tag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post3970213556747326203..comments2023-05-21T17:14:46.358+02:00Comments on Uważaj na niedźwiedzie!: "Happiness. Simple as a glass of chocolate or tortuous as the heart. Bitter. Sweet. Alive."LeChathttp://www.blogger.com/profile/02356304931982348576noreply@blogger.comBlogger132125tag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-50748952213144303642018-05-23T20:41:09.296+02:002018-05-23T20:41:09.296+02:00Wiosna była porą roku, którą Isabella szczególnie ...Wiosna była porą roku, którą Isabella szczególnie lubiła. Nie tylko dlatego, że wskaźniki na termometrze pięły się do góry (chociaż nadal utrzymywały się poniżej zera), ale przede wszystkim dlatego, że kończyły się w końcu arktyczne noce i codziennie mieli więcej światła słonecznego. A pogodnych dni w ostatnim czasie nie brakowało, można więc było korzystać z powoli topniejącego śniegu i ciepłych promieni, które ogrzewały marznącą od października skórę. Właśnie za tym tęskniła. Za ciepłem, za jasnością. Po wszystkich lutowych przeżyciach jedyne o czym marzyła, to wyrwanie się z otaczającej ją szarości. Wiosna dawała powiew świeżości, a wpadające przez świeżo wymyte okna światło sprawiało, że w końcu chciało jej się wyjść z odziedziczonego po babce domu na dłużej niż tylko pięć minut. <br />W ostatnim czasie zamknęła się nieco w swoich czterech ścianach. Skupiona na odnawianiu swojego domu nawet nie zauważała, jak dni uciekają jej i zlewają się w jedną, szaroburą codzienność. Babcia zmarła ponad rok temu, a Isa nadal nie doprowadziła mieszkania do takiego stanu, w jakim nie musiałaby co chwilę czegoś naprawiać. Winny temu był przede wszystkim brak wystarczającej ilości funduszy, które mogłaby za jednym razem wyłożyć miejscowym fachowcom. I czas. Tego też jej brakowało odkąd pogodziła się z Calebem i na nowo pilnowała jego syna, gdy po raz kolejny był przeziębiony i miał zakaz wstępu do przedszkola. Kontakt z Youngami był jednak jedynym plusem w ostatnim czasie odkąd bardzo rzadko odwiedzała rodzinny dom czy kogokolwiek innego zamieszkującego Mount Cartier. <br />Głównie dlatego dzisiaj wyszła z domu, wykorzystując nieco dobrą pogodę oraz brak małego szkraba uczepionego jej nogi. Nie licząc pracowników sklepu ogólnego, to prawie z nikim nie rozmawiała. Również ze swoją kuzynką, u której nawet nie wiedziałaby co się dzieje, gdyby nie plotkująca sąsiadka przynosząca jej od czasu do czasu domowe konfitury i racząca ją różnymi opowieściami z życia Mount Cartier. Nie świadczyło to o niej zbyt dobrze, ale Isabella wolała już posłuchać tych historii przy herbacie niż samej krążyć po miasteczku i zbierać niezbędne informacje. Nie mogła jednak dawać nikomu zbyt dużych podejrzeń, że nie wszystko jest do końca w porządku, dlatego wykorzystała wiosenne przesilenie i przeszła się na spacer do cukierni Sol. Rudowłosa zawsze potrafiła naładować ją pozytywną energią. <br />— Cześć —powiedziała, ledwo przekraczając próg małego przybytku kuzynki i rozpinając guziki luźnego płaszcza przeciwdeszczowego. — Zdaje się, że lepiej niż u Ciebie — dodała jeszcze, spoglądając zmęczonym spojrzeniem w oczy Sol. Od tygodni nie mogła się wyspać, a podkrążone oczy stały się już jej codziennością. — Jak