować swojego cennego czasu, stojąc tam bezczynnie i czekając na to, aż ona szanownie zasłoni swoje kobiece kształty. Oczywiście, jak na złość, nie mogła znaleźć tego, co miała nadzieję założyć, ponieważ jej wszystkie ulubione ubrania znajdowały się właśnie w drodze po schodach.
    Podświadomość i kobiecy instynkt zaczęły działać jak na zawołanie. Chcąc, czy nie, zaczęła pospiesznie poprawiać włosy, starając się doprowadzić je do ładu w jak najszybszym czasie. Kiedy chwytała z łóżka przydługi, popielaty t-shirt, raz dwa przeglądnęła się w lustrze i kiedy zdała sobie sprawę, że wygląda tak źle jak wcześniej, opuściła pokój z lekko skwaszoną buzią, która natychmiast rozpogodziła się, gdy stanęła u szczytu schodów.
    - Proszę wybaczyć, nikogo się tutaj dziś nie spodziewałam. - powiedziała idiotycznie, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
    I choć dopiero później zdała sobie sprawę, że mogła powiedzieć coś znacznie mądrzejszego, uśmiechnęła się jedynie dając mu tym samym znak, że może swobodnie obrócić się w jej kierunku.

    Wybacz, że tak długo musiałaś czekać. I choć z każdym komentarzem staram się coraz bardziej, chyba nie wychodzi to na dobre.

    Octavia H.

    OdpowiedzUsuń
  59. Zamurowało ją, kiedy usłyszała jego pierwsze zdanie. Na początku myślała, że to zwykłe i niewinne przejęzyczenie, ale kiedy mężczyzna kontynuował swoją wypowiedź, Kaylą aż wstrząsnęło. Może i nie była typem nieśmiałka czy też szarej myszki, ale jeśli coś mogło stanowić dla niej temat tabu, to nie była to ani religia, ani polityka, a właśnie ta jedna kwestia - płaszczyzna erotyki.
    Rany boskie, nie było takiej ciemności, która mogłaby ukryć krwisty rumieniec, jakim się przy nim oblała. Nic nie paraliżowało jej tak bardzo, jak wzmianki o seksie. Walker odwróciła wzrok i pośpiesznie przełknęła ślinę. Sytuacja nie byłaby aż tak krępująca, gdyby nowo poznany mężczyzna był dla niej kimś bliskim, np. partnerem: wtedy Kayla nie zawstydziłaby się jakoś szczególnie, bo rozmowa o czymś takim jak współżycie seksualne byłaby dla niej naturalną koleją rzeczy. Problem tkwił jednak w tym, że kobieta nie znała Johnsee'a, więc nie wyobrażała sobie, by móc rozmawiać z nim na tak prywatny i osobisty, a przynajmniej jak dla niej, temat.
    Była otwarta i swobodna - to fakt - i nie miewała problemów z zagadywaniem innych, ale teraz nie wiedziała, co powinna mu odpowiedzieć. Wychowała się w Mount Cartier, gdzie społeczność, jak i ona sama, była odrobinę zacofana. Panujący tu styl życia znacząco różnił się od tego, jaki posiadali ludzie z liczniejszych miejscowości. Większość mieszkańców zdawała się nie przywiązywać większej wagi do przywilejów, które niósł za sobą dwudziesty pierwszy wiek, bo wszystkim żyło się dobrze tak, jak było. Nikt nie potrzebował żadnych zmian.
    A jednak postanowiła mu odpowiedzieć.
    - Sądzę, że to coś, z czym człowiek po prostu się rodzi, więc nie uznałabym tego za jakikolwiek wybór - bąknęła pod nosem. - Nie rozumiem, jakim cudem miałaby to być ulga, a i za schorzenie również bym tego nie wzięła. To po prostu pech - skwitowała rzeczowo i wzruszyła ramionami. W tej chwili nie potrafiła na niego spojrzeć, więc nie wiedziała, jakie wrażenie wywarła na nim jej odpowiedź. Czy uznał ją za dziwaczkę? Być może, ale Kayla liczyła, że nie zdoła się o tym przekonać. Przyspieszyła nieco kroku i wyciągnęła lewą dłoń, by wskazać jakiś zakręt. - Na tym skrzyżowaniu w lewo - dodała jeszcze, zmieniając temat. Zupełnie nie rozumiała powodu, dla którego jej serce zaczęło tak nagle łopotać. - I jak podoba się Mount Cartier?

