tag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post3799242049299798459..comments2023-05-21T17:14:46.358+02:00Comments on Uważaj na niedźwiedzie!: Żyj według życiorysu, który chciałbyś sobie napisaćLeChathttp://www.blogger.com/profile/02356304931982348576noreply@blogger.comBlogger69125tag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-11241635431273795912018-05-19T15:24:29.666+02:002018-05-19T15:24:29.666+02:00Chłód jaki panował na zewnątrz, zupełnie nie dosię...Chłód jaki panował na zewnątrz, zupełnie nie dosięgał kobiety, gdy krzatała się po kuchni. Co prawda od wilgotnych włosów koszulka zdążyła już przemoknąć na ramionach i łopatkach, na rękach wyskoczyła gęsia skórka, ale ewidentnie nie odczuwała zimna, ciągle się ruszając. Starała się odgadnąć, gdzie co lekarz ma pochowane, aby nie stukać szafkami i nie otwierać każdej szuflady, ale nie obyło się bez poznania niemal każdego zakamarka kuchni. W jej włąsnej nie zmieniało się nic od kilkudziesięciu lat, w związku z czym ułożenie, o jakim zdecydowała jej babka, nadal było aktualne i tam Sol mogła poruszać się nawet z zamkniętymi oczami. Tu wszystko było inaczej odstawione i zaaranżowane, ale nie sprawiło jej większych trudności przygotowanie posiłku. <br />Gdyby tylko znała Octaviana nieco lepiej, mogłaby przygotować mu to, co najbardziej lubił. A tak poszła na łatwiznę. Nie wiedziała nawet, o której wychodził do pracy, a nie chciała zabierać mu zbyt wiele czasu. Właściwie to... chyba najbardziej chciała być niewidzialna, aby nawet nie odczuł jej obecności, a na pewno nie miał się na coposkarżyć. Mogła w ramach podziękowania za pokój sprzatać, dbać ogólnie o dom, gotować, pobawić się w taką cichą gospodynię - choć to byłoby dość spore wyzwanie, gdy nie potrafiła zbyt długo wysiedzieć w ciszy. Chciała, aby nie pożałował swojej propozycji, ale też żeby skorzystał z jej obecności. Nie wpadła tylko jeszcze na to, w jaki sposób, będzie mogła się odpłacić za tą dobroć. Bo choć twierdził i powtarzał, że wystarczy podziękowanie i świadomość, że jej nic nie jest, to ona sama uważała inaczej. On po prostu jeszcze jej nie poznał za dobrze i nie wiedział, jak wielkiej wagi jest ten problem z domem i ile znaczy dla rudej.<br />Drgnęła zaskoczona nagłą obecnością mężczyzny tuż obok. Nie zwróciła uwagi na odgłos kroków z schodów, nie przywykła do tego po prostu i z reką uniesioną nad kubkiem gorącej herbaty, spojrzała na niego. Widząc uśmiech na jego twarzy, nie mogła nie odpowiedzieć tym samym i wręczyła mu jeden z ciepłych napoi, skinieniem wskazując na zastawiony stół.<br /> - Na pewno się nie otrujesz - zapewniła pogodnie i chwyciła drugi kubek, siadając na krześle po drugiej stronie stołu. - Czy ci zasmakuje to inna sprawa, tu jest wszystko - stwierdziłą rozbawiona. Jej pieczenie było szeregiem eksperymentów, z gotowaniem podobnie, bo przepisy... to były tylko wskazówki, prawda?<br />Upiła łyk herbaty, lokując spojrzenie w twarzy blondyna i z zaciekawieniem mu się przyglądała. Ciekawa była co go tu sprowadziło. Ile ma lat. Jakie życie wiódł tam w Szkocji. Nie wiedziała o nim zupełnie nic właściwie, prócz tego że ma dobre serce i szczerze nie niepokoiło jej to. Teraz po prostu uderzyła w nią beznadziejność jej sytuacji i lekkomyślność podjetej decyzji, bo wpakowała się do domu kogoś obcego. A może on tak na prawdę lubił mieszkać sam i być tylko z sobą? Może był bardziej podobny do jej przyjaciela z lasu, niż koleżanki z sąsiedniego domu?<br />- Musisz mi koniecznie powiedzieć w jakich godzinach wstajesz i wychodzisz do pracy i wracasz, żebym więcej nie wyskakiwała w ręczniczku - zadecydowała. - Bo jak któregoś dnia go zapomnę, to będzie kiszka - zaśmiała się z własnego żartu i sięgnęła swobodnie po kawałek skrojonego pieczywa, które ustawiła na środku stołu między nimi.<br /><br /><b><3</b><br /> Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-25200696698284833692018-04-22T23:32:30.162+02:002018-04-22T23:32:30.162+02:00Podobno najwazniejsze jest pierwsza noc spędzana w...Podobno najwazniejsze jest pierwsza noc spędzana w nowym miejscu. Podobno sny, które nawiedzają człowieka właśnie tej pierwszej nocy, zdradzają, jak się będzie żyło w nowym miejscu. Sol długo nie mogła zasnąć. Miała ochotę przewracać się z jednego boku na drugi, acz bół jednej strony sprawił, że musiała zadowolić się jedynie przewrotami z jednego boku na plecy i ewentualne lądowanie na brzuchu, a tego ostatniego na prawdę nie cierpiała. Ale gdy bardzo wczesnie wstała, a nie potrzebowała do tego budzika, czuła się na prawdę wypoczęta. To chyba ta świadomość, że nie mieszka sama, nie jest zdana tylko na siebie, a za ścianą ma na prawdę dobrą duszę, sprawiła, że poczuła spokój w sercu.<br />Rozchyliła usta, lecz nie wiedząc, co powiedzieć, wpatrywała się w niego dobrą chwilę. Była dużą dziewczynką, ale ciekawość z wczesniejszych lat nigdy jej nie opuściła i widząc jego taksujące spojrzenie, uniosła zagadkowo jedną brew, opierając dłoń na biodrze, jakby chciała w ten sposób zapytać <i>No i co tam ciekawego widzisz?</i>. Sama miała ogromną ochotę odwdzięczyć się tym samym, skończyło sie jednak jedynie na przelotnym obrzuceniu spojrzeniem jego odkrytych ramion, jakby chciała upewnić się, że siła jaką od nich czuła, faktycznie sie tam kryje i wzniosła oczy do sufitu. Trwała w ciszy trochę speszona, trochę wystraszona ewentualnym upomnieniem gospodarza i na jego ostatnie słowo, nie wytrzymała, parskając śmiechem. Cholera ten człowiek był uroczy i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo! Nie sądziła, że to ona go zawstydzi, bo akurat do tego nie przywykła, uchodziła chyba za najbardziej wstydliwą dziewczynę w okolicy, więc teraz oddychając z ulgą, bo nie zapowiadało się, aby jej latanie w ręczniczkach rozzłościło Octaviana, opuściła dłoń z biodra rozluźniona. <br /> - Dzień dobry - uśmiechnęła się szeroko i ruszyła dalej korytarzem, mijając go, a będąc blisko niego, poklepała go lekko po ramieniu. - To ja powinnam przeprosić, nie przygotowałam się... Nie sądziłam, że wstajesz tak wcześnie, zapamiętam to. No i dawno już z nikim nie mieszkałam - wyjasniła swój strój, czy też jego brak, bo pewnie to najbardziej go zaskoczyło i kierując się do swojego pokoju, obróciła się na pięcie, krocząc tyłem. Dzięki temu mogła zlustrować go od tyłu, czego nie spostrzegł! Cwana była.<br /> - Zaraz zrobię śniadanie, nie spiesz się! - zawołała i zaraz zniknęła za drzwiami, czując w duchu przedziwną ekscytację.<br />Okej, spotkanie było nieprzewidziane i trochę poczuła się niezręcznie. I musiała być świadoma, że jeszcze nie raz sytuacje krępujące, czy dziwne im się przydadzą, jeśli mają zamiar razem mieszkać. Tyle że schodząc do kuchni zupełnie o tym nie myslała i było to ostatnią rzecza, jaką mogłaby się przejmować. Co więcej, gdy szukała talerzyków, na których mogłaby umieścić pokrojone pieczywo, kubków na gorącą kawę, sztućców do jajecznicy, nie troskała się nawet stanem swojego domu i własną biedną sytuacją. To <i>Jezu</i> jakie uciekło z ust mężczyzny, po tym jak ją zlustrował bardzo jej się spodobało, choć nie była do końca pewna co może znaczyć i to właśnie ten moment wspominała, przewijając jego minę i ton jak w filmie, gdy jak w transie szykowała poranny posiłek. I nie musiał się oczywiście martwić, ze znów zastanie ją prawie nagą, bo wskoczyła w wygodny podkoszulek i miękkie jeansy, choć zapomniała związać wilgotne kosmyki, z których leciały kropelki wody mocząć materiał bluzki na ramionach i łopatkach.