to możliwe, że jeszcze do mnie nie przyszłaś i o niczym nie powiedziałaś? — dopytała, nachylając się nad blatem, żeby przywitać się z Sol. <br /><br />[bardziej powiedziałabym, że Isa to szatynka ;) i wybacz gigantyczny poślizg]<br /><br /><i>Isabella Ames</i>latessahttps://www.blogger.com/profile/11390142861004535932noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-47694206659790500782018-05-20T11:24:42.937+02:002018-05-20T11:24:42.937+02:00[O ranyranyrany, moja biedna Solinka! Koniecznie t...[O ranyranyrany, moja biedna Solinka! Koniecznie trzeba ją pocieszyć, więc już się za to zabieram! <3]<br /><br />Kilka miesięcy wystarczyło, by Elsie zadomowiła się w Mount Cartier. Nadal gubiła się w lesie, licząc, że Harmon, jak zawsze, ją znajdzie, wciąż popełniała mnóstwo niezręczności w rozmowach z innymi, ale mieszkańcy zdążyli do tego przywyknąć, zaczęli odnosić się do niej serdeczniej i powoli akceptowali ją jako nowego obywatela ich ukochanego miasteczka. Bo Elsie, choć przez większość czasu z czymś się zmagała (ze społecznością, z pracą, z pogodą, cieknącym dachem, nieszczelnym oknem czy przeziębieniem), to nigdzie się nie wybierała. Pozostawało jej więc zmagać się dalej i dbać, by sąsiedzi nie stracili do niej sympatii.<br />Sol była najprawdopodobniej najsłodszą osobą, jaką dane jej było poznać nie tylko w Mount Cartier, ale także w życiu. Z miejsca zapałała do niej miłością, niedługo po swoim przybyciu do miasteczka, i, co było najbardziej zaskakujące, ta sympatia miała <i>jakąś</i> wzajemność. Elsie była więc częstym gościem <i>Krainy Czarów</i>, a z czasem coraz częściej lądowały z rudą koleżanką w miejscowym barze. <br />Z tym że, o ile życie Elsie zaczynało się <i>jakoś</i> układać, to z życiem Sol działo się coś odwrotnego. Dziewczyna była tak zaaferowana tym, co się stało, a później remontem, że miały z Elsie zdecydowanie mniej czasu dla siebie, ograniczając się do wyjścia gdzieś raz na ruski rok i zamienieniu kilku słów, gdy spotykały się w sklepie, na spacerze czy gdziekolwiek. <br />I podczas jednego z takich spotkań w głowie panny Lance zapaliła się czerwona lampka. Owszem, Sol była miła, urocza i uśmiechnięta, jak zawsze, ale Elsie od razu dopatrzyła się pod tym wszystkim przygnębienia. Co jak co, ale w tym miała niezłe doświadczenie. Nikt nie mógł jej oszukać słodkim uśmiechem przylepionym do twarzy. <br />Nie zastanawiała się dwa razy. Upewniwszy się, gdzie może zastać swojego rudowłosego aniołka, Elsie przybrała nieznoszący sprzeciwu wyraz twarzy i pojawiła się u dziewczyny niczym Batman gotowy ocalić Gotham. <br />– Cześć, czuję, że dzisiejszy wieczór będzie ciężki, nie chcę ryzykować, dlatego dokładnie za – Zerknęła na zegarek – dwadzieścia osiem minut mam zamiar pić już u Iana wino. Nie chcę stracić ciężko wypracowanej sympatii sąsiadów przez plotki o alkoholizmie, dlatego potrzebuję kompana. Musisz więc ze mną iść. Rozumiesz, od tego zależy moja reputacja.<br />Była z siebie dumna.<br /><br /><i>Elsie</i>dundersztychttps://www.blogger.com/profile/05313470726127021966noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-33646031103206413162018-05-19T13:52:21.087+02:002018-05-19T13:52:21.087+02:00[Nie ucieknę, obiecuję! O jakim wątku marzysz? <...