A kiedy śnieg przestanie prószyć, to Monty na spacer ruszy.

Blog zawieszony

Po przeprowadzeniu ankiety większością głosów wygrała opcja zawieszenia bloga. Oznacza to, że autorzy mają możliwość dalszej gry i zapisów, ale administracja — za wyjątkiem wysyłania zaproszeń i wpisywania do listy bohaterów — nie będzie angażować się w życie bloga. Z tego samego powodu zakładka Organizacyjnie na czas zawieszenia bloga zostaje usunięta. Raz jeszcze dziękujemy za Waszą obecność i życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze.

nie istnieję & latessa

Kalendarz

16/02/14 Otwarcie
16/02/14 Nowy mod
22/02/14 Wydarzenie: Burza Śnieżna – link
24/02/14 Odejście moda
26/02/14 Nowy mod
19/04/14 Wydarzenie: Mecz Hokeja – link
02/07/14 Nowy szablon
07/07/14 Wydarzenie: Kto zabił? – link
20/07/14 Odejście moda
23/07/14 Nowy mod
29/08/14 Zamknięcie
24/12/15 Reaktywacja
25/12/15 Nowy admin
28/12/15 Wydarzenie: Kolacja wigilijna – link
29/06/15 Nowy nagłówek
09/10/16 Wydarzenie: Deszcz i wichura - link
28/11/16 Nowy nagłówek
10/12/16 Wydarzenie: Uratuj święta! - link
04/01/17 Wydarzenie: Psi zaprzęg - link
28/01/17 Wydarzenie: Słodka Walentynka - link
04/02/17 Nowy szablon
27/03/17 Wydarzenie: Mount-ipedia - link
21/04/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap I - link
01/05/17 Wydarzenie: Pojedynek Mistrzów, etap II - link
02/05/17 Nowy nagłówek
17/09/17 Wydarzenie: Spływ kajakowy - link
02/02/17 Nowy szablon
14/02/17 Wydarzenie: Poczta walentynkowa - link
07/07/18 Zawieszenie

tim



Timothy „Tim” Wheeler

pracownik stacji ur. 3 II 1999, Mount Cartier
Choć wiele rzeczy przysparza nam problemów i nie raz mamy ochotę zakopać się głęboko pod ziemię, by tylko przerwać tę feralną katorgę życia, niektórzy z nas, czując narastającą irytację, wynikającą z bezskutecznej próby odwleczenia tego co najgorsze dla nas, stoją nadal prosto. W pionie tylko dla samej zasady. Utrzymani w duchu walki z samym sobą... a może z każdym poza sobą? Nieprzerwanie wstrzymujący oddech, by tylko nie wybuchnąć. Nie wykrzyczeć tego, co leży głęboko w nas i naszej zakurzonej, przeżartej przez zawiść i egoizm duszyczce. Prawie dumnie i prawie elegancko. Prawie prawdziwie. Bo kiedy uzewnętrzniamy to, co nam jeszcze pozostało, a przynajmniej kiedy myślimy, że właśnie to nam pozostało — duma eksponowana zbyt natrętnie i zbyt teatralnie — zapominamy czym jest prawdziwy honor, szczytna cecha pożądana przez społeczeństwo. Samym łakomstwem, chęcią zdobycia godności, się nie najesz. Być może dlatego głodni i niepocieszeni gonimy za złudnym szczęściem. Chcemy być lepszym, bogatszym, sławniejszym od towarzysza męki. Udowadniamy, który z nas jest lepszy w rzeczywistości kłócąc się nie o szacunek, a o jego brak. Gdzieś w międzyczasie gubimy siebie. Stajemy się oszczercą życia, wierząc naiwnie w to, że ofiarą wciąż pozostajemy my.

Gówno prawda.

więcej ▼

91 komentarzy:

  1. [Witam Cię, młody Wheelerze. Coś smutno tu, pusto, pod Twoją kartą, szczeniaku. Teraz już nie. Hie, hie, hie.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Eh, młody taki, że aż pomysłów brak, a chciałam czymś ciekawym zarzucić. Tymczasem wpadłam tylko na to, że kiedyś mogła mu udzielać korków z biologii lub chemii, ale co z tym dalej zrobić... Chyba, że mógł się narazić jakoś bratu Gai, który jest człowiekiem dość lekkomyślnym i wybuchowym, więc kobieta będzie chciała Tima ostrzec przed mężczyzną :)
    No i również witam, coby nie było!]

    Gaia

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dziękuję za przywitanie. :)
    Nie wiem jakim cudem tak się stało, ale jestem pewna, że dałam jej te 30 lat. Najwyraźniej coś mi się pomyliło, ale tak czy siak - już zmienione.

    W takim razie czekam na pojawienie się awanturnika w gabinecie. ]

    Lydia S.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Bry, bry i dzięki za powitanie ;3
    Pochwale wizerunek, bo Way jest cudowny, sama jego buźki używałam na paru blogach. W każdym bądź razie, jak jest ochota i pomysł na wątek do zapraszam, bo ja niestety na tą chwilę pomysłu nie mam. ]

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dobry i dziękuję za powitanie :D
    Sama mam nadzieję, że będzie dużo wątków, ale jak na razie ni widu, ni słychu jakichkolwiek propozycji XD]
    Payton

    OdpowiedzUsuń
  6. A Gaia będzie chciała jechać to szpitala, choć teoretycznie nic jej się nie stało, ale to przewrażliwione stworzenie jest, więc będzie panikować co niemiara :) W takim razie wątek postaram się niedługo zacząć.

    Gaia

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Może wątek ? Postacie są prawie rówieśnikami, może złapią wspólny język. ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Tutaj też chcę wątek! :D Dostanę? ;>]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dziękuję ślicznie za miłe słowa. Pomysł z rodziną wpadł mi do głowy nagle, niespodziewanie i do samego końca nie byłam pewna, czy przejdzie, ale jak widać ryzyko się opłaciło. Przy okazji ja rownież muszę pochwalić Timothy'ego, gdyż rzadko kiedy mam przyjemność widzieć tak dobrze wykreowanego bohatera w tak młodym wieku. Tylko pogratulować. :)]

    Dave

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Bardzo się cieszę, że się spodobała, nie byłam do końca pewna czy o to właśnie Ci chodziło, nie mówiąc już o męczarniach z wizerunkiem. Będę bardzo wdzięczna jeśli zaczniesz i nie musisz się śpieszyć, ja mam czas i nigdzie nie uciekam :3]
    Valerie

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziewczyna stała oszołomiona przed jedną z półek. Bezczelnie popchnięta, uderzyła o regał swoim ramieniem. Tak, właśnie tego mogła się spodziewać po miejscowych chłopakach, którzy od małego wychowywani są w obecności zwierząt, nic więc dziwnego, że zachowują się jak one. Naprawdę nie mogła się doczekać, aż w końcu będzie w stanie opuścić to chore i znienawidzone miasteczko. Już kilka lat temu przyrzekła sobie, że pewnego dnia zabierze całą zebraną gotówkę i parę oszczędności ojca i ucieknie. Miała nadzieję, że zapomni o wszystkich, małoznaczących dla niej osobach i zdarzeniach. Zapomni o Mount Cartier, będzie zachowywać się tak, jak gdyby nigdy nie istniało. Wymaże tę część swojego życia raz na zawsze. Pewnego dnia zniknie, nie mówiąc nikomu, zwłaszcza ojcu (burmistrzowi od siedmiu boleści, już nawet koza lepiej by sobie poradziła niż ten idiota), gdzie ma zamiar się udać. Pieprzyć to wszystko. Zaczęła rozmasowywać ramię.
    Ten cham naprawdę mnie popchnął, czy może zrobił to przypadkiem ? - pomyślała. No dobra może coś tam mówił, ale jak dla niej miejsca było dostatecznie dużo i spokojnie można było przejść - Nie wie z kim zadarł.
    Odwróciła się w kierunku chłopaka. Na oko miał nie więcej niż 20 lat. Nie rozpoznała go, gdyż stał do niej tyłem i przeglądał artykuły stojące na sklepowych półkach, powoli przesuwając się ku końcowi alejki. Prawdę powiedziawszy, dziewczyna kojarzyła tylko kilku miejscowych a znała niewielu z nich.
    Wzięła do ręki pierwszy lepszy produkt i bez wahania rzuciła w kierunku chłopaka, celując w sam środek jego pleców. Ha, idealnie. Chłopak co prawda nie zareagował, ale to nie przeszkadzało Samanthcie aby poczuć, że odniosła zwycięstwo. Wyminęła "jegomościa" starając się, aby nie dotknąć ani jednego centymetra jego ciała, udowadniając mu, że można bez problemów ominąć każdego.
    - W cywilizowanym świecie, używa się takiego wyrażenia jak "przepraszam", to na przyszłość - rzuciła przez ramię.
    Boże, czy ja w końcu przestanę spotykać na swojej drodze samych idiotów ?


    [ Wyczuwam kłótnię, ale to dobrze ]

    Samantha

    OdpowiedzUsuń
  12. [Pasuje mi. Jak najbardziej mi pasuje. Naprawdę zaczniesz? ;>]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  13. [Wow, dzięki! Nawet myślałam, żeby z niego papugę zrobić, ale doszłam do wniosku, że wbrew pozorom Brad wcale nie jest taki ekscentryczny.
    Jak czytam twoją kartę, to czuję okrutną zazdrość. :<]

    Bradley

    OdpowiedzUsuń
  14. [Bardzo dziękuję, za tak ciepłe powitanie, to chyba jedno z najmilszych (jeśli nie najmilsze) jakie kiedykolwiek otrzymałam. <3
    Życzę weny, a gdyby naszła Cię ochotą na watek z panem myśliwym, to zapraszam. ;)]

    Jared

    OdpowiedzUsuń
  15. [Przepraszam, nie zauważyłam tego komentarza pod zakładką, a byłam pewna, że przejrzałam wszystkie. Cóż, moje nieogarnięcie daje się we znaki ;-; Mam nadzieję, że nie sprawiłam tym jakiegoś większego problemu i mnie nie zjecie tak od razu.]