<br /><br /><b>Solka <3</b> <br />Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-22114580585823625442018-04-01T19:31:22.602+02:002018-04-01T19:31:22.602+02:00Sol nie była dobrą kłamczuchą, a do aktorki brakow...Sol nie była dobrą kłamczuchą, a do aktorki brakowało jej rownie sporo. Odczuwała mocny dyskomfort i raczej nie miała zamiaru teraz się wymigiwać i go oszukać. A skoro miała do czynienia z lekarzem, czy na pewno dałby się nabrać? Siedziała więc starając się niepotrzebnie nie napinać i w momencie gdy jego palce nacisnely najbardziej stłuczony punkt, wzdrygneła się lekko. Zacisneła odruchowo powieki, przyznając, że to jest to miejsce, które dokucza jej dziś cały dzień. <br />- Popołudniu zaczeło boleć - dodała, bo wciąż nie potrafiła połączyć tego z wypadkiem na poddaszu i upadkiem pod ciężarem szaf. Jakby nie patrzeć... kilka godzin później zaczęła odczuwać skutki po incydencie, po którym ją zastał w tak beznadziejnej sytuacji.<br />Jego propozycja spadła jej z nieba. I choć potrafiła z łatwością nawiązywać kontakty z ludźmi, a utrzymywanie relacji nie sprawiało jej wiekszych trudności, to jednak nie mogła zapomnieć, że Octavian jest jej obcy. Czy też inaczej, o ile jej to nie przeszkadzało, lub po prostu potrafiła własne zmieszanie i skrępowanie ukryć, o tyle nie mogła zapomnieć, że jest dla niego kimś zupełnie obcym. Mimo wspanialych manier, których dawał popis za każdym razem, jak się spotykali przypadkiem. Mimo wzorowego wychowania i taktu, którego inni panowie z miasteczka, mogli mu pozazdrościć. Sol martwiła się po cichu, że w pewnym momencie ktoreś z nich zacznie czuć się niezręcznie mimo dobrych chęci pomocy drugiej osoby.<br />Nie wiedziała zupełnie co zrobił, ale jego dłonie sprawiły, że poczuła przyjemne ciepło na skórze. A ucisk, który mimo uzytej siły, zniwelował ból, zamiast go dokładać, wydał się wyjatkowo przyjemny. Zamiast jednak studiować jego zdolności i magię ciepła lekarskich dłoni, po tym jak Octavian oznajmił, że powinno byc lepiej, poprosiła prędko o oprowadzenie. Była na prawdę zmęczona. Poza tym stres z całego dnia po wielu godzinach dawał o sobie znać i przez to własnie po wypiciu ciepłej herbaty, zjedzenia czegoś słodkiego ruda poczuła, jak dopada ją senność.<br /> - Obiecuję przygotować z rana pyszne śniadanie, dobranoc - pożegnała blondyna pod drzwiami pokoju, jaki jej oferował, znikając w środku. <br />Szczerze, nie miała nawet czasu się rozejrzeć po wnetrzu. Poza tym mrok lampki na nocnej szafce nie pozwalał jej dostrzec wszystkich elementów i szczegółów wystroju. Teraz najwazniejsze było, że miała nad głową cały dach, a w środku było sucho i ciepło. Dzięki temu i świadomości, że obok za ścianą jest życzliwa osoba, zasneła na prawdę szybko, na dodatek w ubraniu, bo nie znalazła sił nawet na przebranie. Za to wcześnie jeszcze przed świtem, na palcach przeszła przez dom, by wziąć gorący prysznic.<br />Nie znała zwyczajów i trybu dnia gospodarza, ale nie przypuszczała, aby zrywał sie na nogi tak wcześnie, bo przychodnia otwierana była dopiero za dobre trzy godziny. Dlatego pewna, że Octavian śpi i się teraz na siebie nie natchną, wyszla z łazienki z jednym ręcznikiem owinietym wokól włosów do góry na kształt turbanu, drugi zaś okrywał jej ciało, choc należał do tych większych, lecz niewystarczająco, aby zakryć więcej niż tułów od piersi po tyłek i nawet skrawek ud. gdy zatem przed sobą ujrzała zaspanego jeszcze męzczyznę, zachlysneła sie powietrzem, łapiąc kurczowo materiał przy piersi.<br /><br /><b><3</b>Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-10888272659759685782018-03-21T11:16:55.006+01:002018-03-21T11:16:55.006+01:00To zadziwiające, że wychowując się w cukierniczej ...To zadziwiające, że wychowując się w cukierniczej chatce, nigdy nie znudziło jej się podjadanie. Tak naprawdę gdy wypiekała tuzin ciasteczek, zawsze pierwsze musiała spróbować. To samo było z blaszką ciasta, odkrawała kawałek, by spróbować, jak skończyły się jej prace, a przecież jeszcze przed włożeniem do piekarnika, także brała na język czy to surowe ciasto, czy nadzienie, czy chociazby krem. Szczęściem odziedziczyła te dobre geny po tacie, więc jeszcze nie rósł jej brzuchol, choć mogło to być też spowodowane tym, że gdy już objadła się słodkości podczas pracy, zapominała o pełnowartościowym posiłku poza nią.<br />Sol zdecydowanie spełniała wszelkie stereotypowe wyobrażenia o osobie, która troszczy się o innych. Sama siebie zaniedbywała. Wszelkie symptomy urazu, choroby były bagatelizowane, bo w sumie przywykła do tego, że co jej nie rozłoży na łopatki, w końcu się zagoi, ustąpi i po prostu przejdzie. Nie chorowała też szczególnie, więc nie miała nawyku bycia szczególnie czujną w przypadku przeziębienia chociażby o. Cieszyła się z tego, że mimo bladości i chudości, zdrowie ma mocne i gdyby teraz nie spędzała czasu z lekarzem, pewnie by starała się co dnia bardziej rozruszać ramię, spać na tym drugim boku, ewentualnie smarować jakąś maścią uśmierzającą ból barku i tyle. Do przychodni udałaby się zapewne dopiero w momencie, gdy ból byłby nie do zniesienia a ruch ręki tak ograniczony, że miałaby trudność w trzymaniu blaszek.<br />-Ale to naprawdę... - zaoponowanie w otrzymaniu pomocy było kolejnym nawykiem tej kobiety. To ona zajmowała się ludźmi, ona rozpieszczała ich podniebienia i przy okazji poprawiała humor własnym żartem i pogodą ducha. I bynajmniej nie czuła się sama z tego powodu zaniedbywana!<br />Być może sam ton Octaviana uciszył ją przed wymiganiem się. A być może poszanowanie dla jego zawodu i dla niego samego miało tu też jakiś wpływ. Przyjechał niedawno, ale ludzie go polubili i dość szybko porzucili wszelką nieufność względem niego. Został zaakceptowany i ruda była pewna, że pacjentów mu przybywało, a szczególnie tej płci pięknej, czemu zupełnie nie potrafiła się dziwić. Był uprzejmy i dobrze wychowany, troska jaka biła z jego oczu idealnie zgrała się z wybranym zawodem, a przy tym miał tak cudowny uśmiech, że spotykając go na swej drodze, nie potrafiła czuć niczego poza ciepłem w sercu. Był naprawdę niesamowitym człowiekiem.<br />Z skrzywioną miną i to bynajmniej nie przez ból, usiadła prosto i podniosła sweter, ściagając go z jednego barku i pozostawiła tak zwisający na drugiej ręce i na szyi, przy czym odwróciła się w stronę kominka. Cienki pasek topu, który miała pod spodem, podciagneła wyżej do szyi, żeby odsłonić bark. Nie sądziła, aby wykwitł tak jakiś siniak, ale też nie oglądała się dziś w lustrze, nie miała na to zupełnie czasu, ani głowy.<br />- Śmiało – pokiwała głową na znak zgody, choć i tak miała wrażenie, że on jej nie potrzebuje, a znów przemówiła przez niego zwykła uprzejmość. Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-42033955566140451962018-03-19T21:17:38.719+01:002018-03-19T21:17:38.719+01:00Nie potrafiła zrozumieć rodziny, w której nie ma c...Nie potrafiła zrozumieć rodziny, w której nie ma ciepła, za to pojawia się zawiść, kłamstwa i intrygi. Bo rodzina to ludzie, to bliscy i ci drodzy ludzie, którzy sprawiają, że ciepło czuje się głebiej niż na skórze, podczas wieczornego siedzenia blisko kominka. Ona miała cudowną rodzinę, dzięki której potrafiła się otworzyć także na innych ludzi. I pewnie właśnie dzięki temu, że w domu mogła z wszystkiego się zwierzyć i z wszystkim wygadać, we wszystkim zaufać, tak samo zachowywała się obecnie wobec innych na co dzień. I chyba należała właśnie do tych naiwnych ludzi, którzy nigdy się nie zmieniają, nigdy nie wątpią w innych. Na razie jednak nie miała powodów, by to zmienić, bo nawet dziś, spędzając wieczór z obcym człowiekiem, była pewna, że on jej nie zawiedzie. Przecież do tej pory tyle dobra spotkało ją z jego strony, że nie mozliwym było, aby stała jej się tu krzywda. I to właśnie on był tą osobą, która wybawia ją z opresji.<br />-Też tak słyszałam – uśmiechnęła się lekko i gdy Octavian wstał z kanapy, zmarszczyła nieznacznie brwi mimowolnie. Bo nie chciała, by gdziekolwiek odchodził.