[Nie ucieknę, obiecuję! O jakim wątku marzysz? <3]<br /><br /><i>Elsie</i>dundersztychttps://www.blogger.com/profile/05313470726127021966noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-62220978165137871002018-05-17T00:02:14.011+02:002018-05-17T00:02:14.011+02:00Ale Ferran już się nie odezwał i niczego nie dopow...Ale Ferran już się nie odezwał i niczego nie dopowiedział. Wolał pozostawić temat niedokończony, bo bardziej na rękę mu było, kiedy nie opuszczał on czeluści jego własnego mózgu. Kolejną część drogi, aż do momentu zatrzymania się przed drzwiami chatki Sol, przeszedł więc w milczeniu. Nie oponował, gdy rudowłosa chwyciła go pod rękę, chociaż ten gest odrobinę go spowolnił. <br />— Oczywiście, że będę szczery — zagwarantował, gdy Sol wcelowała klucz w dziurkę i przekręciła go niepewnie. Nie zamierzał cisnąć jakimiś kiepskimi uwagami, bo na twarzy panny Duval malowało się głębokie przejęcie, a dobijanie jej nie miało sensu, jednak niewątpliwym było, że postawi sprawę jasno. W takim przypadku zatajanie czegokolwiek nie ma sensu, tym bardziej, że w momencie gdy Ferran przekroczył próg drzwi, a do jego nozdrzy dotarł zapach wilgoci i stęchlizny – już wiedział, że będzie źle. <br />Przeszedł w głąb, rozglądając się z uwagą, czy parter także ucierpiał, ale nie widząc niczego podejrzanego, pozwolił sobie wtargnąć na piętro. Nie ufał tym schodom, dlatego stawiał kroki uprzednio najpierw wyczuwając, czy dany stopień nie sprawi, że schody runą z hukiem, a on razem z nimi. Ale gdy dostał się na wyższą kondygnację, zacmokał z wyraźną troską.<br />— Wiesz co, Sol? — Spojrzał na nią, gdy zdał sobie sprawę, że jest tuż za nim. — To będzie wymagało czasu. <br />Złapał się chwilowo za brodę i dał kilka kroków głębiej do pomieszczenia, w którym sufit wołał o pomstę do nieba. Nie były to jednak szkody, którym nie dałoby się stawić czoła. W Mount Cartier było kilku fachowców, którzy z pewnością to ogarną. <br />— Ale wszystko da się naprawić — zapewnił, minąwszy wielkim krokiem kałużę, która utworzyła się na środku podłogi z przeciekającego dachu. W tym przypadku był dobrej myśli mimo wszystko. <br /><br /><br /><b>Ferran Kayser</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-84938857486944733222018-05-17T00:02:02.904+02:002018-05-17T00:02:02.904+02:00Naprawdę długo nie dzielił z nikim mieszkania, i n...Naprawdę długo nie dzielił z nikim mieszkania, i naprawdę zapomniał jak to jest natykać się na kogoś w korytarzu, czekać na toaletę (choć w tym przypadku czekać już nie musiał), czy schodzić na parter ze świadomością, że na dole czeka śniadanie. Nie chciał też w żaden sposób urazić Sol, chociaż jego spojrzenie samoistnie błądziło po jej sylwetce, jako gest, który wymknął się niespodziewanie spod kontroli. Dlatego w chwili, w której Sol parsknęła śmiechem, poczuł lekką ulgę. Przynajmniej był pewien, że jego taksujące spojrzenie nie okazało się czymś, za co powinna była zdzielić go z liścia. <br />— W porządku — odpowiedział tylko, nie odwracając się za siebie, bo to mogłoby zakrawać o chamstwo, choć miał nieodpartą chęć powędrowania za nią wzrokiem. <br />Dopiero pod prysznicem zdał sobie sprawę z komiczności ich rannego spotkania, kilkakrotnie uśmiechając się pod nosem na samą myśl, jaką musiał mieć minę, gdy jego oczom nagle ukazała się Sol. Doprowadziwszy się do ładu, założył luźniejsze spodnie i t-shirt, po czym zszedł na parter z przylepionym do ust uśmiechem. Już na schodach słyszał Sol, krzątającą się po kuchni, a za moment znów napotkał ją spojrzeniem, choć w bardziej stosownym stroju, niż krótki ręcznik.