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  16. [Dziękuję :) Mam nadzieję, że już więcej problemów nie sprawię]

    Eren

    OdpowiedzUsuń
  17. Oblodzone chodniki o tej porze roku w Mount Cartier naprawdę nie były czymś wyjątkowym. Mieszkańcy powinni się do tego przyzwyczajać, a mimo to codziennie w sklepie słyszała o tym, jak ktoś znowu obił sobie plecy, ukruszył zęba lub nadwyrężył nogę. Byli też tacy, którzy nie wychodzili z domu. O nich mówiło się najwięcej. Nieprzystosowani do warunków, w których przyszło im mieszkać. Grace lubiła zimę. Śnieg, lód, zamiecie i wszystko, co związane z tą porą roku w tym regionie, nie było dla niej straszne. Musiała jedynie ograniczać swoje wyprawy w góry, musiała bardziej uważać. Ale wokół Mount Cartier było sporo przestrzeni, gdzie mogła uciekać.
    Pan Carter wypuścił ją dzisiaj wcześniej. Sam stanął za kasą, prawdopodobnie chcąc ją zaskoczyć i sprawdzić ile dolarów tak naprawdę brakuje. A nie brakowało nic. Wrzuciła tam dzisiaj swoje ostatnie oszczędności. W ciągu listopada zdołała opróżnić swoją skarbonkę. Miała przy sobie pięćdziesiąt centów, które musiała oddać Helen. Była kompletnie spłukana i mogłoby się wydawać, że jej to nie przeszkadza, bo gdyby nie pracowała w sklepie — pewnie by tak było.
    Grace była nieco dziecinna, nieco infantylna i czasami nawet głupiutka, ale tylko dlatego, że nie miała żadnych ambicji. Mount Cartier było jej domem, nie potrzebowała wielkomiejskiego zgiełku, żeby czuć się lepiej. Dlatego nie bała się iść zamyślona jednym z oblodzonych chodników. Wśród niewysokich budynków. Sklep zostawiła kilkanaście metrów za swoimi plecami. Nadal w uszach miała dźwięk dzwoneczków, które wisiały nad drzwiami i dawały jej znać o tym, że ktoś ją odwiedzał. Dwa lata pracy w sklepie to dwa lata kolejnych przyzwyczajeń, odruchów i reakcji.
    Ale potrzebowała pieniędzy. Jej dobre serce i dobre intencje też miały granice. Mogła pozwalać kupować ludziom na kreskę, mogła dokładać do kasy ze swoich oszczędności, ale musiała najpierw mieć te oszczędności.
    Pisnęła, tracąc równowagę. To nie było do niej podobne. Zwykle stabilnie stąpała nawet po oblodzonych górskich szlakach. Jednak nawet najlepszemu wędrownikowi, który zna ścieżki, jakimi stąpa. Złapała się rozpaczliwie czyjeś kurtki i może nawet trzymałaby się jej dłużej, gdyby nie fakt, że wybawiciel z przypadku ją od siebie odsunął.
    Stanęła pewnie, poprawiła kurtkę i czapkę, która zdążyła się osunąć na oczy blondynki. Zmarszczyła nosek i ułożyła dłonie w okolicach talii.
    — Głupi — mruknęła cicho. — Po co mi drewno? Oddaj mi pieniądze. I przestań mnie unikać.
    Złapany. W końcu. W końcu udało jej się trafić na Tima. Może powinna już wcześniej zastawić na niego jakąś pułapkę, ale jak widać, los jej sprzyjał.

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  18. [Tak poetycko mnie nikt nigdy jeszcze nie przywitał. Fajny pomysł na bloga ;)]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  19. Cały poprzedni dzień, jak i wieczór spędziła na wypełnianiu papierów, które według jej dziadka były zupełnie niepotrzebne, bo miał wspaniała pamięć i nie musiał opisywać żadnych chorób. Znał wszystkich i wszyscy znali jego. Ona ledwie co poznała kilka osób, więc jak miała sobie poradzić bez chociażby zwyczajnej karty, w której znajduje się imię, nazwisko i adres? Dziadek był na tyle dla niej dobry, że pomógł jej choć trochę opowiadając o kilku osobach i ich schorzeniach. Takim właśnie sposobem spędzili dobre kilkanaście godzin na wypełnianiu kart.
    Jak się można było spodziewać następnego dnia zaspała. Budzik nie zadzwonił. Dlaczego? Bo oczywiście zapomniała go nastawić! Śnieg, kilkumetrowy śnieg wcale nie pomógł jej w dotarciu do przychodni. Drogę, którą poprzedniego dnia pokonała w niecałe pól godziny, dzisiaj pokonała w godzinę. Na szczęście jednak było tylko kilku pacjentów, którym było już wszystko jedno i nie mieli problemów z poczekaniem kilku minut dłużej na lekarza.
    Właśnie kończyła wypełniać papiery ostatniego pacjenta, gdy drzwi znów się otworzyły i do środka wręcz wpadł młody chłopak. Podniosła wzrok, a jej lewa brew uniosła się w geście zdziwienia. Niezłe wychowanie, nie ma co.
    - Zaraz, zaraz.. złamane żebro powinno być unieruchomione. Powinieneś leżeć, ale coś czuję, że od razu zacząłeś szaleć. Nie dziwię się, że pojawiła się gorączka. W ogóle chłopie, czy Ty się z kimś biłeś ostatnio? – Podniosła się omiatając go spojrzeniem. Od razu zauważyła otarcia na rękach, jakiś siniak wyłaniający się z szyi. No, no, zaczyna robić się naprawdę ciekawie.

    Lydia S.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Dziękuję za przywitanie! Muszę przyznać, że faktycznie pojawia się coraz więcej dosyć oryginalnych postaci, których nie było jeszcze na innych grupowcach. A mi się zamarzył taki pan grabarz, który nie będzie wyglądał, jak kumpel śmierci, tylko dosyć pozytywny człowieczek. Miło mi czytać tyle miłych słów, szczególnie od takiego autora. Tak, zawsze podobały mi się Twoje postacie, ale najlepiej chyba zapamiętałam Scorpiusa z H22. Dobra, koniec podlizu. Również życzę jak najwspanialszych wątków i przyjemnego adminowania ;)]
    Theoś

    OdpowiedzUsuń
  21. [Zdjęcie z kapturem było tylko tymczasowe, ale pewnie gdybym nie znalazł tego, to by zostało. Dziękuję za powitanie, to chyba najbardziej trafne życzenia, jakie dostałem. :D]

    Connor Hayes

    OdpowiedzUsuń
  22. W takim miasteczku Mount Cartier plotki rozprzestrzeniają się szybciej niż dobra nowina. Sama Valerie na ustach miasteczka była tylko dwa razy, co może uznać za sukces swego życia. Raz gdy wieloletnia przyjaźń z kimś kto stanowił zupełne przeciwieństwo jej samej przemieniła się w związek i dwa, gdy ów związek równie niespodziewanie się zakończył. W każdym bądź razie plotka była jak jelitówka, niewiele trzeba by się z nią spotkać. Kiedy więc o jej uszy obiło się, że Timothy Wheeler, jej Timmy jak pieszczotliwie lubiła go nazywać, podrywa jedną tych blond piękności, stworzonych przez rodziców tylko po to aby upolowała bogatego męża i urodziła mu szóstkę dzieci nie szczędząc sobie przy tym interwencji chirurga plastycznego. Oczywiście to nic nie miało wspólnego z zazdrością! Jakżeby jej intencje mogłyby się wokół niej obracać, to przecież śmieszne. Zamiast tego szczerze wierzyła w to, że powodem jej tak zwanego foszyska jest tylko i wyłącznie to, że sam nie raczył jej o tym powiedzieć, lecz czekał by dowiedziała się tego, z którejś tam ręki! Przejęta tak tą informacją nie raczyła nawet sprawdzić ile w niej prawdy i ot po prostu zaczęła unikać przyjaciela, za każdym razem zachowując się jak gbur, któremu ktoś kijek zbyt głęboko w tyłek włożył i ten osiadł tam na dobre, sądząc, że tego rodzaju kara będzie idealną przestrogą na przyszłość. Co z tego, że i ona się męczyła niemożnością porozmawiania z nim chociaż przez chwilę, czy przez fakt, że nie mogła spojrzeć mu w oczy, których barwa zawsze ją intrygowała i w których z łatwością mogłaby utonąć gdyby jej tylko na to pozwolił. Musiała wytrzymać by on mógł się czegoś nauczyć, choć zapewne nawet nie wiedział o co jej chodzi, a przecież powinien!
    Poczta jak zawsze była nieco zatłoczona, ludzie wysyłali listy, paczki, bądź właśnie nieco spóźnieni przybyli je odebrać. Nigdy nie należała do tych cierpliwych istot, które potulnie stoją w kolejce pozwalając by ta przesuwała się tempem godnym żółwia, dlatego też kręciła się nerwowo, przenosiła ciężar ciała z nogi na nogę i machała łapskami, raz omal nie uderzając kogoś w noc, co sprawiło, że potulnie przestała choć nie na długo. Jednocześnie starała się nie spoglądać za siebie. Nietrudno było jej wyczuć jego obecność, po tylu latach znajomości człowiek jest już tak mocno przywiązany do drugiej osoby, że rozpozna ten nieco urywany oddech, czy markę perfum, których używa dana osoba. Wiedziała więc, że stoi za nią, a to sprawiało, że sytuacja, w której się znalazła z pewnością nie należała do tej z rodzaju komfortowych. Wciąż powtarzała sobie w głowie by się nie poddała, by nie zmiękła tylko dlatego, że tęskni, by po prostu nie wpadła w jego ramiona przepraszając za wszystko. A gdy ją objął, a jego ciepły oddech owiał jej skórę, wiedziała, że jej idealnie przygotowany plan pójdzie w pizdu. Lekko zadrżała, po czym powoli wypuściła powietrze ze swych płuc, próbując uspokoić rozszalałe myśli. Czy wiedział jak na nią działa i specjalnie to wykorzystywał by po prostu uległa?
    - Nie pomyliłeś mnie z kimś przypadkiem? - chciała brzmieć chłodno, chciała brzmieć twardo i nieustępliwie, lecz jak na złość głos wyraźnie jej się trząsł - Poza tym ty i słowo grzeczny wyraźnie się gryziecie - chce się uwolnić z jego uścisku robiąc krok w przód, lecz jest zbyt silny - Puścisz mnie czy mam krzyczeć? Wiesz, że mogę - czy aby na pewno? Ona i jakiekolwiek próby przeciwstawienia się komukolwiek to dwie sprzeczne, wykluczające się kwestie.

    Valerie

    OdpowiedzUsuń
  23. [Ojej, jak mi miło się zrobiło! Zaraz cukrzycy dostanę ;-; A tak naprawdę to bardzo dziękuję, a i postaram się nie 'spieprzyć' sprawy.]