<br /> Jak na cukiernika uważała się za mało profesjonalną i doświadczoną osobę. Piekła słodkości głównie z przepisów babci, któe także powielała jej mama. Czasami, ale to zdecydowanie bardzo rzadko kombinowała z zamianą składników, dodaniem czegoś nowego, lub ograniczeniem tego, co jak sądziła, jest zbędne, a nawet szkodliwe. Jej eksperymenty jednak lądowały głównie w brzuchu okolicznego leśniczego, a więc też nikt nie mógł obiektywnie ocenić jej kreatywności i smaku. Była jednak łasuchem i to niezaprzeczalnie, zatem gdy pojawił się przed nią słoik z czymś o aromacie mleczko-cukrowym, wyprostowała się, zaglądając przez otwór do środka na karmelowe kostki.<br />-Nie lubisz słodyczy? - zaskoczona ilością, jaka pozostawała w szkle, biorąc pod uwagę, że nie przyjechał tak niedawno, bo dni upływały dość szybko jeden po drugim, zwątpiła, czy rzeczywiście jest tak nieskazitelny, jak uważała do tej pory. No bo... jak to? Lekarz, który nie podjadał....? <br />Wsunęła palce przez otwór i chwyciła jedną kostkę, po czym wsunęła ją do ust. Wyczuła smak mleczka, cukru i posmak typowo maslany. Ale miks wszystkich składników skomponował się w jeden i smaki zmieszały w jeden tak, że nie można było powiedzieć, który przewodzi. Wygrywała oczywiście słodkość w tym wyrobie, ale niejednoznaczna, jak w przypadku spróbowania czystego cukru. <br />-Nie bardzo wiem co sądzić o tym, ze tyle tego jeszcze masz nietkniete – stwierdziła ze śmiechem i bez pytania wysunęła dłoń, wyciagając z słoika kolejną kostkę.<br />Jego umiejętność odwrócenia uwagi Sol od kłopotów była wręcz niesamowita. Jesli tak radził sobie z trudnymi pacjentami jak z nią, to na pewno wygrał już niejedną lekarska nagrodę. Bo to chyba nie było tak, ze ruda wydawałą się szczególnie łatwa w obsłudze?<br />-O rety... - jeknęła zaraz i bynajmniej nie z rozkoszy nad słodkim poczęstunkiem.<br />Cały dzień ciągnięcia walizki w końcu dał jej się we znaki. I teraz rwący ból barku, który czuła od popołudnia odezwał się silnym ukłuciem. Była pewna, że po spokojnie przespanej nocy jej przejdzie, szczególnie że już od dwóch godzin nic jej nie dokuczało. Niestety silny ból ukuł ją akurat w momencie, gdy obok siedział lekarz i teraz nie mogła udawać, że nic się nie stało, a widząc jego wzrok zakneła sobie usta, wsuwając cały prostokącik naraz między zęby.<br /> - Ciagałam walizkę cały dzień, nadwyrężyłam rekę – mruknęła niewyraźnie i opadła znów głebiej na kanapę, opierając się, jakby chciała się w zapaść w te poduszki. Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-26811003922105187262018-03-11T23:17:05.444+01:002018-03-11T23:17:05.444+01:00Przyjaciele Sol wiedzieli, ile ukrywa za uśmiechem...Przyjaciele Sol wiedzieli, ile ukrywa za uśmiechem. Ona sama często nie zdawała sobie sprawy z tego, że popadła w błędne koło i w nim utknęła. Dopasowała się do obrazu siebie w oczach innych i za nim chowała problemy, troski, rozterki i inne uczucia prócz radości. A żyć i radzić sobie samemu w takim miejscu jak Mount Cartier na prawdę nie było łatwo. Szczególnie tak rodzinnej osobie, która z dnia na dzień została sama, odpowiedzialna za dom, za biznes który był w rodzinie od pokoleń. Sol czasami płakała w poduszkę, czując, że nie da rady, że to ją przerasta.<br />Cały dzień chodziła po miasteczku. Teraz gdy usiadła, a dłonie ogrzewała o gorącą porcelanę kubka, miała wrażenie, że nie będzie w stanie znów się podnieść. Czuła mrowienie w mięśniach ud i łydek i gdy Octavian klapnął obok, uśmiechnęła się lekko. Oferując jej gościnę, na prawdę ratował jej tyłek. I na pewno nie zasłużył by wysłuchiwać jęków i żali z ust zmęczonej dziewczyny.<br />- Tam nie zawsze tak było - zaczęła, stając w obronie swojego domu, ale i sytuacji, bo czuła, że mężczyźnie należą się wyjaśnienia jej postawy. W końcu to jej upór wpędził ją w tak powazne kłopoty.<br />- Tu się urodziłam i mój dom zawsze pełen był zapachów, kolorów i głosów. Zawsze przechodziło przez niego mnóstwo ludzi, bo mieszkali tam i moi dziadkowie i rodzice, wszyscy razem. Nigdy nie było tak cicho, tak... zimno - podparła się wygodniej na kanapie i wyprostowała nogi, opierając pięty o posadzkę, by wyciągnąć je jak najdalej i tym samym rozciągnąć nieco.<br />Zimno to było idealne określenie. Ale nie miała na myśli temperatury. Chodziło o atmosferę, która teraz było jej cięzko zmienić. Może też chodziło o to, że trochę jej się odechciało starać tylko dla samej siebie.<br /> - A piekarnik jest doskonałym słuchaczem -dodała w ramach odpowiedzi żartem na żart, choć jego uszczypliwość zupełnie by jej nie uraziła. - Nie myslałam, że szukasz samotności - przyznała szczerze, podnosząc wzrok na mężczyznę, nawet obróciła się w jego kierunku, by nie musieć przekrzywiać głowy i uchronić kark od ścierpnięcia. - Ciszy i owszem, ale bardziej... spokoju - wyjaśniła choc i tak niejasno, bo nie potrafiła sama znaleźć odpowiednich słów. Była już bardzo zmęczona.<br />Ciszę można dzielić z ludźmi. A on zrobił na niej wrażenie całkiem towarzyskiego człowieka. Być moze szukał ucieczki nie od ludzi, a od konkretnych ludzi, wybranych, którzy sprawili, że nawet w towarzystwie czuł się sam. Potrafiłaby to zrozumieć. <br />- Tak się czuję przede wszystkim bezpiecznie, jakkolwiek absurdalnie to brzmi w obecnej sytuacji - znów opadła głebiej na kanapie, opierając zmęczone plecy. - Bez względu jak sypią się ściany, jak trzeszczą odszczelnione okiennice i jak skrzypią drzwi, to dom - wzruszyła ramionami, czując że przy tym temacie w gardle zaczyna rosnąć jej gula. Zamilkła więc i zacisnęła mocno zęby, powstrzymując zbierające się w kącikach oczu łzy. Nie chciała się rozkleić, zdecydowanie dziś ten jeden wybuch, którego był świadkiem Octavian był wystarczającym dowodem na to, jak faktycznie sobie radzi ruda. Prawdopodobnie od dzisiejszego poranka, to właśnie on - paradoksalnie najmniej znana jej osoba w okolicy, wiedziała o niej najwięcej.Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-57492136166465394902018-03-05T21:17:54.177+01:002018-03-05T21:17:54.177+01:00W ogóle nie sądziła, aby jej skrępowanie zostało z...W ogóle nie sądziła, aby jej skrępowanie zostało zauważone. Chyba nie doceniała jego spostrzegawczości, albo po prostu za mało go poznała podczas tych kilku spotkań, by móc stwierdzić, że dostrzeże drobne zmiany, które zwykle pozostawały nieprzyuważone. Za uśmiechem można było tak wiele przecież ukryć! I Sol odpowiadało to, jak widzą ją inni, patrzyła na siebie trochę ich oczami. I nagle zjawił się Octavian, a wraz z nim świeża szczerość... Ironiczne, że sam uciekł od świata i bliskich, których nie było właśnie na to stać.<br />-Usiądź – poprosiła, klepiąc miejsce obok siebie. - Chyba nigdzie już nie musimy dziś iść, prawda? - Uśmiechneła się delikatnie i objęła oburącz ciepły kubek, popijając z niego kolejne łyki gorącej herbaty, która pomagała jej kończynom odzyskać czucie. - Pierzyna nie ucieknie – obiecała rozbawiona.<br />Pościel w kropki... tego się nie spodziewała u pana doktora. Strzelała raczej w paski i to dwukolorowe, trzy co najwyżej! A tu taka niespodzianka. Spodobał jej się ten komplet, szczególnie, że kiedyś miała podobny... Kolory to był jej świat o tak. <br />Miała wrażenie, że Octavianowi zaczęło się spieszyć, by jej pokazać domek i zaprowadzić do pokoju, który miała zająć. A ją w tym momencie dopadło słodkie lenistwo. Cały dzień spędziła na nogach i brnąć w śniegu na ponad trzydziestostopniowym mrozie, zdązyła się zmęczyć. Co prawda to wszystko odegnało jej myśli od walącej się i wręcz niebezbiecznej dla zdrowia i nawet życia ludzkiego chaty, ale nie miała ani chwili wytchnienia przez ostatnie godziny. Teraz miała ochotę posiedzieć, wypić do końca herbatę i po prostu wyciszyć się po wrażeniach, które ją roztrzaskały. Właśnie tak się czuła, rozbita.<br /> -Jak tu cicho – zauważyła z namysłem. <br />Ostatnim razem gdy byli u niej, a nawet poprzednim, jej ściany wydawały złowróżbne odgłosy. Ale nawet wcześniej tak naprawdę nigdy nie było tam cicho. Zawsze gwar rozmów, śmiech, czy śpiew nosiły się echem i wypełniały przestrzeń. Tutaj tego zabrakło.