<br />— Ja tez nie sądziłem, że wstajesz tak wcześnie — stwierdził z uśmiechem, pojawiając się obok niej. Cieszył się, że kobieta zadomowiła się na tyle, by swobodnie korzystać z kuchennych przedmiotów, nie bojąc się przy tym szperać po szafkach w poszukiwaniu talerzyków, czy patelni. Rzadko jadał jajecznicę, dlatego miał wielką ochotę spróbować tej spod ręki Sol. <br />— Wygląda smacznie — zauważył, po czym przeszedł do jednej z szafek, żeby sięgnąć opakowanie tabletek, które łykał na tachykardię. Uzupełniwszy szklankę wodą, popił odrobinę, a później znów powrócił uwagą do Sol. I stołu, na którym czekało już pieczywo i dwa talerze. <br /><br /><br /><b>Octavian Carnegie</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-32264539418145079352018-05-09T13:21:21.128+02:002018-05-09T13:21:21.128+02:00[Myślę, że jak najbardziej mogą być o krok od przy...[Myślę, że jak najbardziej mogą być o krok od przyjaźni, bo Sol to chodząca cudowność i na pewno razem pieką mnóstwo słodkości. <3]<br /><br /><i>Marion</i>rekinhttps://www.blogger.com/profile/01337649871043349401noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-17242624541033190192018-04-22T21:57:25.567+02:002018-04-22T21:57:25.567+02:00Znacznie bardziej odpowiadał mu chód w ciszy, choć...Znacznie bardziej odpowiadał mu chód w ciszy, choć wiedział, że cisza w przypadku Sol zakrawa o anomalię i zwykle nie ma racji bytu, toteż nie nastawiał się na długie milczenie ze strony rudowłosej. Aczkolwiek i tak milczała dłużej, niż miała w zwyczaju, bo minęło parę dobrych minut jak wyszli z lasu, przynajmniej trzy czwarte drogi słuchając jedynie lekko szumiącego między drzewami wiatru. Przeczuwał też, że nie odpuści, przecież zostawił ją z idealną zagwozdką, która aż prosiła się o rozwinięcie. W przypadku Kaysera to rzeczywiście ciekawe – nagle pojawia się w jego życiu współlokator i to w kobiecej postaci, choć w normalnym przypadku musiałby się zdarzyć cud, ażeby Ferran pozwolił sobie na dzielenie z kimś samotni, a do tego z jego ust wypływa informacja o wyjątkowości minionej relacji. No, tym stwierdzeniem to jakby nie patrzeć sam strzelił sobie w kolano. <br />— Podejrzewałem, że będziesz ciągnąć mnie za język, Sol — zauważył, zerkając chwilowo na kobietę, bo choć pytanie zadała w sposób niby obojętny, dobrze wiedział, że chciała znać odpowiedź. Znał te zagrywki... I był świadom, że dopóki odpowiedź na pytanie się nie pojawi, usłyszy je jeszcze nie raz. <br />— Jako nastolatkowie dzieliliśmy z sobą czas — dopowiedział jednak, bo nie miał powodów, żeby cokolwiek ukrywać, ale nie potrafił tej wyjątkowości ubrać w dobre słowa. Na miłość z pewnością było jeszcze wtedy za wcześnie, ale niewątpliwym jest, że ta dwójka miała się ku sobie nim Ferran zdecydował się wyjechać do wojska i jednym gestem wiele przekreślić. To były dobre wspomnienia. <br /><br /><b>Ferran