    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  24. [A dziękuję :) Pamiętam i to nie tylko "ociupinkę", często znajdywałam Twoje świetne postacie na różnych blogach. Ach, wiedziałam, że o czymś zapomniałam! I nie, nie wywieszę Cię za oknem.
    PS. Te karne kaktusy.. No po prostu.. <3]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Dzięki ;) Robin uwielbia miśki. Zapewne do czasu aż żadnego nie spotka na swojej drodze, a przynajmniej nie takiego, który postanowi potraktować ją jako przekąskę ;) A ja kocham takie dzikie tereny i gdybym za dużo nie rozmyślała jak to by było sobie w takich poradzić to pewnie zostałabym takim drugim Christopherem McCandlessem :) Dzięki za wszystko, choć wolałabym podziękować za rozpoczęty wątek ;D]

    OdpowiedzUsuń
  26. [To będzie totalnie głupie i idiotyczne, ale co mi tam :D Robin jest trochę przekorna nawet w stosunku do pogody i jak ma ochotę wyjść na rower to wychodzi, nawet w śnieżycę ;D W zasadzie to ja może i zacznę. Naprawdę coś mi odwala. Ktoś chce zacząć wątek, a ja się wpycham... Ale pamiętaj, że ja kiedyś z tego wyjdę x)]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Cz. I]

    Ostra zima nie była dla niej jakąś specjalną nowością, ale chyba nigdy do końca się z nią nie oswoi. Ta pora roku była jedną z najbardziej zarozumiałych pór roku (jakby faktycznie było ich aż tak dużo, bo aż cztery). Robiła sobie co chciała. Potrafiła porozstawiać sobie wszystkich po kątach, rzucić śnieżne kłody pod nogi, szczypać za policzki czy też obijać dupsko. Ogólnie potrafiła być czasem gburowata. Miała na to wszystko swoje stare sposoby, ale i tak ludzkość nadal się nabierała. Oczywiście posiadała też i tą troszkę lepszą stronę. Ale nie dziś. Niebo było mlecznoszare, wręcz dobijające swoją monotonnością. Lekko depresyjna aura z pewnością udzielała się niejednej osobie. Królowa śniegu w dość nachalny nakłaniała do pozostania w swoich czterech ścianach. Hulająca na zewnątrz śnieżyca była jak strażnik pilnujący by nikt nie wydostał się z domowego więzienia. Jednak Robin nie mogła już dłużej znieść siedzenia w domu z dwójką niepoczytalnych i niezrównoważonych kotów swojej ciotki, która sama nadal sobie smacznie spała nieświadoma z jak niebezpiecznymi typami przez ten cały czas mieszkała. Spojrzała na drzwi, za którymi znajdowały się schody prowadzące do piwnicy. W zasadzie chyba jeszcze nigdy tam nie była. Postanowiła więc zajrzeć tam i przekonać co w sobie kryła. Była gotowa na wszystko czy to na słoiki z przetworami czy to na szafę z trupem, chociaż bardziej spodziewałaby się tego drugiego. Zapaliła więc światło i zeszła na dół. Było tam diabelnie zimno, aczkolwiek diabelnie to może niezbyt trafne określenie. Nawet nie zdążyła do końca się rozejrzeć po wnętrzu tajemniczego podziemia, kiedy jej oczom ukazał się on… Góral zwany również rowerem górskim. Podeszła do niego i sprawdziła czy nie jest na flaku. O dziwo nie był. Przetarła dłonią zakurzone siodełko, po czym chwyciła go za ramę i poniosła po schodach na górę. Koty oczywiście kręciły się przy drzwiach wydając jakieś dziwne odgłosy, które pewnie za sprawą czarnej magii miały uwięzić ją w zimnej piwnicy. Widocznie musiały coś pomylić w zaklęciach, bo się im nie udało. Odskoczyły jak oparzone widząc rower. Czyżby miały z nim jakieś traumatyczne przeżycia? Uśmiechnęła się szeroko na tą samą myśl. Od razu się jej spodobał.


    OdpowiedzUsuń
  28. [Cz. II]

    Nie chciała się teraz jednak skupiać na sierściuchach. Chciała wypróbować rower. To co z tego, że na zewnątrz panowała zawieja? Lubiła podejmować wyzwania. Zmaganie z siłami natury wydawały się wręcz aktualnie idealne, takie trochę epickie. Ubrała się ciepło opatulając się szalikiem tak, że widoczne były w zasadzie tylko jej oczy i wyszła na zewnątrz. Samo otwieranie drzwi nie należało do najłatwiejszych, ale nie na tyle by ją zniechęcić do realizacji swojego zamierzenia. Przedzierając się przez grube warstwy śniegu wyprowadziła rower do ulicy, by po chwili zacząć swoją przejażdżkę. Z początku nie było ciężko. W zasadzie całkiem przyjemnie. Nogi jeszcze nie bolały, palce jeszcze się nie odmroziły i dało się coś dostrzec na długości kilku metrów, czyli jakby idealne warunki do jazdy. Jednak po przejechaniu kilometra wszystko zaczęło się trochę zmieniać. Śniegu przybywało, jej robiło się zimniej i już nic nie dała rady zobaczyć. Oprócz śniegu oczywiście. Nogi zaczynały odmawiać jej posłuszeństwa. Szalik już dawno odkrył jej twarz, po której delikatnie zaczynał spływać czarny tusz do rzęs. Sama nie wiedziała czy to przez śnieg czy może zaczęła łzawić. Już nie podobał się jej pomysł z rowerową przejażdżką podczas śnieżycy. Aczkolwiek nie oznaczało to, że nigdy więcej tego nie powtórzy. No bo gdzie by tam się już na całe życie zniechęcać. Kiedy nie dało się już jechać zaczęła prowadzić rower w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, gdzie mogłaby trochę się zregenerować i ogarnąć. Niedaleko zauważyła szyld stacji benzynowej. Odetchnęła z ulgą zmierzając w jej stronę. Docierając na miejsce rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejś żywej duszy. Długo nie musiała szukać dostrzegając trochę dziwnie przyglądającego się jej młodego chłopaka.
    - Chyba potrzebuję zatankować. Paliwo się skończyło i musiałam holować. – wyjaśniła z rozbawieniem spoglądając na rower.

    [Ostrzegałam, że będą głupoty i są. A teraz Ty się kłopocz by coś na nie odpisać xD]

    OdpowiedzUsuń
  29. Lądowanie w zaspach było na porządku dziennym, przynajmniej dla niezdary, jaką była Grace i nie chodziło tutaj o oblodzone chodniki. Po prostu, jak na duże dziecko przystało, lubiła się rzucić w jakąś zaspę i leżeć, przyglądając się szaremu niebu. Niezdarą była w kuchni, podczas sprzątania i wykonywania innych, koniecznych robót domowych. Jednak potrafiła poradzić sobie na oblodzonym szlaku, stąd jej pewność na oblodzonych chodnikach w Mount Cartier. Gdyby miała wylądować nosem w śniegu i to z jego winy — bo nie chciałby bawić się w pomocnego dżentelmena — na pewno nie byłoby jej do śmiechu. Wręcz przeciwnie, tym samym obudziłby w niej chęć zemsty i mordu. Dlatego też Timmy mógł się cieszyć z tego, że potrzymał Grace przez chwilę w ramionach. Uratował tym samym swoją skórę.
    Pisnęła, owszem, bo co miała zrobić? Wybuchnąć śmiechem, kiedy nagle miejscowe chodniki stały się skrajnie niebezpieczne? Grace może i słynęła ze swojego poczucia humoru i tego, że praktycznie zawsze jest uśmiechnięta, ale zdarzały się dni takie, jak ten, kiedy musiała kombinować zewsząd jakiekolwiek pieniądze, aby móc pomóc Helen. Rachunki same się nie zapłacą — i nie były one tylko problemem Tima. Niewielka liczba mieszkańców Mount Cartier nie musiała martwić się o pieniądze, o dokonywanie koniecznych zapłat. Kiedyś do tej niewielkiej liczby należała też rodzina Grace, ale po śmierci ojca, ich przychody znacznie zmalały i siostry żyły naprawdę skromnie.
    — Potrzebuję tych pieniędzy… Twoje długi w sklepie są uregulowane — mruknęła cicho, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że to nie w sklepie pana Cartera ma długi, a właśnie u niej. I był jej dłużnikiem, mógłby chociaż przyznać to na głos. Grace miała teraz okazję zachować się, jak dorosła osoba. Miała prawo do roszczeń, ale nie umiała wykorzystać tego w stu procentach. Stała naprzeciwko niego, ale unikała jego spojrzenia. Bardziej fascynowało ją porozrzucane drewno. Miała ochotę machnąć na to ręką, powiedzieć, że sobie jakoś poradzi, a on odda jej pieniądze w nowym roku.
    — Możesz wziąć trochę drewna ode… — pokręciła głową. Helen zabiłaby swoją młodszą siostrę, gdyby dowiedziała się o tym, że rozdaje wysuszone już, idealne do opału, drewno. Ale to przecież z winy Grace, drwa Tima leżały w śniegu. I chwilowo nie nadawały się do niczego.
    — Ode mnie. — Dokończyła cicho, zamykając na moment oczy. Najwyżej znowu zadłuży się u sąsiadki. Nie miała innego wyjścia. Albo odbierze robotę Leo i popilnuje któregoś z bachorów. Albo odgarnie komuś śnieg i przyniesie zakupy. A może wyruszy w góry i już po prostu nie wróci. Tak byłoby dla wszystkich najlepiej.

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  30. [Dzięki wielkie za miłe słowo. :) Cóż, to odrzucenie ojca wynika tylko i wyłącznie z tego, że Ava jako szesnastolatka miała wybujałe wyobrażenia odnośnie życia w stolicy, porwała się z motyką na słońce i o, szybko tego pożałowała.
    Jest szansa na wątek z Timem, czy niezbyt to widzisz? :)]

    Ava

    OdpowiedzUsuń
  31. Samantha wzruszyła tylko ramionami, nie miała ochoty kłócić się z kimś, do kogo i tak nic nie dociera. Chłopak ewidentnie miał wszystko w nosie. Nie dziwiła mu się, w takiej mieścinie jak ta, najlepiej jest mieć wszystko gdzieś. Dziewczyna też nie specjalnie przejmowała się tym, co o niej mówią i myślą. Nie raz za swoje opinie i poglądy została wyśmiana i zwyzywana od małolat, głupich idiotek i dzieciaków. Pytają, jak można nie jeść mięsa, dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej. Jest córką głowy miasteczka, więc powinna dawać przykład. A gówno prawda. Nie chciała być osobą, którą inni chcieli aby była. Nie i koniec. No bo, dlaczego musi udawać i być kimś kim nie chce? Czemu musi być miła dla wszystkich? Dzięki Bogu, że niektórzy zaczynają się przyzwyczajać do prawdziwej Samanthy, a nie do Sam, którą była 5 lat temu.
    Jak widać Mount Cartier nie jest cywilizowanym miejscem – odwróciła się do chłopaka.
    Nie znała go z imienia i nazwiska. Czasem tylko widziała jak kręci się po stacji benzynowej. Jedyny kontakt z nim to dawanie pieniędzy i napiwków za skończoną robotę. Być może nawet kiedyś powiedziała szybkie „dziękuję” . Co mądrzejsi odsuwają się sami ? Ależ błysnął złotą myślą. Czarnowłosa nie chciała uchodzić za mądrą, nawet jeśli była, to uważała aby jak najlepiej to zatuszować. Głupie dziewczyny mają łatwiej w życiu. Nikt niczego od nich nie wymaga, no może poza rodzeniem dzieci. W takiej wsi jak ta, popisywanie się inteligencją było niezbyt dobrym posunięciem, jeśli chciało się być niezauważalnym. Prawda Sam lubiła głośno wyrażać swoją opinię przez co zwracała na siebie częściową uwagę mieszkańców, ale wątpiła że ktokolwiek powiedział, że jest odważna bo ma swoje zdanie albo sprzeciwia się burmistrzowi, którego niektóre (wszystkie) decyzje były okropne. Tak więc jak mogło ją ruszać to że jakiś tam chłopak zwraca jej uwagę. Był on tylko o kilka lat od niej starszy. Niech poucza siebie, albo swoich znajomych. Pewnie gdyby chciał mógłby coś tam osiągnąć, ale on wolał siedzieć na dupie i obsługiwać zniecierpliwionych klientów na tej swojej stacji.
    Chłopak nie miał nic do powiedzenia. Milczał, nawet na nią nie spojrzał. I dobrze, Sam z powrotem wróciła do kontynuowania zakupów.