    Kayla

    OdpowiedzUsuń
  60. [Dobra, nie mogę już patrzeć, jak się męczysz myśleniem, więc wpadłam ze swoimi (nie)genialnymi pomysłami, może akurat ci się coś spodoba albo natchnie cię na coś lepszego:)
    Ktoś mógł zorganizować jakieś ognisko nad jeziorem w celach socjalizacyjnych. Gina mogła mieć gorszy dzień, obudzić w sobie bestię, troszkę wypić, Johnsee pewnie gorszy być nie może, dołączył się do jakże nieszlachetnego zajęcia. Gina przeholowała, co mogło doprowadzić do nagiej kąpieli w jeziorze. Johnsee uznał, że zabranie dziewczynie ubrań będzie ciekawym żartem i biedna Gi ma problem, bo zachowała na tyle rozumu, że naga pokazywać się nie chce, zaczyna jednak zamarzać, a Johnsee tylko czeka, aż wyjdzie z wody. Oczywiście to doprowadziłoby do otwartej wojny między nimi, Gi pewnie się odwdzięczy, niszcząc mu kilka obrazów i zobaczymy, co dalej z tego będzie. Co ty na to? Czy myślimy dalej?]

    Gina

    OdpowiedzUsuń
  61. [Dziękuję bardzo za powitanie i również życzę dobrej zabawy :)]

    Norah Morris

    OdpowiedzUsuń
  62. [Biedny szop. W niedługim czasie zostanie upolowany i zjedzony za taką zniewagę;)
    Z tym może być problem. Gina na szeroki zasób słownictwa, ale słowa proszę nie zna. W skrajnym przypadku Johnsee zostanie pozbawiony kurtki wbrew własnej woli.]