<br />-Nie czujesz się tu samotny? W tej ciszy? - spojrzała znad kubka na blondyna, obserwując go nieprzerwanie.<br />Gdy tu dotarła, marzyła o gorącej kąpieli i śnie. A teraz nie chciała się ruszyć z kanapy, bo najcenniejsze mogło okazać się towarzystwo i zwykła pogawędka. Wyspać się zawsze zdąży.Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-75191798743762719842018-03-03T21:33:29.186+01:002018-03-03T21:33:29.186+01:00To ile życia było w Octavianie ją zaskakiwało. Nie...To ile życia było w Octavianie ją zaskakiwało. Nie poznała dotąd drugiego takiego mężczyzny. Tu w Mount Cartier, każdy był zyczliwy i pomocny, ale nie było tej iskry i tej radości na widok osoby, które można udzielić pomocy. To przychodziło ludziom tak naturalnie, jakby po prostu z tym się urodzili, nie dziwiło, ani nie budziło innych większych emocji. A Tavey zaś wszystko brał dzielnie na siebie i to było tak ujmujące, że nie sposób było oderwać od niego oczu, gdy się czegoś podejmował. Nie wiedziała, czy tylko ona to dostrzega, czy może patrzy na niego przez pryzmat jego pochodzenia zza oceanu, albo może po prostu od momentu gdy ją pierwszy raz uratował, przypisała mu tę łatkę bohatera i właśnie tak teraz go oceniała? Podobało jej się to i tyle.<br />Gdy wycofał się do kuchni, zaczęła się rozbierać. Swój bagaż na ten moment wcisnęła w kąt korytarza przy drzwiach, by nie zawadzała. Zdjęła buty, podciągając wysoko na nogawki wąskich jeansów grube wełniane skarpetki, kurtkę z upchanymi w rękawy czapką, szalikiem i rękawiczkami odwiesiła na wieszak obok lekarskiego płaszcza. Zaczesała odruchowo w tył opadające na oczy kosmyki, które od kilku godzin siedzenia pod czapką były niesforne i naelektryzowane jak diabli i strzelały pod palcami. Rozejrzała się z progu po chatce i musiała przyznać, że jest dużo nowocześniej urządzona od jej własnej. Nie chodziło oczywiście o styl wystroju, bo był równie miły i przytulny, ale po prostu brakowało tu starych meblościanek, których prawdopodobnie nie produkuje się od parunastu dobrych lat, może więcej nawet. Było tu chyba też więcej przestrzeni przez inne ustawienie mebli. Nie sądziła, aby Octavian tym się zajął, raczej tak tu wszystko zastał i ewentualnie sam wprowadził pewne poprawki...? Kto wie.<br />Przeszła przez salon i wkroczyła zaraz za nim do kuchni. To był ciężki dzień, faktycznie zmarzła jak zdążył zauważyć, ale teraz naprawdę nie mogła przestać się uśmiechać. Był to uśmiech delikatny, trochę wstydliwy, ale takie zakończenie tej wędrówki z torbą przez Mount Cartier nie było wcale nieprzyjemne. I oczywiście dostrzegła ruch ust pana doktora na widok tego, co za tobą przytaszczyła! Czy ją to dotknęło? Bynajmniej.<br />-Ładnie ci tu urządzili domek – pochwaliła, zatrzymując się w progu i stanęła obok, opierając się o framugę ramieniem.<br />Nie chciała sama się panoszyć, wolała zostać oprowadzona, albo i owszem panoszyć się, ale pod jego czujnym okiem. Jak na razie jednak spodobało jej się to, co widziała mimochodem. Najbardziej do gustu przypadł jej salon, szczególnie dwie kanapy. W połączeniu z kominkiem całość tworzyła trochę romantyczną atmosferę, czyli to, co kobiety jak Sol, trochę rozmarzone i dostatecznie wrażliwe, lubiły najbardziej. <br />-Dziekuję – odebrała kubek z gorącą herbatą, czując jak samo trzymanie rozgrzanej porcelany sprawia, że zmarzniete członki się rozluźniają. A to słowo prawdopodobnie będzie najczęstszym, jakie pan doktor będzie od niej słyszał.<br />Obróciła się, cofając do rozległego salonu. Ostrożnie, by nie rozlać ani kropli, pokonała odcinek do kanap i przysiadła na brzegu jednej z nich. Od razu stwierdziła, że ta bliższa kominka zostanie jej ulubioną. I natychmiast zganiła się w duchu, bo przecież to aż nazbyt zuchwałe zakładać, że spędzi tu więcej czasu, niż było konieczne. Już i tak zrzuciła siebie i swoje problemy na głowę Octaviana. Upiła łyk gorącego napoju i czując, jak ciepło spływa do gardła, po czym rozlewa się wewnątrz rozgrzewając ciało, wyprostowała nogi. Spojrzała na blondyna i uśmiechneła się szerzej.<br />-Wolałabym, żebyś ty mnie oprowadził – odezwała się po chwili. <br />Była pewna, że na jej własne rozglądanie się też przyjdzie czas, acz w tym momencie nie czuła się dostatecznie swobodnie, by samej się panoszyć. Dodatkowo nie miała na to sił tego wieczoru, była zmęczona i przemarznięta. Marzyła o grubej pierzynie i wcześniej gorącej kąpieli. O tych życzeniach jednak nie wspomniała, pozostawiając wszystko Octavianowi. Jego dom, jego zasady i w zaistniałej sytuacji pozostawała biernym gościem, nie chcąc o nic więcej prosić.Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-62940933089528046292018-03-03T11:24:47.482+01:002018-03-03T11:24:47.482+01:00Wedrówka jaką przebyła przez uliczki Mount Cartier...Wedrówka jaką przebyła przez uliczki Mount Cartier była niepotrzebna. Wystarczyło się zastanowić, kto z znajomych ma wolne łózko i dostatecznie dużo cierpliwości, by ją przygarnąć. Swoją radością może i zarażała, ale dociekliwość i wszędobylskość potrafiła być męcząca, jak rosnący stos pytań u czterolatka. Wiedziała o tym doskonale. Dlatego nie wracałą do domu wielce zrozpaczona i zdziwiona. Rozpaczy i owszem, nie ubyło, ale też nie mogła mieć nikomu za złe, że żyje swoim życiem i nie ma miejsca na niespodziewanego gościa.<br />Późnym popołudnie, gdy nadeszła szarówka, zatrzymała się znów przed swoją chatą. Chatą, która się waliła, jak doskonale to ujął jednym słowem przyjaciel, choć wtedy miała ochotę go palnąć w ucho za tak bezpośrednie i po prostu krzywdzące jej zdaniem okreslenie. Ale miał rację, nawet jeśli nie chciał, a tego nie znosiła. Stała u progu dobry kwadrans, nim weszła do środka. Wyszła po kolejnym, ciągnąc za sobą wielką torbę na kółkach, wypełnioną do połowy. Zostać nie mogła, ani nie chciała przynajmniej nie na tę noc. Gdzieś się musiała podziać.<br />Wizyta w zajeździe i rozmowa z nowym właścicielem nie skończyła się tak, jak Sol zakładała. Facet okazał się niewychowanym gburem i nie miała zamiaru błagać go o pokój, za który była gotowa zapłacić. Przecież nie prosiła o darmowy nocleg! Już nie tylko smutna, przygnębiona, ale i rozgniewana, roztargniona i zagubiona w całej gamie emocji, jakie przyszło jej dziś odczuwac, skierowała się w stronę przychodni. Bezwiednie kroczyła przed siebie. Zatrzymała się przed domem, jaki zajmował Octavian i dopiero gdy zapukała do drzwi, zdała sobie sprawę z tego, co wyprawia w tym momencie. Poczuła... skrępowanie i nawet wstyd. Lecz z drugiej strony także i nadzieję. Był w końcu jej bohaterem. Tylko czy nie wykorzystuje go aż za bardzo?<br />Trochę już zmarzła, więc gdy drzwi się otworzyły, pocierając o siebie dłonie, posłała mu lekki uśmiech i wskazała na torbę, którą miała z sobą. Czerwony nos piekł od mrozu, a chodzenie po mieście okazało się cięższe dla organizmu, niż mogłaby przypuszczać.<br />-Dobry wieczór. Myślisz, że to jedno łózko, jest nadal wolne? - spytała skrępowana, przystępując z nogi na nogę i modląc się w duchu, by po prostu wciagnął ją do środka i podał coś gorącego do picia.<br />Mało prawdopodobne było, aby w ciągu dnia znalazł się ktoś jeszcze, kto nie ma gdzie się podziać. Tu naprawdę nikt nigdy nie przyjeżdżał, acz ostatnimi czasy zdarzało się to nad wyraz często. Statystyki w tej kwestii na pewno wariowały i osiągały maksymalne wartości na przestrzeni lat, była tego pewna. I też bardzo niegrzecznym było zakładać, że sam mężczyzna nie zmienił zdania. Na dodatek oczekiwanie, że z radością zaprosi ją do środka i ugości było bezczelne, ale sytuacja w jakiej się znalazła była ekstremalna i chyba budziła w niej te struny, które zwykle był uśpione. Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-45390900792952110442018-03-03T11:24:18.535+01:002018-03-03T11:24:18.535+01:00W Mount Cartier każdy znal każdego. Kazdy dom miał...W Mount Cartier każdy znal każdego. Kazdy dom miał swojego mieszkańca, o którym inni wiedzieli znacznie więcej, niż zwykli sąsiedzi. To tak jakby w mieścince żyli sami krewni, wszyscy spoufaleni i swobodni. Ale ludzie są tylko ludźmi i pewne cechy, nigdy nie znikają, jak zazdrość, zajadłość, poszukiwanie sensacji, lub właśnie poprawianie własnej sytuacji kosztem innych. Plotki, z góry brane jako coś złego i podłego, mogły narazić na szwank niesplamioną niczym reputację doktora z Szkocji. A Sol nie chciała się przyczynić do tego, abys tracił i tak niewielkie grono pacjentów. Wyraźnie było widać, że przybył tu nie tylko po to, aby pracować, ale też by odpocząć i spróbować innego życia. Jakie miała prawo, by niweczyć jego plany? O nie, nie było szans na to, by Duval dobrowolnie mu zaszkodziła, nawet jeśli tego nie rozumiał. Nawet jeśli trochę się poświęcała dla jego dobra. <br />W życiu Sol nie było drugiej połówki. Dziewczyna miała dobre i otwarte serce, ale za to brak szczęścia w miłości. Być może dlatego, ze sama tę miłość okazywała aż za bardzo do ludzi. Kończyła jako przyjaciółka, co na pierwszy rzut oka zupełnie jej nie powinno przeszkadzać, w końcy była właśnie taką przyjacielską osobą. No ale... ale w końcu ile można znosić odtrącenia na rzecz koleżanki, albo kogoś o tak odmiennym charakterze, aż dziw brał nad wyborem niektórych facetów? No ale nie użalała się nad swoim panieńskim stanem cywilnym, choć w wieku podchodzącym pod trzydziestkę, chyba powinna zacząć się martwić.... Jednak nie. Przywykła po prostu do tego, że w takiej zbyt wesołej trzpiotce to raczej nikt się nie zakocha, w związku z czym temat uczuć, jakoś zszedł na dalszy plan. <br />-Jesteś niezastąpionym wybawcą – zapewniła, chcąc by ten przygaszony wyraz szybko zniknął z jego twarzy i zastąpił go uśmiech, jaki widziała przy jego ostatniej wizycie w jej domu. - Choć mam nadzieję, że nie będzie już więcej tak dramatycznych sytuacji, w której będziesz zmuszony mnie ratować – dodała z zażenowaniem, czując się w tym momencie jak największa ciamajda na tym zakątku świata. Cóz, najprawdopodobniej mogło tak być, ale nie chciała aby to było zauważone, a tym bardziej podkreślane.<br />Gdy wyszli, zadrżała czując zimny powiew wiatru. Niebawem zima zacznie odpuszczać, a temperatury zelżeja, lecz to nie dziś jeszcze. Spojrzała na Octaviana i odruchowo sięgnęła poły jego kurtki, ciasno je zamykając na szerokiej klatce piersiowej blondyna. <br /> -Jeśli nam się lekarz rozchoruje, to kto go wyleczy? - upomniała wesołym tonem, chcąc go rozweselić. To co zobaczyła, gdy wpadł do jej domu, była pewna, że na długo i głeboko zapadnie jej w pamięć. Lecz nie był to wyraz, który chciałaby u niego oglądać na co dzień.<br />Było wczesnie, ale już wiedziała, że czeka ją długo dzień. Do obskoczenia miała kilka domów, choć ta liczba i tak malała o jeden... dwa. Ferran miał już lokatora, a znając go wiedziała, że nie brało się to znikąd i nie chciała wkraczać teraz na ten teren. A jedna z przyjaciółek... cóż, ewidentnie przeżywała teraz cięższy okres i chyba po prostu nie wypadało jej się zrzucać na głowę. Nie zmieniało to faktu, że większość znajomych zostanie dziś zaatakowana w swoich progach.<br />-Odprowadzę cię – nie była to propozycja, a oświadczenie decyzji, jaka już została podjęta. - Idę w tamtym kierunku – wyjasniła na wszelki wypadek, gdyby poczuł się urażony, iż tym razem to ona przejęła rycerskość w tym duecie.<br />Puściła go i cofnęła się o krok poprawiając swoje rękawiczki, czapkę i zapinając zamek własnej kurtki wysoko. Byłą gotowa do drogi.Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-28395667509870120592018-02-27T11:26:51.968+01:002018-02-27T11:26:51.968+01:00Chwiejnym krokiem weszła do środka, czując znajomą...Chwiejnym krokiem weszła do środka, czując znajomą falę upokorzenia w związku z zawracaniem głowy obcym ludziom. Nienawidziła zdawać się na łaskę innych, ale teraz nie miała specjalnie wyboru. Zacisnęła więc zęby i, lekko kołysząc w ramionach dziecko, które niespodziewanie zasnęło, powiedziała:<br />– Przepraszam za najście. N-nie bardzo mam dokąd... Nieważne. Może mogłybyśmy tu zostać na jedną noc? <br />Nie potrafiła powiedzieć, jak bardzo w tej chwili nie znosiła człowieka, któremu chciała oddać całe swoje życie, a któremu oddała <i>tylko</i> serce, będące w tej chwili daleko stąd – a przynajmniej ta część, nie tkwiąca tutaj, przy córce. Nie chciała nigdy żebrać o pomoc i nie wiedziała przedtem jak to jest, kiedy nie ma się dokąd pójść, z czego żyć, gdzie mieszkać.<br />– J-jak mi zapisze pan swój adres, zapłacę za nocleg... Kiedy tylko znajdę pracę. To nie potrwa długo – <i>obiecuję</i>, miała na końcu języka, ale powstrzymała się. Nie wiedziała, ile jeszcze będzie się włóczyć po wioskach, walczyć o przetrwanie. Tak bardzo tęskniła za własnym domem, że nie potrafiłaby nawet wypowiedzieć tego słowa.<br />Mała Cilla otworzyła nagle swoje błękitne oczy i zapłakała cicho. Leah przełożyła ją na drugie biodro i spróbowała uspokoić. Nie chciała zakłócać spokoju gospodarza, który wpuścił je do swojej chatki. Nie chciała być ciężarem. Nie chciała znaleźć się w takiej sytuacji.<br />Ale nie miała wyjścia, przynajmniej na razie.<br />Pamiętała, jak jeszcze w dzieciństwie, marzył jej się podobny domek na odludziu, z tym, że wyobrażała to sobie zupełnie inaczej. Ona i jakiś kochający człowiek, mnóstwo psów, może jakieś dziecko. Nie planowała zostać matką, ale Cillę pokochała, ledwie poczuła jej pierwszy ruch. Ze swoim wyglądem nastolatki często brano je za siostry, a starsze panie w sklepie marudziły za jej plecami coś o nieletnich puszczalskich gówniarach, ale nie przejmowała się tym. Miała cudowną córeczkę, cały swój świat, i nic nikomu do tego.<br />Spojrzała wyczekująco na mężczyznę, który ocalił je przed śnieżycą, po czym spuściła wzrok, wbijając go w swoje buty.<br /><br />[Przepraszam, że tak krótko, poprawię się!]<br /><br /><i>Leah Myers</i>lama w migdałachhttps://www.blogger.com/profile/06327048138310406233noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-67219467170270887792018-02-26T11:43:51.525+01:002018-02-26T11:43:51.525+01:00Najpiękniejsze w Mount Cartier było to, że każdy b...Najpiękniejsze w Mount Cartier było to, że każdy będąc tu sobą nie mógł być nikim. Ludzie się tu szanowali i nie brali pod uwagę takich rzeczy jak znaczenie nazwiska, czy wielkość majątku. Tak błahe i przyziemne sprawy odsuniete był na bok, robiąc miejsce po prostu ludzkiej zyczliwości. Sol nawet nie wiedziała, jak wiele może znaczyć nazwisko Octaviana, nie sądziła, że ma do czynienia z kimś, kto jest poważany za oceanem właśnie ze względu na to, czyim jest synem. To naprawdę był inny świat, choć na pewno było mu o wiele lżej na sercu, gdy przebywał w Kanadzie i miał po prostu święty spokój. <br />Na jej twarzy malowała się jak na dłoni walka argumentów za i przeciw. Jego propozycja nie była zła, ale nie była pewna, czy po pierwsze wypada tak obcemu człowiekowi się zrzucać z wszystkimi swoimi problemami na głowę, a po drugie miała też gdzieś z tyłu głowy alarmujący sygnał o możliwości powstania nieprzyjemnych komentarzy ludzi z miasteczka. Jakby nie patrzeć ta mała społeczność zawsze wiedziała o wszystkim, co się działo w granicach Mount Cartier. Ona już raz znalazła się na językach i sporo czasy minęło, nim własnym usmiechem i pracą przychyliła sobie te najwieksze plotkary. W tej niechęci do gadulstwa sąsiadek, podzielała zdanie z swoim przyjacielem, choć w przeciwieństwie do niego, nie umiała się nie przejmować i ignorować przykre słowa. I nie chodziło o nią do końca, a po prostu nie chciałą, by jakaś przykrość spotkała lekarza, któremu do tej pory już zawdzięczała tak wiele, mimo że spotkali się jedynie dwukrotnie. I tak, w myślach nazywałą go Bohaterem, bo za każdym razem ją ratował – dosłownie. <br />-Dziękuję ci - uśmiechnęła się łagodnie i przygryzła na moment wargę, decydując jednak odrzucić tę miłą propozycję. - Nie mogę się zgodzić. Jesteś tu na misji, a nie po to, żeby ratować leniwe i niedbałe mieszkanki miasteczka. Mam się gdzie zatrzymać – zapewniła, choć tego ostatniego nie była pewna, acz zawsze zostawał zajazd, w którym nigdy nie było kompletu gości... I nowy właściciel, co już wystarczyło, by wywołac poruszenie w miasteczku.