    Samantha

    OdpowiedzUsuń
  32. [Możesz podsunąć mi pomysł, a ja wtedy zacznę. To żaden problem. :)]

    Ava

    OdpowiedzUsuń
  33. [Ja mam takie szczęście, że jak już sobie znajdę jakiegoś bloga (a dość wybredna jestem) to on umiera, czasem nawet nie zdążę się zapisać.
    Chyba przynoszę pecha :<
    Cieszę się! O dziwo, ich znalezienie nie było trudne.. I w sumie dobrze, że bar się nie wyświetlał bo dzięki temu znalazłam lepsze zdjęcie :D
    Może za jakiś czas dodam coś jeszcze, ale na razie nie wiem co.]

    OdpowiedzUsuń
  34. [No jak to? Oo
    Mroczne uliczki są w całym miasteczku, ale wzgórze czarownic to fajny pomysł! Grota zresztą też. :D]

    OdpowiedzUsuń
  35. [A dziękuję bardzo za miłe powitanie, a z tymi wyścigami to mi nawet nasuną się pomysł na wątek...Co ty na to, aby na nocnej zmianie Tima nagle przyjechało kilka samochodów, i tuż pod jego nosem, obok stacji zaczęły się rozgrywać nielegalne wyścigi starych, aczkolwiek szybkich samochodów, w którym Carmen będzie brała udział? ]

    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  36. [Mimo wszystko chcę zaryzykować, więc możemy spróbować coś wykombinować :)]

    OdpowiedzUsuń
  37. [A mi ta koncepcja jak najbardziej odpowiada :) I teraz zapewne mam zacząć...]

    Carmen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ps.: Kajam się i ładnie proszę, z wielkimi oczami o zaczęcie :)]

      Usuń
  38. [Tak patrzę, że dla "proud peacock" zadaniem aspiracyjnym jest przegonienie renifera z domu, wydaje mi się to całkiem ciekawe. :D Możemy połączyć pomysł z pralką, na przykład któreś pójdzie właśnie coś sobie wyprać, z roztargnienia nie zamknie drzwi/furtki, a po powrocie zastanie parzystokopytnego gościa. Może być?]

    Ava

    OdpowiedzUsuń
  39. [W takim razie czekam. :)]

    Ava

    OdpowiedzUsuń
  40. [ Hah, no sama nie wiem. Trudno mi prowadzić postać, która ma wszystko w nocie. Dotychczas miałam same dobre duszyczki.
    Co do wątku to nie mam pojęcia. Mi to jest naprawdę obojętne, więc jeśli masz chęci i jakikolwiek pomysł to można coś pokombinować :) ]


    Samantha

    OdpowiedzUsuń
  41. Do końca nie była pewna czy powinna mu za to być wdzięczna, czy może wręcz przeciwnie. Marzyła przecież tylko o własnej przestrzeni do życia i o tym by zostawiona ją w spokoju, a dzięki niemu z pewnością nie mogła na to liczyć. Gdy w obieg została wypuszczona jednak plotka, ludzie uznawali to za prawo do wkroczenia w czyjeś życie z buciorami i wygodne rozgoszczenie się w nim. Za jedną plotką szło tysiąc innych mających niewiele wspólnego z rzeczywistością. Myśl, że znowu mógłby wyprowadzić ją na piedestał niosła za sobą w pewien sposób również i groźbę, której znaczenia jeszcze nie umiała odczytać.
    To fakt, że może zbyt pochopnie wyciągnęła wnioski. Należała przecież do tego rodzaju ludzi, którzy starają się racjonalnie podejść do takich kwestii, jednak prawda była taka, że gdy w grę wchodził on Valerie traciła zdolność oceny sytuacji, a także odsuwała wszelkie wnioski dyktowane przez rozum. Nie mógł jej mieć tego za złe, był jej największą słabością i z pewnością o tym wiedział. Dlatego też usłyszaną plotkę od razu wzięła do siebie, przyjmując za postanowienie, że nie odezwie się do niego dopóki ten nie pojawi się przed nią z przeprosinami cisnącymi się na usta. Inteligentna była jednak przez myśl jej nie przeszło by po prostu z nim porozmawiać i wyjaśnić całą tą komiczną sytuację, by nie oddawać się niepotrzebnej męce. Ale cóż zrobić, że serce głupie gdy się uprze? Już po godzinie żałowała, że właśnie w taki sposób postanowiła się zachować, jednak była zbyt dumna by po prostu to wszystko przerwać. Mogła mieć jedynie nadzieje, że Timothy szybko przyjdzie do niej z podkulonym ogonem poczuwając się do winy, której nawet nie był świadomy.
    - Jesteś dupkiem Wheeler - wymruczała cicho pod nosem, a chwile potem jej policzki pokryły delikatne rumieńce wynikające z oczywistego zawstydzenia jakby słowo "dupek" było największym grzechem tego świata. Czy on naprawdę nie wiedział, czy może postanowił sobie z nią pogrywać? Często miał to w zwyczaju, jakby zwodzenie jej za nos było jego ulubioną rozrywką. Wykorzystywał jej naiwność, wykorzystywał to jak bardzo podatna jest na wpływy innych, jakby nie miała własnego zdania, jakby nie miała siły i odwagi aby je wypowiedzieć - Na co się boczę? Myślałam, że się przyjaźnimy, ale najwidoczniej tak nie jest - kolejka posunęła się do przodu, a oni jak na złość wciąż stali w jednym miejscu, wszystko przez to, że nie dał jej możliwości uwolnienia się. Jednak czy aby na pewno tego chciała? Przed chwilą uderzyła w nią myśl, że okropnie się za nim stęskniła - Ja wiem, nie musimy mówić sobie wszystkiego, ale to, że się z kim spotykasz, albo masz taki zamiar to chyba dość istotne prawda? Nie koniecznie mi się marzy aby informowała mnie o tym nastoletnia część tego odludzia i połowa Squamish - warknęła cicho pod nosem jeszcze raz próbując się wyrwać z jego objęć lecz na nic się to zdało. Powinna jeść więcej, albo zacząć ćwiczyć by mieć więcej siły i na przyszłość uniknąć takich sytuacji, dość przyjemnych sytuacji, choć akurat próbowała od siebie odsunąć tę myśl

    Valerie
    Mam pisać krócej/dłużej, czy tak jest okej?.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Nie powiem, oryginalny pomysł. I wcale nie taki odrealniony. Kiedyś wpadłam w zaspę i nie mogłam sama wyjść, a wszystko przez odśnieżający ulicę samochód -.- Poza tym Cordelia jest niezdarą, więc pasuje mi, by to właśnie ona wpadła do tej, podstępnie ukrywającej się dziury. Jeśli zaś chodzi o aspiracje (świetne urozmaicenie zabawy!) to z niektórymi będzie ciężko, zwłaszcza z 4 stałymi klientami xD a tak całkiem poważnie to sama nie wiem, raczej nie wzbudziłaby strachu w Timie ani nie doprowadziła go do łez, więc chyba lepszy będzie pomysł z zaspą. Skoro dałaś pomysł, to ja mam pewnie zacząć? *nie, błagam, tylko nie to!*]

    OdpowiedzUsuń
  43. [Jestem cierpliwym człowiekiem, poczekam :)]

    OdpowiedzUsuń
  44. Faktycznie porównując ich do siebie ona wypadała znacznie gorzej. Ale żeby zaraz robić z niej czarownicę? Co do sabatu…Tak właściwie to trochę coś tam było na rzeczy, Wood nawet organizowała czasem seanse spirytystyczne. Ale to ta starsza Wood, jej ciotka. I do tego jeszcze te dwa demoniczne koty. Cóż może to przechodziło z pokolenia na pokolenie? Może to właśnie przeznaczenie ściągnęło ją do Mount Cartier, aby dołączyć do jakiegoś sabatu? Nigdy nie wiadomo.
    Tak właściwie to nie potrzebowała powietrza do opon. Z oponami było raczej wszystko w porządku. To raczej ona potrzebowała pomocy. I lusterka. Zdecydowanie. Nie chciała straszyć, choć pewnie nie było jeszcze aż tak źle skoro chłopak nie uciekał.
    - Herbata powiadasz? – pokiwała głową przyznając mu rację. – I to jeszcze świeżo parzona... – dodała idąc dalej. Właściwie to był całkiem dobry pomysł, ale głośno mu tego aż tak dosłownie nie przyznała. Jeszcze by wpadł chłopak w samozachwyt.
    - Dobrze. – powiedziała. – A teraz chodźmy, tylko tak z godnością. – dodała do siebie parkując rower i ruszając w stronę lady, przed którą zatrzymała się i zawróciła przypominając sobie o łazience. Znajdując się już w niej niechętnie zajrzała w lusterko. W zasadzie miała wielki dylemat czy tam spojrzeć i się przerazić czy nie spoglądać i przerażać innych. Cóż, życie było pełne dylematów. Postanowiła jednak zaryzykować. Obeszło się bez krzyku, ale nie bez desperackiego piśnięcia. Zaraz zabrała się do oczyszczania twarzy z czarnych pozostałości. W torebce miała wszystko co było jej potrzebne by doprowadzić się do porządku. Z włosami było już trochę gorzej. Strząchnęła śnieg w sposób, w jaki robiły to np. psy, a następnie przeczesała włosy palcami. Cóż, musiały wyschnąć samoistnie, co oznaczało lekkie fale i loki. W zasadzie nie zapowiadało się to źle. Kiedy wyglądała już jak człowiek wyszła z toalety z podniesioną głową. Teraz to mogła napić się herbaty i o nią właśnie poprosiła znajdując się przy ladzie, po czym usiadła na krzesełku przy jednym z nielicznych stolików.

    [Przepraszam. Teraz jest krócej ;) Ale jakbym kiedyś się za bardzo rozpisała, to nie musisz odpisywać mi tak samo. Się nie obrażę ;)]

    OdpowiedzUsuń
  45. [Hej, hej. Po prostu na początku myślałam, że nieco inaczej to będzie wyglądąło. Naprawdę tylko ja za tym głosowałam? Haaa, nie no, nie będę się wybijać z tłumu. Skoro bar, to niech tam będzie bar. Raczej tragicznie wyglądałaby na kutrze burza śnieżna. ]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  46. [Pomysł gry w trójkę podoba mi się. :D I właśnie tak sobie pomyślałam, że może umieścimy ich... w kościele? Maya raczej nie jest wierząca, ale znajdzie się tam, by schronić się przed burzą. I żeby jeszcze było ciekawiej, to można ustalić, że akcja zaczyna się dziać późnym wieczorem, czy coś... Co Ty na to? ]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  47. [Chyba jeszcze nigdy nie dostałam tyle miłych słów za jednym razem, więc jest mi bardzo, cholernie miło i za wszystkie chciałabym serdecznie podziękować!
    Co to godności mojej postaci - (nie)stety to czysty przypadek, nawet nie miałam pojęcia, że ktoś już posługiwał się podobnym zlepkiem imienia i nazwiska. Mam nadzieję, że nie czujesz się rozczarowana takim zwrotem akcji.]