    Gina szczelniej opatuliła się skórzaną kurtką, wpatrując się zahipnotyzowana w buchające, czerwonozłote płomienie ogniska. Powietrze było zimne i rześkie, lekko kąsało ją w zaróżowione od wrażeń policzki; drżała za każdym razem, gdy bezlitosny wiatr przenikał przez jej ubrania, które nie dawały jej wystarczająco dużo ciepła. Przeklinała w duchu fakt, że zamiast ubrać się porządnie, postanowiła zaszaleć z imagem, czego teraz miała żałować.
    Jeden ze znajomych miał urodziny i zorganizował imprezę na polance w Lesie Quicame. A zasada znalezienia Gi w mieście była prosta: idź tam, gdzie coś się dzieje i czekaj. W dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach mogłeś być pewny, że spotkasz ją na miejscu, w czym w dziewięciu na dziesięć przypadków to Gina była źródłem całego zamieszania. Już po prostu tak było, że swoim zachowaniem skupiała na sobie atencję całego tłumu. Dzisiaj była jednak nadzwyczaj grzeczna: u nikogo nie wywołała porządnej kontuzji poprzez kopnięcie w przyrodzenie, nie rzuciła w nikogo ciężkim przedmiotem, a rozbić szklanki na czyjejś głowie nie mogła, bo kubki były plastikowe i nie wyrządzały dużej krzywdy. Ewentualnie mogłaby wylać zawartość takiego kubeczka na kogoś, ale doszła do wniosku, że szkoda byłoby marnować dobre procenty na czyjąś zakutą łepetynę. Jak przystało na grzeczną młodą kobietę bawiła się w towarzystwie z umiarem. Wbrew pozorom potrafiła się zachowywać i być grzeczną dziewczynką… Nie. Raczej nie. Kogo ona próbowała oszukać? Szarżujący byk miał w sobie więcej łagodności. Mimo to było już z nią nieco lepiej niż w okresie młodzieńczego sprzeciwu wobec świata. Nadal jakiś bunt w niej pozostał i ta nieokiełznana iskra, ale nieco wydoroślała, co mniej więcej znaczyło tyle, że zamiast rysować nieudolne graffiti na samochodach, rozwalać ogrodowe krasnale kijem baseballowym i w nocy zakradać się do czyjegoś domostwa, pozostawiając za sobą pamiątki w postaci skunksa oraz niewybrednych słów wypisanych niezmywalnym markerem na twarzy oraz ciele delikwenta, woli rozbijać kufle na głowie nachalnych klientów w „BnB”.
    Naprawdę ogromny postęp.
    Gi z trudem dźwignęła swój obciążony kilkoma nowymi pączkami tyłek z pniaka i ruszyła nieco chwiejnie do przodu. Impreza wydawała jej się być tak nudna i sztywna, że w końcu dorwała się do ukrytej w krzakach butelki Jacka Danielsa. Mogła wypić nieco więcej niż początkowo zamierzała, a teraz zaczynała odczuwać tego skutki; alkohol rozpalił jej ciało, sprawiając, że już po chwili zsunęła z ramion kurtkę, ale wciąż było jej gorąco. Jezioro wydawało się być idealnym miejscem na ochłodzenie, a wszystkie te żałosne grupki były tak bardzo zajęte sobą i narzekaniem na swój marny los, że Gina mogła bez obaw pozbyć się niepraktycznej sukienki oraz bielizny i wskoczyć do wody. Była tak zimna, że omal nie ścięła jej z nóg, ale uparcie brnęła dalej, ignorując kamyki na dnie boleśnie wbijające się jej w stopy i chłód przeszywający jej ciało. Nie mogła się wycofać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacisnęła mocniej zęby i zaczęła pływać dla rozgrzewki, wykonując długie, perfekcyjne ruchy. Gi z natury była beznadziejną sportsmenką, wychodziła z założenia, że gdyby ścigał ją seryjny morderca z piłą mechaniczną, nie próbowałaby uciekać, bo jej forma była tak beznadziejna, iż bez trudu by ją dogonił, a tak przynajmniej umrze piękna i niespocona. Ewentualnie wykończy psychopatę swoim charakterem, taka możliwość też istniała. Mimo to pływanie było jedyną dyscypliną sportu, w której Gina naprawdę się sprawdzała, a jezioro samo kusiło swoją nieskażoną falami taflą wody mieniącą się w blasku księżyca.
      Zatrzymała się gwałtownie w miejscu, słysząc męski głos.
      - Cholera jasna, kuźwa mać - mruczała pod nosem Gi, starając się sobie przypomnieć, jak daleko od brzegu zostawiła ubrania. Podpłynęła nieco w kierunku mężczyzny, zatrzymując się w bezpieczne odległości, gdzie woda zakrywała wszystko do wysokości obojczyków. Nigdy nie była specjalnie pruderyjna, ale teraz na jej policzki wypłynął zdradziecki rumieniec, gdy uświadomiła sobie, że musiał obserwować ją od dłuższego czasu. Chciała zamachnąć się i ochlapać go wodą, ale uświadomiła sobie, że dałaby mu tym samym możliwość podziwiania jej (mało) kobiecych kształtów, więc tylko wyrzuciła z siebie kolejną wiązankę przekleństw, szczękając zębami.
      - Nie przypominam sobie, żebym pytała cię o zdanie - odpowiedziała Gina, groźnie mrużąc oczy, chociaż jej głos brzmiał nieco mniej wrogo niż zazwyczaj, alkohol wypłukiwał z niej pokłady złości - Napatrzyłeś się już?

      Gina

      Usuń
  63. [Jest piękny, nadal, chociaż w inny sposób :)
    Jeśli idzie o pomysł to racja, są całkiem inni, ale... Uparłam się na wątek i ciągle go chcę, więc... Co Ty na to, żeby Dina wybrała się do niego, bowiem potrzebuje czegoś do domu, a mianowicie to chętnie powiesiłaby jakiś obraz, czy dwa, żeby zmienić nieco wystrój. Taki wzięty trochę z dupy, nudny, oklepany, zwyczajny... Mimo to od czegoś trzeba zacząć, tym bardziej, że raczej się nie znają, a Dina trafi do niego, bo ktoś tam coś jej powiedział, żeby spróbowała u tego przejezdnego, bo podobno dobre malunki ma.]

    Dina

    OdpowiedzUsuń