<br /> Mimo to zeszła z schodków i ruszyła do drzwi wyjściowych, by się ubrać. Musiała stąd wyjść. Musiała też przejść się po najbliższych przyjaciołach i podpytać, czy jest możliwość ugoszczenia jej na … jakiś czas. Nie umiała nawet określić tego, ile zajmie remont, na który jej nie było notabene stać. Ubierając kurtkę, obrociła się do Octaviana, nie tracąc tego bladego uśmiechu, by odegnać z jego głowy zmartwienia. To były jej problemy, nie jego.<br />Nie wiedziała jeszcze, że ujrzy go znów tego dnia pod wieczór, zmuszona przyjść właśnie do niego z prośbą o możliwość dokonania wyboru ponownie, bo zostanie jej jedyną nadzieją. I ratunkiem. Po raz trzeci. Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-85605504997840986262018-02-25T18:23:08.649+01:002018-02-25T18:23:08.649+01:00Brawo, smołka. Mkniesz jak burza z wszystkimi tymi...<i>Brawo, smołka. Mkniesz jak burza z wszystkimi tymi ikonkami, także osobiście życzę Ci, żeby było ich jak najwięcej, a na ten moment gratuluję dotarcia na metę i zdobycia nagrody za 50 komentarzy fabularnych! :)</i>prisonerhttps://www.blogger.com/profile/14514172309014948250noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-75831610039060832952018-02-21T23:44:38.568+01:002018-02-21T23:44:38.568+01:00Mount Cartier straszyło ludzi z zewnątrz tym spoko...Mount Cartier straszyło ludzi z zewnątrz tym spokojem, który sprawiał, że panowała w nim osobliwa atmosfera i niemal magiczna aura rodzinnego gniazda. Każdy znał każdego i nawet gdy potrzebowano pomocy, zdarzało się, że nie trzeba było o nią prosić, a przychodziła niespodziewanie sama. I może w przypadku Sol także podobnie by się tak zdarzyło, gdyby tylko nie trzymała własnych trosk i problemów jedynie dla siebie, a czasami otworzyła usta nie tylko po to, by się uśmiechać. Sama była sobie winna tym nieszczęściom, które teraz sprowadziły na nia płacz.<br />Chwyciła dłoń Octaviana pewnie i mocno, a gdy pomógł jej się podnieść, nie miała ochoty jej puścić. Był niemal obcą osobą, a okazał jej tyle troski i zrozumienia, cierpliwości i empatii, że nie mogła nadziwić się, jak taki mężczyzna z wielkiego świata się tu znalazł i to zupełnie sam. Był ewenementem. Choć jego otwartość była zawstydzająca niekiedy, to pod pewnymi względami nie róznili się od siebie wcale. I to było niespodzianką, która sprawiała, że Sol zastanawiała się nad tym, jak musiał wyglądać świat Octaviana, że z własnej woli od niego uciekł. Bo przybycie do tutejszych stron, nie było niczym innym, jak ucieczką.<br />-U ciebie? - powtórzyła niepewnie, wodząc wzrokiem po skrawku skóry na karku, której nie przysłaniało ubranie. Miała wrażenie, że jest zdecydowanie za blada i nie pasuje do reszty ciała Octaviana, choć akurat ta absurdalna myśl zapewne pojawiła się w jej głowie, gdy mózg próbował odreagować szok sprzed parunastu minut.<br />O tym jeszcze nie myslała. Jasne było, ze zostać tu nie może. Ale znała tu wszystkich i gdy padła propozycja blondyna, zatrzymała się na ostatnim stopniu, unosząc dłonie do góry i zaczęła masować skronie palcami. Głowa jej pekała. Ale temat, który został poruszony, był teraz priorytetem, więc ruda musiała w trybie błyskawicznym prześledzić listę osób, u których mogłaby się zatrzymać na dłuższy czas. Ferran odpadał, bo w jego chatce niedawno już się ktoś pojawił. Tilly... miała trudny okres, a zbyt wesołe towarzystwo Sol nie zawsze jej służyło. Były jeszcze dwie osoby, ale rzadko można je było złapać, a nie chciała czatować pod ich domami, zamarzając na schodkach przed wejście... No i wiedziała, którą chatkę zamieszkuje Octavian, a musiała mu przyznać, że miejsca starczyłoby spokojnie dla dwóch, a nawet trzech osób.<br />-Jesteś pewien? - spojrzała na niego uważnie, wsuwając dłonie w tylne kieszenie jeansów. To był szalony pomysł, ale zły nie był... Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-19329951663195528472018-02-21T00:25:07.478+01:002018-02-21T00:25:07.478+01:00W momencie gdy klapnęła na podłogę, poczułą kolejn...W momencie gdy klapnęła na podłogę, poczułą kolejne miejsca, na których lada moment wykwitną siniaki. Nie było to jednak najwazniejsze, a właściwie to na tę chwilę zupełnie się tym nie przejęła. Obtarcia, obicia doskwierały zaledwie kilka dni, a to co się wydarzyło teraz w tym domu, odbije się na niej o wiele poważniej niż podrażniona skóra, czy stłuczony mięsień. Nie była specem, nie miała pewności, czy ten stan jest zagrożeniem dla reszty konstrukcji, nie wiedziała zupełnie jak i z której strony się zabrać za remonty i naprawy. Nie była pewna nawet do kogo może się teraz zgłosić z tym problemem, który ewidentnie ją przerastał.<br />Bezgłośnie chciała sobie pochlipać i poużalać się nad losem przez kilka minut. Zupełnie nie przypominała tej Sol jaką poznał Octavian zaledwie parę dni temu, gdy ratował ją zakleszczoną w budce telefonicznej. Zniknął uśmiech, a oczy straciły ten promienny blask, nie biła od niej ani iskierka radości, jaką zarażała zwykle ludzi wokoło. Była po prostu zrozpaczona, wystraszona. Gdy więc przykucnał przed nia i pochwycił jej podbródek, unosząc jej twarz ku górze, zacisnęła mocno wargi. Nie okazywała słabości przy innych, a smutki chowała głeboko pod poduszką, bo bardzo lubiła siebie taką, jaką widzieli ją inni. I chciała, by blondyn też taką ją znał i zapamietał, radosną, pełną życia, spontaniczności i pomysłów. W tej chwili jednak nie starczyło jej sił, by udawać, jakby nic się nie wydarzyło, szczególnie że byłoby to po prostu idiotycznym nadwyrężaniem własnych sił.<br />-Mam nadzieję – wyszeptała cicho, obawiając się, ze gdy powie coś choć odrobinę głośniej, to głos jej się załamie i płacz ją pokona, a teraz i tak powstrzymywała się przed wybuchem.<br />Nie przypuszczała, że jej telefon wywoła takie zamieszanie i wyrwie doktora z spokojnego trybu pracy, który co dzień miał ten sam rytm, to samo tempo. Wiedziała doskonale jak wyglada życie w Mount Cartier i sama do niego przywykła, choć kogoś z zewnątrz mogło to nudzić. Ale nie spodziewała się ujrzeć właśnie jego w swoim domu po alarmowym wybraniu numeru do przychodni i tym bardziej zaskoczył ją tym szczerym wyznaniem, jak bardzo się o nią wystraszył. To było... dziwne. Sol nie przywykła do troski, bo zwykle to ona ją okazywała innym. Oczywiście on miał to wpisane w zawód, ale sposób w jaki to powiedział sprawił, ze Duval poczuła się naprawdę osobliwie. Wyjątkowo.<br />Uniosła dłoń i oplotła palcami jego, odsuwając od swojego policzka. To naprawdę było niepotrzebne i speszyło ją do tego stopnia, że poczuła, jak kwitnie na jej twarzy rumieniec zupełnie nie związany z płaczem. Mimo tych ciągłych żartów i wesołego tonu, prócz pracowitości za jaką można było ją podziwiac, była tylko kobietą, wystarczająco wrażliwą, by móc źle zrozumieć pewne gesty i słowa. Zwłaszcza od przystojnego przejezdnego, którego widzi się drugi raz w życiu i drugi raz on ratuje jej życie.<br />-Jesteś bohaterem, naprawdę, poważnie – cofnęła dłoń i obiema przetarła oczy i policzki, pozbywając się śladów po płaczu. - Ale nic nie możesz zrobić, tu potrzebna by była ekipa remontowa z co najmniej tuzina facetów.<br />Oho, wróciła pogodna Sol. Lecz trwało to tylko parę sekund, bo gdy wskazała okręznym ruchem na katastrofalny stan jej domu, a jej spojrzenie przesuneło się z niebieskich oczu, swoją drogą niebywale intensywnej barwi, na wyrwę w ściane i oberwany sufit, wstrząsnął nią szloch, nad którym już nie potrafiła zapanować. Schowała twarz w dłoniach i pochyliła się do przodu, kuląc ramiona, a przez ich bliskość natrafiła czołem na męskie ramię. Potrzebowała tego i potrzebowała na to dobrej chwili. <br /> - Wyjdźmy stąd – poprosiła w końcu cicho, gdy śladem po tym wybuchu słabości zostały podpuchniete oczy i drżąca broda. <br />Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-908219523696993122018-02-20T14:00:26.741+01:002018-02-20T14:00:26.741+01:00