    Chris Jenkins

    OdpowiedzUsuń
  48. [Na administracyjne powitanie odpisuje się pod kartą admina, pod swoją, czy gdzie? Taki mętlik w głowie :D Dziękuję za powitanie, też sobie życzę kilku magów P&J weny.]

    Ennis

    OdpowiedzUsuń
  49. [Czeeść, dziękuję za powitanie. :D I od razu kłaniam się nisko i mówię bingo: poczęta dla zgodności krwi, co w tym wypadku łatwo wyjaśnia trudne kontakty z rodziną, które może z czasem się poprawią (może). Zdjęcie było szukane przez kilka godzin, właśnie po to żeby oddawało charakter postaci, więc tym bardziej cieszę się, że udało się z tym. ;)
    Mogę rzucić propozycją wątku? Aillis przed pracą mogłaby tankować na stacji i po tym jak już spokojnie zapłaci i wsiądzie do swojego kochanego pick-upa ten odmówi całkowicie posłuszeństwa, zostawiając ją nie dość że na środku stacji to jeszcze z problemem dostania się na pocztę, bo mocny śnieg sypie, ślisko bo drogi do Mount Cartier zablokowane, a ona uparta chce iść na pieszo, to nie dość że w jakąś zaspę wpadnie z jej szczęściem, to jeszcze coś sobie w kostkę może zrobić i wtedy już raczej nie dokuśtyka sama na tę pocztę. Później można to jakoś pociągnąć, wierzę że damy z tym radę, o ile oczywiście masz ochotę :)]

    Aillis

    OdpowiedzUsuń
  50. [Zawsze musi być ten pierwszy raz xD Później pewne się więcej posypało :) Co prawda nie wiem, jaki wątek mogłybyśmy wykombinować, więc na razie bym sobie odpuściła, ale jeśli wpadnę na jakiś ciekawy pomysł, to na pewno się zgłoszę.]
    Theoś

    OdpowiedzUsuń
  51. [Zależnie od tego ile zajmie mi sprzątanie i gotowanie czegoś znośnego do jedzenia, to postaram się zacząć. Nie obiecuję o której, ale dzisiaj pewnie coś podrzucę. Tylko średnie, długie wątki, masz jakieś wymagania w tej kwestii?]

    Aillis

    OdpowiedzUsuń
  52. Zimą Mount Cartier było wyjątkowo uciążliwym miasteczkiem. Nie dość, że przez swoje położenie przy górach nie trudno było tutaj o zamiecie i burze śnieżne, to na domiar złego często mieli pozamykane drogi i musiały minąć godziny zanim odśnieżarki docierały do miasta, żeby przejechać po głównej ulicy i ułatwić jakoś mieszkańcom komunikację. Najczęściej jednak szybciej było gdy ludzie sami łapali za łopaty i pomagali sobie jak mogli w odkopywaniu aut spod świeżej warstwy śniegu. Dzisiaj Aillis pół godziny spędziła na tym żmudnym zadaniu zanim w końcu udało jej się wyjechać spod domu i potoczyć w ślimaczym tempie po śliskiej drodze na stację benzynową. W baku były takie pustki, że przez chwilę zastanawiała się czy na pewno uda jej się dotrzeć do zamierzonego celu, ale los chyba tego dnia zamierzał się do niej uśmiechnąć, bo po kilku minutach zatrzymywała się już na miejscu. Po drodze niczego nie rozjechała ani nie wpadła w poślizg, więc pierwszą część podróży do pracy zniosła całkiem nieźle. Chociaż śnieg ciągle sypał jak szalony, to szatynka nie starała się do niego zrazić.
    - Cześć. Te drogi chyba nie mogły być dzisiaj gorsze - rzuciła w stronę chłopaka, który pojawił się przy jej aucie chwilę po tym jak wysiadła z samochodu i przestępowała z nogi na nogę na śniegu. Oparła się o maskę, czekając aż bak będzie pełny, w duchu obliczając ile zajmie jej przejechanie tymi niebezpiecznymi drogami do pracy. Gdy później płaciła za paliwo nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że zajmie jej to dużo więcej czasu. Dopiero gdy z powrotem rozsiadła się na kanapie swojego pickupa i przekręciła kluczyk w stacyjce, a akumulator nie wydał z siebie nawet jednego dźwięku zrozumiała, że ma problem. I to poważny problem. - Nieee, nie dzisiaj, no proszę cię - jęknęła cicho, próbując kilka razy odpalić silnik bez żadnych widocznych rezultatów. Zniechęcona spojrzała przez przednią szybę na drogę i ciągle sypiący śnieg. Nie miała wyjścia, czekał ją spacer.
    - Tim! - krzyknęła, wysiadając z samochodu i trzaskając drzwiami. W dłoni trzymała kluczyki, które wcisnęła w rękę chłopaka, gdy ten wyszedł z budynku stacji. - Mogę go zostawić? Nie odpala, a ja muszę iść do pracy. Dzięki - powiedziała to na tyle szybko, że Wheeler nie miał czasu na protest. Była zdeterminowana pójść dzisiaj do pracy tak jak robiła to codziennie.

    Aillis

    OdpowiedzUsuń
  53. Owszem, Grace była naiwna. Naiwna na tyle, aby wpychać innym to, czego na dobrą sprawę sama nie miała. Wielokrotnie powtarzała wszystkim i samej sobie stojąc przed lustrem, że nie przywiązuje się do rzeczy materialnych, że jedna bluza mniej w szafie jej nie zbawi, że parę groszy w portfelu, które zostaną wykorzystane na zamaskowanie manka w kasie, zwrócą się w innej dziedzinie życia, kiedy będzie potrzebowała pomocy mieszkańców Mount Cartier. Naiwnie wierzyła w to, że niewielkimi, drobnymi i dobrymi gestami, zyska sobie ich sympatię. Chciała tutaj coś znaczyć. Może nie wybrała do tego celu najlepszej drogi, ale uparcie nią dążyła. Kiedy już postanowiła być dobrą, była dobra.
    Zignorowała wzmiankę chłopaka o tym, że będzie ścigać go o drewno. Mogłaby to robić, mogłaby pukać do drzwi jego domku i uparcie domagać się kilku klocków suchego opału, ale czy kiedykolwiek ktokolwiek widział Grace w takiej sytuacji? Wyjątkiem był dzisiejszy dzień, kiedy chciała odebrać niewielki dług Timothy’ego, którego narobił sobie w sklepie, a ona mu na to pozwoliła. Ale przecież nawet nie naciskała! Zrezygnowała z tego, chociaż też miała rachunki do opłacenia, bo nawet jeśli Mount Cartier wydawało się odcięte od świata, musieli płacić rachunki, podatki i dawać państwu znacznie więcej pieniędzy, niż państwo chciało inwestować.
    Mimo wszystko, życie w Mount Cartier wcale nie było drogie. Nie było na nich presji konkurencji, która na pewno pojawiłaby się w większym ośrodku miejskim. Ignorując go nadal, schyliła się i wybrała z pobliskiej zaspy dwa klocki drewna, trzymając je w dłoniach, kiedy Timothy postanowił nie zamilknąć, ani nie przyjąć jej pomocy. Musiał być Timothym.
    — Może i jestem naiwna, ale przynajmniej zauważam, kiedy ludzie chcą mi pomóc i potrafię się im odwdzięczyć, idioto! — warknęła, rzucając mu pod nogi jeden kawałek namokłego już opału. Drugim zaczęła wymachiwać, bo przecież wyzbywając się tego, co zdążyło się w niej zebrać podczas tej krótkiej rozmowy, musiała gestykulować. — A ty nie dość, że jesteś paskudnie ślepy, to równie paskudnie głupi, Timothy! — tupnęła nogą, marszcząc lekko swój nosek.
    Była zła. Była na niego, bo wypominał jej coś, co może i nie miało jej pomóc w życiu, ale przynajmniej miała na uwadze też innych i nie była zapatrzona w siebie, nie zajmowała się tylko swoimi potrzebami. Schyliła się po kolejne szczapki drewna, a kiedy miała je cztery, ułożyła na swoich przedramionach, już nic nie mówiąc. Nawet nie wiedziała, po co je zbiera. Powinna je wyrzucić w jeszcze głębszy śnieg, wziąć wszystkie pieniądze Tima i wcale się nie przejmować tym, że wyłączą mu prąd, że będzie marzł przez wiele nocy, bo nie ma drewna. Ale nie potrafiła.

    lafirynda

    OdpowiedzUsuń
  54. [Cieszę się, że moja Madi przypadła komuś do gustu. :) Wszystko sobie bardzo dobrze zinterpretowałaś, przynajmniej to, co widać na co dzień. Bo wbrew pozorom Mercer skrywa jeszcze kilka innych cech, których raczej oficjalnie prędko nie wyjawi. Mam tylko nadzieję, że uda mi się ją poprowadzić równie konsekwentnie, co opisać.
    Coś tak czułam, że spodoba Ci się wzmianka o nieznajomym ze stacji i oczywiście na wątek jestem jak najbardziej chętna. Nie gwarantuję jednak, że Timowi tak łatwo uda się przekonać M. do siebie, bo takie 'nachalne bestie' prędzej czy później zaczynają ją w końcu przerażać i zmuszają do ucieczki. Próbować jednak może śmiało. Czasem się nie przejmuj, bo sama należę do ludzi, którym odpis troszkę zajmuje. Powiedz mi tylko, czy masz już jakąś konkretną wizję wątku, czy urządzamy burzę mózgów?

    Dziękuję za zwrócenie uwagi, wszystko już naprawione. :)]

    Madeline Mercer

    OdpowiedzUsuń
  55. [Wobec tego zdaję się na Ciebie zupełnie i grzecznie czekam, ile będzie trzeba. :)]

    Madeline

    OdpowiedzUsuń
  56. [Bardzo dziękuję za tak miłe przyjęcie! ;) Cieszę się, że moja postać przypadła wam do gustu; w zamian obiecuję aktywność na blogu :D
    A jeśli masz ochotę na wątek, z chęcią rzucę jakimś pomysłem, a nawet zacznę ;)]

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  57. [Czeeeść! <3
    Ojejujej, nawet sobie nie wyobrażałam, że moja postać dostanie jeszcze kiedykolwiek tak miłe opinie na samym starcie! *.* Ach, prawda jest taka, że uwielbiam postacie pełne wigoru i wciskam je wszędzie, gdzie tylko się da. Więc jeśli w czasie corocznego festiwalu oferta będzie dalej aktualna - Emma z chęcią ją przyjmie ;3
    A teraz, co do Twojej postaci... Mocna karta. Mocna postać. Choć kojarzy mi się trochę ze Slytherin'em i nie jestem pewna, czy Emma polubi Tim'a, jeśli pojawi się propozycja wątku - przyjmę z największą chęcią. ;> (Sama jestem leń i tak dalej, i mam ograniczoną liczbę pomysłów, niestety ;c)]

    OdpowiedzUsuń
  58. [Karta krótka, ale nie wiem, czy dłuższa by coś zmieniła w odbiorze postaci... A wodę wolę lać w wątkach. Blaze'a jeść nie warto, bo taki stary, że termin ważności pewnie już minął.]