Kayser</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-31144879688267818182018-04-22T21:57:05.588+02:002018-04-22T21:57:05.588+02:00Miał tylko nadzieję, że jego terapia dotykowa przy...Miał tylko nadzieję, że jego terapia dotykowa przyniesie ukojenie i choć trochę zniweluje ból. Nie zakładał, że wyleczył ją za pomocą cudownego dotyku, niczym cudotwórca, i że obejdzie się bez smarowania stawu jedną z maści przeciwzapalnych, ale był pewien, że w jakimś stopniu zmniejszy dokuczliwość. Przynajmniej będzie mogła zasnąć, nie walcząc przy tym z rwącym bólem, a jeśli o spaniu mowa – gdy tylko poprosiła o oprowadzenie, Octavian od razu wskazał Sol jej prywatny kącik. Pokazał również miejsce w toalecie, gdzie Duval mogła śmiało się rozpakować, bowiem miała do dyspozycji dwie półki, z których Tavey ściągnął wszystkie swoje pierdółki (chociaż nie miał ich wiele), i zapewnił żeby czuła się tu jak u siebie. <br />— Trzymam za słowo — odparł w żarcie, chociaż dopiero jutro się okaże, które z nich wcześniej wstanie. Jeżeli to przyjmie rolę rannego ptaszka, nie omieszka przygotować czegoś dobrego w ramach śniadania. Nie będzie pewnie w stanie przygotować jakiegoś tutejszego dania, ale chętnie zapozna Sol ze szkocką kuchnią, która być może po części pokrywa się z kuchnią mountcartierowską. — Dobranoc, Sol. — Posławszy jej ostatni uśmiech tego wieczoru, dał kilka kroków w stronę drzwi do swojej sypialni i zniknął za nimi, wyłączając światło na korytarzu. <br />Nie zasnął szybko. Jeszcze trochę przewracał się z boku na bok, próbując ujarzmić rozbiegane wewnątrz głowy myśli. W tej małej wiosce spotykało go ostatnio mnóstwo różnych sytuacji i miał wrażenie, że przeżył tu już stokroć więcej niż w rodzinnym Dunfermline, gdzie przecież dorastał. Po prostu czas w Mount Cartier biegł tak szybko i energicznie, że Octavian odczuwał różnicę w sposobie życia, które w Szkockim mieście płynęło w tempie mocno ślimaczym.<br />Zdawało mu się, że ledwie zmrużył oczy, a w uszach rozległ się nagle dźwięk budzika, który swym upierdliwym charczeniem byłby w stanie obudzić niedźwiedzia w zimowym śnie. Kilkukrotnie spudłował, nim wyłączył brzęczące urządzonko, które nader wszystko spadło za nocny stolik, gdzie ostatecznie zamilkło, ale nie podniósł się od razu. Patrzył się w sufit i zastanawiał, czy miniony wieczór na pewno jawą?<br />Dźwignąwszy się z łóżka, założył jedynie podkoszulek, bo rano, kiedy w kominku nie strzelał już ogień, zwykle w chatce było chłodno, i bokserkach wyszedł z pokoju w kierunku łazienki. Przetarł jeszcze zaspane oczy, ziewając przy tym krótko i... stanął raptem jak wryty. <br />— Sol... — odezwał się taksując ją szybkim spojrzeniem. — Jezu... — potrząsnął głową, zdając sobie sprawę, że kobieta stoi przed nim okryta jedynie ręcznikiem i to wcale nie długim. — Wybacz!<br />Aż zapomniał, że sam nie miał na sobie praktycznie żadnej garderoby. <br /><br /><b>Octavian Carnegie</b> <3smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-11841731176644866452018-04-03T23:45:19.892+02:002018-04-03T23:45:19.892+02:00[Jestem paskudą, która jeszcze nie odpisała Calebe...