-Co ty...? - ugryzła się w język, nie kończąc pyt...<br />-Co ty...? - ugryzła się w język, nie kończąc pytania i podparła się dłońmi o podłogę, wychodząc spod mebla dzięki pomocy Octaviana.<br />Idiotyczne pytanie, skąd się tu wziął. Pracował tam gdzie Vani i najwidoczniej był bliżej aparatu, gdy ten zadzwonił. W miasteczku, gdzie niebywale rzadko ktoś się pojawia, jeszcze trudniej jest przywyknąć do myśli, że przybyło o jednego mieszkańca.<br />- Chyba tylko się poobijałam – sapnęła i łapiąc blondyna za ramię, wstała krzywiąc się z ogólnie odczuwanego dyskomfortu.<br />Miała wrażenie wrażenie, ze wszystko ma posiniaczone i zdretwiałe. A na dodatek nie jadła śniadania! Nie było chyba żadnych ran, którymi musiałby się zająć, choć na wszelki wypadek Sol sama spojrzała po sobie, przesuwając dłońmi po ciele, aby być na sto procent pewna, że wciąż jest w jednym kawałku. Gdy palce dotknęły prawego boku skrzywiła się, tak samo przy biodrze i już wiedziała, że nie tyle deski z szafy, ale te od podłogi miały swój udział w tym poobijaniu.<br />-Dziękuję, znów mnie ratujesz – podniosła oczy na wystraszoną twarz i odetchnęła głeboko, pilnując się w tym momencie bardzo mocno, by się nie rozpłakać. Bynajmniej z bólu ciała. Dotarło do niej właśnie, że dom jej się wali na głowę.<br />Gdyby to Ferran przyszedł godzinę wcześniej, może by nie poszła sprzątać na upartego. Może w ogóle by nie poszła na pietro i pozwoliła komu odkryć że zapadł się dach i okna są do natychmiastowej wymiany. I może nie skończyłoby się to tak dramatycznie i teraz nie byłaby przygnębiona jeszcze bardziej.<br />- Muszę usiąść – powiedziała cicho, zwieszając głowę i cofnęła ręce, puszczając mężczyznę, z zamiarem posadzenia tyłka z powrotem na podłodze, gdzie wciąż walały się dechy. A wbijając w nie spojrzenie, zupełnie nic nie widziała i czuła tylko, jak z oczu leci ciepło na policzki. Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-28087340157556970282018-02-20T14:00:09.105+01:002018-02-20T14:00:09.105+01:00Sol już była pewna, że nie może dłużej odkładać re...Sol już była pewna, że nie może dłużej odkładać remontu. Może nie czas był na jakieś wielkie zmiany, ale reperowanie zapadnietego dachu i obluzowanych okiennic na poddaszu stanowiły poważny problem. Na dodatek huk w całym domu sprawiał, że ostatnie noce niemal zupełnie nie spała. Jakkolwiek związana czułą się z przeszłością i jakkolwiek mocno chciała, by było jak dawniej, nie miała prawa tak zaniedbywać domu. Powinna mysleć teraz o sobie przede wszystkim, w końcu to ona żyła i tu mieszkała, a nie osoby, które już dawno zostały pochowane. <br />Takie akty odwagi, jak zażegnanie niektórych sentymentów zdarzały się u niej naprawdę rzadko. Teraz jednak decyzja o wprowadzeniu do domu osoby, która oceniłaby szkody i na dodatek podjęła się ich napraw była konieczna. Nawet cukiernia ucierpiała przez jej niedosypianie i ciągłe zmęczenie. Poza tym nad lękami trzeba umieć zapanować, a ten który dokuczał jej najbardziej, w tym momencie mogła po prostu zignorować, bo czyż tak naprawdę ta samotność nie była do końca nieco przerysowana?<br />W wtorkowy poranek, przed przyjściem przyjaciela, miała zamiar sama spojrzeć na to, co dzieje się u góry. Jesli on miał się przerazic, ona nie chciała być równie zaskoczona, dlatego przed ósmą rano weszła na piętro, z zamiarem uprzątniecia tych wszystkich prześcieradeł, którymi pozakrywała meble jak w muzeum. Ostatniej nocy zerwał się mroźny wicher, a zima wciąż dawała o sobie znać, w związku z czym okiennica w pewnym momencie pchnięta sią natury otworzyła się, gdy zamek już jej nie przytrzymał i Sol stojąca tuż przy oknie, została uderzona wystającą klamką w plecy. Zaskoczona zupełnie takim atakiem poleciała w przód, lądując na starej szafie. Była osobą, która zwykle nie miewa wypadków, ale jeśli już to musi być to łomot robiący wrażenie. A wypadki chodzą po ludziach i minutę później Sol leżała zamiast na szafie, to obok, przygnieciona odchylonymi drzwiami od mebla, bo nie chcąc stracić zebów, próbowała odskoczyć w bok i jakoś... wyszło na to, że wcale nie jest kotem i spadać bezpiecznie nie umie. Szczęście w nieszczęście, że po pierwsze w zasięgu ręki na niskiej komodzie znalazł się stary telefon; po drugie przewrócona szafa nie wprowadziłą efektu domino i reszta rzeczy stała jak chwilę temu, nieruszona i niewzruszona wydarzeniem sprzed chwili. I po trzecie że przy upadku szafa się rozleciała i teraz mniej wagi przyciskało kobietę do posadzki.<br />-Vani, ratunku! Ten dom chce mnie zabić – wyjęczała do słuchawki, wybierając numer z pamięci do przychodni, bo ta była najbliżej i była pewna, że przyjaciółka jest tam od przynajmniej godziny, w związku z czym dodzwoni się do kogoś znajomego i na pewno otrzyma pomoc.<br />Ruda nie miałaby nic przeciwko leżeniu jeszcze kilka minut. Ale i podłoga, na której wylądowała była niewygodna i nacisk szafy sprawiał, że czuła jak urosnie wielki siniak na boku, a fiolet to zdecydowanie nie był jej kolor. Pozostawało jej więc czekać, a gdy niedługo po telefonie do jej domu dotarła pomoc, na widok osoby, która zdecydowanie nie była Vanille, na moment zaniemówiła. Słowa odebrał jej także ten wyraz twarzy, jaki dostrzegła u pana doktora, gdyż jako osoba głównie zdana na samą siebie, to zwykle ona martwiła się o wszystkich wokół i była tak przejęta cudzymi wypadkami.Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-81667805462359911512018-02-20T00:16:30.249+01:002018-02-20T00:16:30.249+01:00Zima nie była najlepszym okresem na podróżowanie, ...Zima nie była najlepszym okresem na podróżowanie, zwłaszcza licząc na łaskę przejezdnych, zwłaszcza polegając na własnych nogach. Zwłaszcza z dzieckiem. Gdyby kilka miesięcy temu przyszło jej do głowy przebyć prawie sześćset kilometrów w ten sposób, postukałaby się zapewne w czoło. <br />Człowiek nigdy nie jest świadomy, że życie może się tak zmienić w przeciągu kilkunastu sekund.<br />Życzliwy kierowca zabrał ją z trasy, kiedy nie miała już siły iść. Wszak droga z mieszkania do autostrady była nie do przebycia autobusem czy innym metrem. Kilka, acz niewiele kilometrów, uszła o własnych siłach, niosąc małą Cillę na rękach, a torbę z rzeczami dla dziecka – na ramieniu. Swoich rzeczy nie miała wiele. Komórka, która wreszcie się rozładowała, portfel z dokumentami, ale niemalże bez pieniędzy. Nie stać jej było nawet na przejazd pociągiem.<br />Nazywał się Anthony, pomógł jej się ułożyć na tylnych siedzeniach swojego minivana. Miał fotelik dla niemowlaka, opowiadał o swojej córce, która niedawno skończyła rok. <i>Ciekawe</i>, przyszło jej wówczas do głowy, <i>czy moja w ogóle dożyje roku.</i><br />Cilla nie protestowała. Zasnęła niemal natychmiast; ją samą zresztą też zmorzył sen. Anthony śmiał się, że delikatnym kobietom powinno się zabronić samotnych podróży; <i>gdybym to nie był ja, porządny, psze pani, facet, to jeszcze by was kto okradł albo wywiózł zagranicę, gdybyście spały.</i> Podwiózł je do Winnipeg; stamtąd udawał się w inną stronę. Był wczesny poranek – Leah skoncentrowała się więc przede wszystkim na poszukiwaniach jedzenia i kolejnego transportu. <br />Zdarzało się jej, oczywiście, zatrzymać gdzieś na jakiś czas, ale zdawała sobie sprawę, że nie mogą zostać dłużej w żadnym większym mieście.<br />Dlatego w końcu trafiła tutaj. Zagłębiała się w stan Manitoba coraz bardziej i bardziej. Wykończona, zmordowana nieustającą podróżą, z pochlipującym i zmęczonym dzieckiem na biodrze, zagryzała zęby, stawiając krok za krokiem, by nie poddać się i nie zamarznąć na środku tej lodowej osady. Uparcie podążała w stronę jedynego widocznego w nocnym mroku punktu – niewielkiej drewnianej chatki nieopodal. Było już dosyć późno, wydawało jej się, że dochodzi jedenasta w nocy, ale w okienku paliło się słabe światło, przesłonięte jakby zasłonką lub czymś w tym rodzaju. Fotel na ganku wyglądał tak przytulnie! Leah najchętniej skuliłaby się na nim i zasnęła tak, jak stała. Niemniej jednak, przez wzgląd na dziecko nie mogła sobie na to pozwolić. Zastukała delikatnie do drzwi, krzywiąc się – jej ręce sztywniały z zimna.<br /><br /><i>Leah Myers</i>lama w migdałachhttps://www.blogger.com/profile/06327048138310406233noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-22932073300828647992018-02-16T12:24:30.272+01:002018-02-16T12:24:30.272+01:00[Cześć :)