    OdpowiedzUsuń
  59. [Mam nadzieję, że wyjdzie mi taka, jak zaplanowałam, a przynajmniej w pewnym stopniu. Niestety rzadko kiedy prowadzę takie postacie, więc nie mam wprawy, jednak bądźmy dobrej myśli, o!
    Ogólnie cieszę się, że się podoba, dziękuje bardzo za przywitanie i również witam serdecznie wspaniałą administrację! :D]

    Cheri

    OdpowiedzUsuń
  60. [Wszystko jest w jak najlepszym porządku, dziękuję za troskę i przepraszam, że tak późno odpisuję.]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  61. [Bardzo intrygująca karta i bardzo intrygujący pan, więc jak najbardziej jestem chętna na wątek! Jeśli chodzi o relacje pomiędzy Timem a Sam, czystego pozytywu pomiędzy nimi raczej nie widzę, ale nie szłabym też w całkowity negatyw i zupełne darcie kotów. Zrobiłabym coś pomieszanego, jeśli oczywiście będzie Ci moja wizja pasowała do wizji Twojej postaci - chodzi mi po prostu o to, żeby Sam i Tim nie do końca zawsze żyli w zgodzie i nie zawsze się świetnie dogadywali (a właściwie nawet często dochodziłoby między nimi do spięć i warknięć z powodu jakichś różnic poglądów czy odmiennych charakterów), ale mogłoby ich łączyć to, że oboje od czasu do czasu lubiliby się rozerwać w swoim towarzystwie. Mała impreza w jakimś opuszczonym budynku od czasu do czasu przecież jeszcze nikomu nie zaszkodziła ;) I właśnie jakieś takie spotkanie mogłybyśmy ubrać w wątek :3 ewentualnie coś bardziej skomplikowanego i z większą fabułą ;) ]

    Samantha

    OdpowiedzUsuń
  62. [Mam chyba pomysł. Obeszło się bez długiego myślenia. Trochę cofniemy się w czasie, bo skoro dzisiaj mecz... No, ale dajmy na to, że Tim wie, iż Grace na lodzie radzi sobie całkiem nieźle, ale jeśli idzie o kontrolę krążka, to jest już... dość kiepsko. I może mu zależeć na wygranej, bo na przykład z kimś się założył i mianuje się samozwańczym trenerem beznadziejnej Gracie S.? :)]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  63. [Waham się między b i c. Zastanowię się jeszcze i zacznę, jak wrócę z kościoła, bo właśnie jestem odciągana od komputera. Chyba, że Ty któryś pomysł wolisz, to nie krępuj się i powiedz który, a wtedy zacznę. :D]

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  64. [Świetnie! Życzysz sobie, żebym zaczęła, czy może masz na to ochotę? :3 ]

    Samantha

    OdpowiedzUsuń
  65. Beth zawsze lubiła zimę, szczególnie tę w Mount Cartier. Śnieg ją uspokajał. Miasteczko wydawało się wtedy odcięte od świata, a to jej odpowiadało. Nie chciała wyjeżdżać. Marzyła, by całe życie mieszkać w tym niewielkim domu, może niekoniecznie wciąż z ojcem i braćmi. Dużo myślała o przyszłości, głównie dlatego, że nie miała pojęcia jak będzie ona wyglądać. Czy do czasu ukończenia szkoły uda jej się przekonać ojca, że ona wcale nie chce być lekarzem, farmaceutką, czy naukowcem. Czy uda jej się przekonać ojca, że Tim wcale nie jest nieudacznikiem. Tego drugiego pragnęła nawet bardziej. Był jedyną osobą, przy której niczego się nie bała, on jako jedyny potrafił namówić ją do zrobienia czegoś, o czym normalnie nawet nie śmiałaby pomyśleć. Jej ojciec uważał jednak, że to wcale nie jest dobre. A ona była zbyt słaba, by mu się przeciwstawić, za co płaciła każdego dnia, kiedy zbliżyć się do Tima mogła tylko we własnej głowie, kiedy czuła niepokój, widząc jakąkolwiek dziewczynę, zbliżającą się do niego.
    Cieszyła się jednak, że ojciec nie kazał jej z Tima zrezygnować całkowicie. A przynajmniej udawał, że nie widzi, że Beth wciąż przyjaźni się z chłopakiem. Gdyby było inaczej, cóż, pewnie nie skończyłoby się to dobrze. Bo wątpiła, by nawet w takiej sytuacji, potrafiła stanowczo zareagować.
    Chłonęła więc każdą chwilę, którą mogli spędzać razem, choć nierzadko Tim doprowadzał ją do szału swoim zachowaniem. Czy to robił coś irytującego, czy próbował za bardzo się do niej zbliżyć, kompletnie mącąc jej w głowie.
    Choć pewnie i ojciec, i bracia zmieniliby zdanie, gdyby ujrzeli jak Beth snuje się po lesie, ramię w ramię z Timem, rozglądając się za łosiem. Bo przecież nie mogła odrzucić jego wyzwania. Chciał znaleźć łosia, nie mogła mu powiedzieć, że ojciec się wścieknie. Wiedziała, że byłoby nawet gorzej, gdyby się dowiedział, jednak... Musiała mieć nadzieję, że się nie dowie.
    Ale chyba żadne z nich nie przewidywało, że w lesie jest a ż t y l e śniegu. Owszem, miasto było zasypane i jeśli dni nie były tak pogodne, jak ten, nie było możliwości, by się po nim poruszać. A na pewno było to arcytrudne. W lesie sytuacja wyglądała tak nawet w słoneczny, spokojny dzień. Beth się nie odzywała, nie chcąc dać Timowi satysfakcji, a i on milczał jak zaklęty. Zerkała na niego, czując jak coraz bardziej szczypią ją policzki i nos, aż nagle... Nie widziała już nic. Zniknęła. Zapadła się w śniegu niemal po sam czubek głowy.

    [Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz. :>]

    Beth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Nie wiem, czy to przeczytasz, ALE może założymy, że jest już po meczu, po którym faktycznie doszło do jakiegoś nagłego wylewu uczuć Beth i teraz jest trochę... niezręcznie, bo ona nie chce o tym gadać i udaje, że nic się nie stało.]

      Usuń
  66. [Myślałam o tym, bo lubię takie wydarzenia, ale doszłam do wniosku, że Samantha nie nadaje się do takich integracji ani tym bardziej do brania udziału w grach zespołowych :c ]

    Samantha

    OdpowiedzUsuń
  67. [Bardzo dziękuję za powitanie. Owy partner już jest na blogu, a niedobry faktycznie jest. Ciepły szalik i w lato się przyda, kiedy jedzie się autobusem z klimatyzacją, więc zimą jest wręcz obowiązkowy. Timothy mógłby mieć jakiś interes do recepcjonistki? ]

    Anwen

    OdpowiedzUsuń
  68. [Bardzo dziękuję za powitanie i za bardzo miłe słowa - wolę jednak wierzyć, że udało mi się osiągnąć efekt ironiczno-zabawnej karty i to nie jest kwestia tylko Twojego zmęczenia. (;]

    Adam Barrington

    OdpowiedzUsuń
  69. [Kwiecień już, a Beth i Tim w zaspie po szyje.]

    OdpowiedzUsuń
  70. [Tak nasłodziłaś, że aż się zarumieniłam, bo nie sądzę, żeby to była aż tak dobra postać. Ale dziękuję, bardzo dziękuję za każde miłe słowo. Cieszę się, że udało się ta kruchość Corin, bo na tym najbardziej mi zależało (:]

    Corin

    OdpowiedzUsuń
  71. Beth nie wierzyła, że aż tak się zbłaźniła. I to w takim cudownym dniu. Hokeistką pierwszej klasy może nie było, wyłożyła się raz na lodzie, potykając się o własny kił, ale miała kilka niezłych akcji, za które nawet bracia ją pochwalili (!), poza tym... W końcu jej drużyna wygrała, tak? To się liczyło i nic dziwnego, że była w wyjątkowo dobrym humorze. Jak się później okazało, chyba w zbyt dobrym. Kiedy człowiekowi jest miło i przyjemnie, nie myśli o konsekwencja, tylko brnie w to całe szczęście. Nagle, w jednej chwili, wszystko wydało jej się takie proste. Ojciec przecież nie mógł ułożyć jej życia, a bracia nie byli nieomylni. Wszyscy mylili się co do Tima i miała zamiar im to udowodnić. Dając się ponieść chwilowej euforii, Beth przechwyciła chłopaka podczas świętowania w barze i wyrzuciła z siebie wszystko, co leżało jej na sercu od chwili, kiedy z nim zerwała.
    Nie miała pojęcia, skąd wzięło się u niej przeświadczenie, że Timothy wciąż coś do niej czuje. Minęło tyle czasu, normalnie z nią rozmawiał. Przecież gdyby za nią tęsknił, nie zachowywałby się tak swobodnie. Jak mogła tego nie widzieć? Stała przed nim, kompletnie obnażona wewnętrznie i z każdą sekundą coraz bardziej pragnęła zapaść się pod ziemię. Chłopak nic nie mówił, wyraźnie się zmieszał, a Beth była pewna, że zastanawia się jak odtrącić ją w jak najdelikatniejszy sposób. Tego znieść nie mogła. Cały dobry humor z niej uleciał. Nie zwracając uwagi ani na Tima, ani na braci, stojących kawałek dalej, po prostu uciekła z baru.
    Nie miała pojęcia jak udawało jej się unikać go przez tyle czasu. Mijały kolejne tygodnie, Beth wciąż czuła się jak największa idiotka na świecie, na szczęście, nie doszło do konfrontacji z Timem. Ograniczyła wychodzenie z domu do minimum. Chodziła do szkoły, na spacery do lasu, do sklepów wysyłała braci, a kiedy już musiała wyjść, brała ze sobą ich albo kogoś innego. Kiedy widziała chłopaka, uciekała w drugą stronę, nie otwierała drzwi, gdy ktoś pukał. Nie miała pojęcia jak długo będzie jej się to udawać. Zdawała sobie sprawę, że to kompletnie bez sensu, ale czuła, że nie ma siły na konfrontację.
    Tego dnia czekała tylko aż przestanie padać, by mogła wyjść na spacer. Kiedy tylko słońce wychyliło się zza chmur, a deszcz przestał bębnić o szyby, założyła swoje czerwone kalosze, zarzuciła kurtkę i wyszła z domu, chcąc skierować się w stronę lasu.
    Jednak nie było jej to dane, bo pod jej drzwiami stał kompletnie przemoczony Timothy. Miał szczęście, że nie trafił na żadnego z panów Mills. Nietrudnym było skojarzenie złego humoru Beth z osobą pana Wheelera.
    - Cześć. - odezwała się, próbując brzmieć zupełnie normalnie. Wcisnęła ręce w kieszenie kurtki, całe swoje siły koncentrując na tym, by na niego patrzeć, spokojnie i, w miarę możliwości, obojętnie. - Co jest? - rzuciła, jakby od niechcenia, trzymając się w pewnej odległości.

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  72. [Przyszłam na wątek, skoro ktoś, wow, w ogóle inicjatywę i chęci wykazuje. Ja zacząć mogę, ale pomysłów specjalnie nie mam, chyba że jakaś akcja na stacji z Emily w roli głównej, czytaj rozpierdówa, w związku z jakimś problemem z samochodem. Nie wiem czy wszyscy jednak podobnych wątków nie proponują, więc wolałam się spytać wpierw, o. Tyle chyba... A nie! Karta ładnie napisana, chciał pochwalić i skomplementować :P]

    Emily Baker

    OdpowiedzUsuń
  73. Uwielbiała letnie poranki, dlatego nie zamierzała dłużej wylegiwać się w łóżku, kiedy i tak przez zbyt jaskrawe promienie słoneczne nie było mowy o dłuższym spaniu.
    Nie żeby skarżyła się na rutynę, bo nie mogła powiedzieć, że każdy jej dzień wyglądał tak samo, ale dzień nie zapowiadał się inaczej od poprzednich. Mount Cartier wydawało się żyć swoim własnym, specyficznym rytmem. W drodze do sklepu nie zauważyła zbyt wielu ludzi na ulicach. Zauważyła za to kogoś innego. Otworzyła szeroko oczy po czym uniosła jedną brew. Niedźwiedź. Mały niedźwiedź. Tutaj to zapewne normalność. – pomyślała przypominając sobie o niejednokrotnie słyszanych tu opowieściach z nimi w roli głównej. Może powinna machnąć ręką i ruszyć dalej? Nie, no jak to tak? Zrobiła kilka kroków wstecz przyglądając się poczynaniom młodego, niedźwiedziego wandala, bo inaczej niż wandalizmem nie mogła nazwać tego, co robił z tym biernym placem zabaw. Widząc go nie mogła przestać się uśmiechać. Był uroczy, pewnie po rodzicach… Zaraz rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła jego matki. Widocznie musiał odłączyć się od niedźwiedziej wycieczki. Taki mały indywidualista. Tylko, co teraz? Nie wiedziała, co powinna zrobić. Jako głupi, rządzony przez emocje człowieczek miała ochotę go pogłaskać, ale jako już trochę wyedukowany myślała o sposobie doprowadzenia go do lasu. Z drugiej strony, jeśli znalazłby się sam w lesie mógłby nie przeżyć. Był za mały. Na pewno nie potrafił jeszcze polować. A może jego matka kręciła się gdzieś blisko miasteczka? Może gdyby go tak poprowadzić w tamtą stronę?

    [Jaki bonusik ^^ I jak ona ma niby takiego niedźwiadka przepędzić? Ona zrobiłaby z niego takiego Balu ;D Teraz ja przepraszam za zwłokę.]

    OdpowiedzUsuń
  74. [Witam ponownie :D Może to ta łopata i broda sprawiły wrażenie mniej przystępnego. Jednak on zawsze był takim dobrym, przyjaznym ludzikiem ;)
    +nie jest tak źle, ze mną bywało gorzej wieczorami ;P]
    Theoś

    OdpowiedzUsuń
  75. Nie cierpiała tego jego uśmiechu. Teraz go nie cierpiała. Wcześniej go uwielbiała, to było oczywiste. Ciężko było jej spuścić z niego wzrok, kiedy uśmiechał się w ten sposób. Od razu miękła, obojętnie jak bardzo nabroił. A kiedy byli razem, nie broił w sumie wiele. To były drobnostki, wiedziała to z perspektywy czasu. I wiedziała też, że to ona zepsuła to, co mieli. Z własnej winy, przez własną głupotę, z powodu idiotycznego strachu przed ojcem straciła coś, co nadało jej życiu żywszych kolorów. Zdawała sobie sprawę z faktu, że Tim mógł czuć się zraniony, odtrącony. Nigdy jednak nie sądziła, że spotka ją z jego strony coś takiego. Upokorzenie. Bo tak właśnie się czuła. Upokorzona. A teraz sterczał pod jej domem, uśmiechał się w ten okropny sposób i... nie miała pojęcia, co właściwie chciał osiągnąć. Ona wyłożyła karty na stół. Obnażyła się przed nim tak, że bardziej już nie mogła, powiedziała dużo, może za dużo. A on nie zareagował. Nie odwzajemnił, nie odtrącił. Po prostu nie zareagował.
    - Nie będziemy. - powiedziała cicho, może trochę za cicho, ale naprawdę nie chciała wybuchnąć przy nim płaczem. Chciała uciec, schować się i przeczekać te miesiące, które dzieliły ją od wyjazdu. Miała nadzieję, że poza Mount Cartier uda jej się uporządkować własne życie i dojść do ładu ze swoimi uczuciami. - Zresztą, powiedziałam już wiele. Zbyt wiele. - dodała, spuszczając wzrok, bo nie mogła znieść tego uśmiechu.

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  76. Odruchowo cofnęła się, gdy zrobił krok w jej stronę. Jedyne czego chciała, to schować się w jego ramionach, ale nie mogła. Musiała sobie te ramiona wybić z głowy, raz na zawsze. Miała nadzieję, że uda jej się to w najbliższym czasie. Jeśli nie tutaj, to po wyprowadzce. Zaczęła chcieć opuścić Mount Cartier. Kochała to miasteczko, kochała mieszkańców i do tej pory marzyła tylko o wiedzeniu spokojnego życia tutaj, gdzie się wychowała. Teraz jednak nie widziała innego wyjścia, wątpiła, by udało jej się uporać z tym, gdyby została w domu. To miał być jej odwyk. Nie wiedziała jak odbierać zachowanie, a teraz słowa Timmy'ego. Nie rozumiała tego, zupełnie. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że on próbuje się na niej odegrać za to, że to ona pierwsza go skrzywdziła. Czy jednak był do tego zdolny? Chciała wierzyć, że nie. Wierzyła, że nie, dlatego o wszystko obwiniała ojca. Wyprowadzka miała być też formą ucieczki od niego. Ostatnimi czasy nie była w stanie normalnie spojrzeć mu w oczy.
    Kręciła głową, patrząc na niego z żalem, czuła, że coraz bardziej drży, cofnęła się jeszcze o krok, zachowując pozornie bezpieczny dystans.
    - Nie, nie rozumiem... Wiem, że cię skrzywdziłam, ale myślałam... - urwała, czując, że głos jej się łamie. Odchrząknęła, robiąc dłuższą pauzę. - Mam wrażenie, że wcale ci na mnie nie zależy. - powiedziała szczerze. Zagryzła wargę, bojąc się jego reakcji. - Przepraszam. Za wszystko, co zrobiłam, co powiedziałam, co czuję, za to, że wszystko skomplikowałam. Nie chcę rozmawiać. To nie ma sensu. Pod koniec września wyjadę, każde z nas będzie miało swoje życie. Nie chcę... - Poczuła, że do oczu napływają jej łzy, zacisnęła dłonie w kieszeniach w pięści, złoszcząc się na siebie. Odwróciła się.

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  77. Beth nie lubiła płakać. Czuła się wtedy słaba. Była słaba, bezbronna, ale wściekała się za każdym razem, kiedy czuła łzy dławiące ją w gardle. Nie potrafiła poprowadzić takiej rozmowy. Za bardzo się przejmowała, wszystko brała do siebie, panikowała i wtedy pojawiał się płacz. Ojciec zawsze zarzucał jej w złości, że próbuje wziąć go na łzy. Ale to zupełnie nie było tak. Ona po prostu nad tym nie panowała, to był chyba jej mechanizm obronny, reakcja organizmu na kompletną bezsilność. Była przyzwyczajona do krzyków Tima. Nie czuła się nawet specjalnie napastowana, kiedy krzyczał, znała jego temperament i wiedziała, że on tak po prostu ma. Ale nie w tamtej chwili. Zadrżała, niemal zatrzęsła się, gdy podniósł głos i uniosła na niego przestraszone spojrzenie, dosłownie na ułamek sekundy, bo właśnie wtedy znalazła się w jego ramionach. Ledwo udało jej się powstrzymać żałosny jęk. Czuła jego ciepło, jego zapach znów ją omamił i wiedziała, że już po niej. Była głupią gówniarą, nie wiedziała nic o życiu, bała się dorosłości i nie chciała jej. Nie potrafiła zachować się jak dorosła osoba, nie potrafiła się postawić, ani zawalczyć o to, czego naprawdę pragnęła. Bała się jak dziecko. W pierwszej chwili wtuliła się w niego mocno, ginąc w jego ramionach niemal kompletnie, napawając się tą bliskością. Zacisnęła dłonie na jego kurtce kurczowo, nie chcąc go puszczać.
    - Nie mogę tutaj zostać. - mruknęła i, na przekór swoim słowom, tuliła się do niego jeszcze mocniej. - Nie chcę, żeby to tak wyglądało, nie chcę się z tobą przyjaźnić... Nie mogę. - Odsunęła się minimalnie, by móc unieść spojrzenie na jego twarz.

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  78. Dlatego właśnie Beth chciała wyjechać, chciała spróbować zostawić to za sobą. Wiedziała, że nigdy nie zapomni o Timothy'm, to było niemożliwe, nie wykluczała też ponownych spotkań, ale raczej sporadycznych. Nie chciała stawiać siebie w sytuacji, w której codziennie będzie się z nim widywać, wiedząc, że nie może się do nie zbliżyć, a na pewno nie tak, jak by tego pragnęła. Chciała spróbować innego życia, życia z dala od Mount Cartier, musiała zdystansować się od ojca, do którego miała tak ogromny żal. Timothy był jedynym chłopakiem, do którego się zbliżyła, to oczywiste, że nie mogła o nim zapomnieć. Jednak wiedziała, że jeśli tutaj zostanie, nie zdoła wyrzucić z głowy pewnych myśli, nie zdoła zwalczyć tego uczucia, tych pragnień, a to nie mogło skończyć się dobrze, skoro Tim pod tym względem ją przekreślił.
    Dłuższą chwilę milczała. Przymknęła oczy, starając się uspokoić oddech. Przytulała się do niego mocno, rozkoszując się tym, za czym tak tęskniła. Zawsze działał na nią kojąco, nawet jeśli to on doprowadzał ją do szału. Tak jak tym razem. Uwielbiała, kiedy bawił się jej włosami. Nagle jednak coś znów ścisnęło ją za gardło. Żal. Runęła na nią myśl że właśnie od tego próbuje się uwolnić. Od takiego zachowania Timmy'ego. Mówił jej, że nie mogą być razem, jednocześnie tuląc ją do siebie i dając to, czego tak pragnęła. Nie mogła ruszyć do przodu w ten sposób.
    - Masz rację, nie chcę. Dlaczego to robisz...? - zapytała spokojnie, wręcz zbyt spokojnie, biorąc pod uwagę, że jeszcze przed chwilą ewidentnie groził jej atak paniki. - Dotykasz mnie, jednocześnie mnie odtrącając... Tego właśnie nie chcę. - Nie bez żalu oswobodziła się z jego uścisku i odsunęła się, nie spuszczając z niego wzroku. - Przyjaźniliśmy się od zawsze, ale nie cofnę tego, co poczułam. Nie chcę być teraz tylko przyjaciółką. Nie potrafię. Po co mam tu zostać...?