Ano, smutno, bo jak tu się nie smucić ki...[Cześć :)<br />Ano, smutno, bo jak tu się nie smucić kiedy tak bardzo los kopnął ją w tyłek. I na pewno masz rację; coś tam radosnego musi w niej siedzieć, w końcu nie zawsze była totalnym smutasem :P<br />Jeśli chcesz i masz wenę, ochotę i moce przerobowe to chętnie bym coś napisała, czy to z panem lekarzem, czy to z panem leśniczym, lub też z <i>kimś jeszcze</i>.]<br /><br />~Caitdraumkonahttps://www.blogger.com/profile/17596966277765187693noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-38139027812002985712018-02-15T19:45:36.249+01:002018-02-15T19:45:36.249+01:00[Taki mały sadysta we mnie siedzi!
A tak całkiem s...[Taki mały sadysta we mnie siedzi!<br />A tak całkiem serio, dziękuję za miłe powitanie i bardzo chętnie przygarnę któregoś z Twoich panów na wątek. Z istniejących zdecydowanie kupuje mnie pan doktor, ale mogę też zaczekać na nowego, jak wolisz. Astra jest nowa, więc przyjmę każdy wątek, każde powiązanie. ;D]<br /><br />Astraegzystencjalistkahttps://www.blogger.com/profile/00482681818941087456noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-51377439302575383602018-02-14T17:31:41.396+01:002018-02-14T17:31:41.396+01:00Od: Sol, która uwielbia wpadać w tarapaty i zacina...<i>Od: Sol, która uwielbia wpadać w tarapaty i zacinać się w starej budce telefonicznej :D <br />Dla: Pana Doktora Octaviana Carnegie<br />Treść: <a href="https://i.pinimg.com/736x/c3/6a/c6/c36ac6fed90209d81b1fb04523565eee--valentines-day-cookies-heart-cookies.jpg" rel="nofollow">klik</a></i>prisonerhttps://www.blogger.com/profile/14514172309014948250noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-6954402607996854722018-02-14T17:25:22.946+01:002018-02-14T17:25:22.946+01:00Od: V.
Dla: Octaviana Carnegie.
Treść: Choć spojrz...<i>Od: V.<br />Dla: Octaviana Carnegie.<br />Treść: Choć spojrzenia chwile trwały, podobałeś mi się cały. Wszystko Twoje miłe jest, każde słowo, każdy gest. Za ten wiersz nie gniewaj się, bo naprawdę lubię Cię!</i>prisonerhttps://www.blogger.com/profile/14514172309014948250noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-37529642587159578862018-02-14T15:46:31.697+01:002018-02-14T15:46:31.697+01:00[Chętnie spróbowałabym zestawić mój promyk słońca ...[Chętnie spróbowałabym zestawić mój promyk słońca z tym Twoim uroczym, do tego pięknym Szkotem, ale mogę też zaczekać na kolejnego pana, tym sposobem miałabyś już zapewniony jeden wątek! Nie wiem, jak jest z wątkowym obłożeniem Twoich panów, więc decyzję pozostawię Tobie. ;)]<br /><br /><b>Elsie</b>dundersztychttps://www.blogger.com/profile/05313470726127021966noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-88435616003047312472018-02-13T22:32:20.674+01:002018-02-13T22:32:20.674+01:00Daisy ufała współczesnej medycynie, ale nie lubiła...Daisy ufała współczesnej medycynie, ale nie lubiła ściągać na siebie uwagi. Miała wrażenie, że i tak wszyscy wiedzą, co dzieje się w jej domu, ale nie chciała się z tym afiszować. Gdyby chodziła do lekarza z każdą kontuzją spowodowaną przez męża, dostałaby tam kartę stałego klienta. Wtedy na pewno ktoś poczułby się zobligowany, by się tym zainteresować, a tak, wszyscy mogli udawać, że nic się nie dzieje. Nie odbijało się to na niej dobrze, bo coś, co potraktowała jako nadwyrężenie kostki, było prawdopodobnie pęknięciem i teraz często cierpiała, czy to przy zmianie pogody, czy to po większym wysiłku, bo kości chyba źle się zrosły. Znosiła to jednak bez zająknięcia, myśląc o swoim synu, jego szczęściu i jego spokoju. Nie wiedziała, co przyniesie jej przyszłość, ale mogła mieć nadzieję, że Patrick się opamięta, przynajmniej ze względu na Teddy'ego.<br />Do Iana przychodziła w poszukiwaniu spokoju i samotności, ale głównie dlatego, że trudno rozmawiało jej się z miejscowymi. Była jedną z nich, owszem, jednak nie w takim stopniu jak Patrick, wtopiony w okoliczny krajobraz, bliski przyjaciel każdego z sąsiadów. Wszyscy wiedzieli, że ich małżeństwo nie układa się jak z bajki, a ludzi z małych miasteczek mieli tendencję do obierania stron w przypadku konfliktów. Tutaj logicznym było, którą stronę wybrała większość osób z ich otoczenia.<br />Ilekroć Daisy z kimś rozmawiała, miała wrażenie, że jest uważnie obserwowana i oceniana. Nawet pozornie niewinne pytania sprawiały, że czuła się jak na przesłuchaniu i myślała jedynie o tym, by uciekać i gdzieś się schować. Z przyjezdnymi było inaczej. Owszem, nowy doktor na pewno nie był głupi i nie uwierzył w jej bajkę o małym wypadku, ale nadal pozostawał kimś z zewnątrz. Osobą pozbawioną uprzedzeń, nieoceniającą; kimś, kto nie wtyka nosa w cudze życie. A Daisy już dawno nie miała z kimś takim do czynienia.<br />– Tak mi powiedzieli. Gość od prześwietleń chyba wie, co mówi. – Wzruszyła niedbale ramionami, bo nawet, jeśli się mylił, to nie byłaby to jej pierwsza zaniedbana kontuzja. – To minie. – powiedziała nagle, dostrzegając nieprzychylne spojrzenia szczególnie siedzących nieopodal dwóch drwali. Machnęła do nich ręką, na co odpowiedzieli uśmiechami, bo jeden z nich chodził z nią do szkoły. – Nie lubimy tutaj obcych. Wystarczy, że ktoś przybywa spoza miasteczka, żeby wszyscy łypali na niego groźnie. A pan, panie doktorze, jest z...? Nie znam się na akcentach, a wersji słyszałam już wiele. – Uśmiechnęła się lekko, zupełnie naturalnie.<br /><br /><i>Daisy</i>Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-14958029704239387022018-02-07T01:10:23.831+01:002018-02-07T01:10:23.831+01:00 Nim zrobili połowę kroków w dół, znów rozległ się... Nim zrobili połowę kroków w dół, znów rozległ się huk i ramiona Sol opadły, a uśmiech zniknął jej z twarzy. Co innego udawać, że się nie słyszy łomotu z góry, gdy pracuje się samemu w ukropie w kuchni. Co innego zignorować jeden, czy drugi trzask, popijając z gościem herbatę. Ale co innego zmierzyć się z ewidentnym kłopotem, dość wstydliwym i krępującym w towarzystwie obcego człowieka. Niezaleznie od tego kim był pan doktor, Sol zważywszy na swój charakter chciała, aby pałał do niej sympatią i czuł się swobodnie w jej towarzystwie. Stąd poczęstunek, stąd jej uprzejmość. Ale spotkała go godzinę temu, zaprosiła do swojego domu wykazując sporą dozę ufności, a także głupoty z swojej strony. Niestety nie starczyło jej już tej gry, do kontynuowania przemiłej pogawędki w obliczu tej sytuacji, jaka sprawiała, że nastrój zupełnie uległ zmianie.<br /> - Przepraszam - cofneła ręce i uniosła głowę, patrząc w górę na to pietro, które doprowadzało ją do irytacji i strachu, że dom zawali jej się na głowę. - Powinieneś już iść, a ja skontaktować się z tym specem niezwłocznie - stwierdziła i była to pierwsza tego dnia konkretna informacja, jaką od niej usłyszał. A jednak potrafiła podejmować szybkie i słuszne decyzje!<br />Solhttps://www.blogger.com/profile/15489555961086006325noreply@blogger.com