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  79. Zawsze miała wokół siebie ludzi, którzy wspierali ją w trudnych chwilach. Kiedyś to była matka, później bracia, czasami ojciec, zawsze też był Timmy. Jej kochany, słodki Timmy, który był w jej życiu od zawsze i z którym, chyba naturalnie, wiązała swoją przyszłość. A później wszystkie te osoby, które dotychczas były jej oparciem, zaczęły sprawiać jej najwięcej przykrości. I wtedy nie miała już nikogo, do kogo mogłaby się zwrócić. Czuła się samotna, przygnębiona i naprawdę miała nadzieję, że odnajdzie spokój poza Mount Cartier.
    Pokręciła energicznie głową, patrząc na niego z żalem. On nic z tego nie rozumiał, kompletnie nic i Beth czuła, że wścieka się na niego coraz bardziej.
    - Mnie już po prostu jest wszystko jedno. - powiedziała spokojnie, wsadzając ręce w kieszeni i spuszczając wzrok na czubki swoich butów. - Wszystko, czego chcę, komuś się nie podoba. Wszystko, czego pragnę, komuś przeszkadza, komuś szkodzi. To mój ojciec chce, żebym wyjechała. Chce, żebym studiowała medycynę. - dodała z goryczą, odwracając się i patrząc w okna swojego domu. Ostatnimi czasy ciągle zastanawiała się, czy to wszystko nie wyglądałoby inaczej, gdyby tylko jej matka żyła. - Wiesz, że w takim wypadku już tu nie wrócę. Nie na stałe. I to mojemu ojcu odpowiada, tego właśnie chce. Straciłam ciebie, bracia tylko mnie pilnują, mam wrażenie, że mają do mnie żal, z ojcem nie potrafię normalnie rozmawiać, ludzie zaczynają plotkować, a ja mam zwyczajnie dość całej tej sytuacji. - Wzruszyła ramionami, wycofując się powoli w stronę drzwi.

    [Jasne, rozumiem! Sama i pracuję, i wychodzę, i jeszcze Mundial śledzę (dlaczego się kończy?!). Ważne więc, że wątek w ogóle prowadzony jest. (:]

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  80. [Po pierwsze ślicznie dziękuję za konstruktywną pochwałę i słowa powitania, szczególnie, że sama w ogóle nie potrafię artykułować tych pierwszych. Jest mi bardzo miło, że karta do kogoś przemawia, ostatnio raczej spotykałam się z niezrozumieniem i trudno było później o wątki. Co do pomysłów na wątki, mam wrażenie, że wciąż trzyma mnie to przeklęte wyczerpanie weny po napisaniu karty, a to nie dobrze, bo chciałam zaproponować u którejś z twoich postaci coś nietuzinkowego. Obie karty bardzo mi się podobają, ale wydaje mi się, że trudno byłoby połączyć Tima z Laurą - wiem tylko, że Barlow regularnie zaopatruje się na stacji benzynowej w fajki, bo ma tam dłuższą drogę niż do Sklepu Ogólnego, a uwielbia spacerować o każdej godzinie i w każdą pogodę. Co do Johnsee'ego (chyba nie umiem odmieniać jego imienia, wybacz), widzę identyczny zestaw cech i nieszablonowość myślenia, to i myślę, że jakoś by się dogadali. Chętnie zrobiłabym z Laury rodzaj muzy artystycznej Rockwella, z opuszczonym domkiem pełnym dziwnych przedmiotów i magią ziejącą z każdego kątą, od której tak nieudolnie próbuje się odciąć. No i mogliby ze sobą sypiać choćby i z czystego znudzenia, bo ona traktuje seks jak element fizjologii, stara się odzierać go z głębszych uczuć, a tylko korzystać z przyjemności, ale to również średnio jej wychodzi.
    Tak właśnie wygląda moje wyczerpanie weny, po prawdzie mam nadzieję, że uda ci się złożyć z tego coś logicznego, może dodasz coś od siebie albo zmienić i sklecimy z tego wątek.]

    Laura Barlow.

    OdpowiedzUsuń
  81. [Tak, tak, Wheeler zjebkę dostanie, że mu w pięty pójdzie!
    Do rychłego, mam nadzieję, napisania!]

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  82. Beth nie denerwowała się zbyt często. Była osobą raczej spokojną, zrównoważoną, która wolała odpuścić, mówiła łagodnie, starając się wyłożyć swoje racje i pokojowo przekonać kogoś do czegokolwiek. Może dlatego było to tak mało skuteczne. Może powinna czasami ogarnąć ją furia, może potrzebowała się wykrzyczeć, wyłożyć sprawę jasno, postawić kogoś przed faktem dokonanym lub prawie dokonanym. Przy ojcu ogarniał ją strach, który tłamsił cały gniew. Nie chciała stracić taty, nie chciała stracić rodziny, bała się zostać zupełnie sama. Jeszcze jakiś czas temu bałaby się pokłócić z Timem. Cóż jednak teraz miała do stracenia? To on ją odtrącił, nie ona jego. Otworzyła się przed nim, a on nią wzgardził, zasłaniając się szacunkiem do jej ojca. Miała wrażenie, że w tym wszystkim stracił szacunek do niej samej. I ogarniał ją gniew, czuła jak puls jej przyspiesza, jak ciśnienie się podnosi. Gadał od rzeczy. Nic nie rozumiał. Wychowali się razem, zawsze miała wrażenie, że nie ma na świecie osoby, która znałaby ją lepiej, niż Tim. A teraz zachowywał się jak ktoś... zupełnie obcy. Przerażało ją to, owszem, ale bardziej chyba złościło.
    - Ja mam własną głowę i własną wolę, a ty nie? - zapytała, siląc się na spokój i patrząc na niego ze złością. - Odtrącając mnie, robisz dokładnie to, co robię ja, wyjeżdżając na studia, które on mi wybrał. Chyba, że jednak twój powód jest inny... - dodała z goryczą. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Powiem nie, i co? Zostanę z niczym, całkiem sama. Ojciec się wścieknie, nigdy nie pozwoli mi podjąć studiów muzycznych. Będę musiała sama za nie zapłacić, sama się utrzymać. Nie będę mogła zostać w Mount Cartier, bo zwyczajnie nie będę miała gdzie. - urwała, oddychając głęboko. Wepchnęła dłonie do kieszeni, zaciskając je w pięści i odsunęła się od niego jeszcze. - Jak mam patrzeć na siebie, skoro nikt nigdy na mnie nie patrzył? Nikt nigdy nie pytał mnie o zdanie. Ojciec wie lepiej, co jest dla mnie dobre, a ty zaczynasz zachowywać się dokładnie tak, jak on. - Posłała mu rozżalone spojrzenie. - Daj mi wyjechać, daj mi spełniać jego marzenia. Może z czasem staną się moimi. - dodała chłodno, patrząc mu w oczy. - Skoro tak szanujesz jego zdanie, zrób to, o co cię prosił – daj mi święty spokój. - wydusiła z trudem i odwróciła się na pięcie, chcąc jak najszybciej skryć się w czterech ścianach własnego pokoju.

    [Miała się Beth rozkręcać, to się rozkręca. Się porobiło!]

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  83. [Nie zapomnę, nie bój się, czekam na odpis! :D]

    OdpowiedzUsuń
  84. Swoim małym wybuchem Beth sama siebie nieco zdezorientowała. Oczywiście, w momencie, w którym odwracała się od Tima, minę miała wściekłą i zaciętą, możliwe, że po raz pierwszy w swoim krótkim życiu, ale gdzieś głębiej czuła szok i... ekscytację. Że w końcu jej się udało, wykrzyczała coś z siebie, tupnęła nogą, nie pozostała biernym obserwatorem własnego cierpienia. Była z siebie tak bardzo dumna, że gdyby wpadła teraz na swojego ojca, w pierwszej chwili mogłaby rozpocząć awanturę.
    Ale na ojca nie wpadła. Za to Timothy kompletnie zbił ją z pantałyku swoim zachowaniem.
    Wystarczyłyby same te słowa, by zmiękła, by się do niego odwróciła, nie kończyła rozmowy. Tylko to krótkie przyznanie jej racji, by w jej sercu na nowo rozgorzała nadzieja, a w głowie pojawiła się myśl, że może to jednak nie koniec, wbrew ostatnim tygodniom Timowi jednak na niej zależy.
    On jednak wykroczył poza to wszystko, poza wypowiedzenie kilku słów. Już kiedy złapał ją za nadgarstek i stanowczym, acz delikatnym, nie sprawiającym bólu ruchem przyciągnął ją do siebie, Beth spojrzała na niego zaszokowana, czując, że drży i zapomina jak się mówi. A wtedy znów poczuła jego usta na swoich i poczuła, że miękną jej kolana, prawie tak, jak kiedy robili to po raz pierwszy. I dopiero wtedy poczuła, że naprawdę może przenosić góry.
    Niewiele myśląc, przylgnęła do niego, wspinając się na palce i oddając pocałunek. Jej dłoń powędrowała po jego ramieniu, aż do szyi, po której przejechała delikatnie opuszkami palców i oparła ją o kark chłopaka, napierając mocniej na jego usta. Miała wrażenie, że cała tęsknota, zbierająca się w niej od miesięcy, osiągnęła właśnie swój punkt kulminacyjny. Nie myślała o tym, że znajdują się przed jej domem, do którego w każdej chwili wrócić może jej ojciec albo któryś z braci, a w takiej sytuacji Wheeler miałby naprawdę przechlapane; ona wraz z nim. To się nie liczyło, liczył się tylko Tim i ciepło jego ciała; bliskość, za którą tak tęskniła.
    I choć wiele słów cisnęło jej się na usta, przez dłuższą, naprawdę dłuższą chwilę, Beth nie była w stanie się od niego oderwać, jakby tym jednym pocałunkiem chciała nadrobić cały stracony czas.
    Dopiero kiedy zabrakło jej tchu, odsunęła się odrobinę, tylko tyle, by móc spojrzeć w jego oczy roziskrzonym spojrzeniem.
    - Nigdy więcej tego nie rób. - szepnęła, wtulając policzek w jego dłoń. - Nie sprawiaj, że myślę, że cię straciłam. Nie wolno ci. - dodała stanowczo i, nie czekając na odpowiedź, złapała za kołnierz jego kurtki i ponownie naparła na jego usta.

    [Co ten Timmy. ❤]

    Beth

    OdpowiedzUsuń
  85. [ Cześć, cześć. Tak myślałem, że prędzej czy później ktoś mnie przyłapie na tym odmłodzeniu. Anyway - zmienione. ]
    Matt Auerbach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Co do tytułu (oczywiście w następnym komentarzu, bo skleroza tego wymaga): będę leniwy i podsunę Ci kawałek z Wikipedii.
      The Sandman is a mythical character in central and northern European folklore who brings good dreams by sprinkling magical sand onto the eyes of children while they sleep at night.
      Ma to związek głównie z dziećmi Auerbacha, ale żeby odblokować pełną wersję i dowiedzieć się o tym czegoś więcej, musisz zapłacić. Wątkiem. P: ]

      Usuń
  86. [Tutaj też po raz kolejny podziękuję za powitanie i również powiem, ze chęć na wątek mam, ot co. Tylko powiedz mi coś więcej, a coś wymyślę, bo z karty mało wiem :(
    ale Liverpool może być tą jego szczerą osóbką, a nie jakimś oszustem !]

    Liverpool

    OdpowiedzUsuń