[Jestem paskudą, która jeszcze nie odpisała Calebem... :'))) Cieszę się, ze taki pomysł się podoba, a ja tu na dniach wpadnę z rozpoczęciem dla nas. Muszę się w końcu porządnie rozruszać Calebem. ♥ <br />I dziękuję za takie miłe powitanie Lyry. Fakt, trochę jest biedna. Chciałam nawet wspomnieć o tym, że miewa koszmary, ale uznałam, że lepiej będzie to wykorzystać w wątkach. I z chęcią napisałabym wątek między dziewczynami, ale nie wiem czy Meredith się nie nadaje... To taka dziewczyna z pazurem (swoją drogą to imię...<333), więc może chciałaby rozruszać Lyrę i trochę dziewczynę "sprowadzić" na złą drogę?;)]<br /><br /><i>Lyra</i>/<b>Caleb</b>Ice Queenhttps://www.blogger.com/profile/13424769237559815714noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-91339861092880949962018-03-25T20:12:37.948+02:002018-03-25T20:12:37.948+02:00Akurat w tej sytuacji nie mógł zmarnować tak piękn...Akurat w tej sytuacji nie mógł zmarnować tak pięknej okazji, by trochę Sol podokuczać, tym bardziej, że żarty się go zwykle nie imały, a ochota na nie przychodzi rzadko. Może to faktycznie <i>nieładnie</i> nabijać się komuś prosto w twarz, jeszcze osobie, która nie zasługuje na żadne nieprzyjemności, ale Kayser nie robił tego stricte złośliwie, a raczej w aspekcie żartu. Bo jak już żartował, to w sposób wyjątkowo specyficzny, niestety. <br />— Aż dziw bierze, że nie jesteście jeszcze na językach sąsiadek. Chociaż, kto wie, może coś już paplają — wzruszył lekko ramieniem, zastanowiwszy się przez moment nad tą zagwozdką. Do niego plotki i tak dochodzą ostatnie, bo Kayser nie jednoczy się z tutejszymi klekotkami, a do ludzi w przyjaznym geście łba też nie wychyla, więc niewiele o newsach wioski wie. Dowiaduje się dopiero wtedy, kiedy usłyszy co nieco w barze u Iana, a że ostatnimi czasy tam nie zaglądał to nie miał też dostępu do plotek. I gdyby Sol nic mu nie powiedziała o nagłej zmianie zamieszkania, to pewnie nigdy by się nie dowiedział, albo w chwili, w której dawno byłoby już po ptakach, a Sol wróciłaby z powrotem do siebie. <br />— No, ale doktorek ma szczęście, że wykazał się odrobiną szarmancji i dał ci osobny pokój. Niech będzie, że jestem to w stanie zaakceptować — powiedział, jakby faktycznie miał tu cokolwiek do gadania. Prawdę powiedziawszy do gadania nie miał nic, ale też nie chciał mieć, bo Sol dobrze wiedziała, jakie decyzje podjąć. On zaś wiedział, że kobieta nie potrzebuje ciągłego niańczenia, bo życie ją trochę doświadczyło, i na tyle, by szczenięce głupstwa odstawić na bok, poza tym pan Carnegie nie wyglądał na morderce, ani handlarza organami w żadnym calu. Kayser mógł z trudem przyznać, że ostatecznie wzbudza sympatię. <br />Na dociekliwość panny Duval nieco się skrzywił, bo opowiadanie o znajomościach nie było mu na rękę, zresztą jak wszystko, co dotyczyło jego prywatnego życia. Wiedział jednak, że Ruda nie da mu spokoju, póki choć trochę nie zaznajomi jej z tematem, dlatego odchrząknął lekko i zaraz westchnął. <br />— Junona jest siostrą mojego zmarłego przyjaciela — zaczął krótko, starając się nie przywoływać do wspomnień Luke'a, choć zdawał się nie mieć na to wpływu. Widok jego bladego ciała samoistnie stawał mu przed oczyma. — Przyjechała na stare śmieci, ale nie mogła na razie zamieszkać u siebie, więc w tej chwili mieszka u mnie. Znamy się szmat czasu, a kiedyś łączyła nas nawet całkiem wyjątkowa znajomość — odpowiedział, uznając że tyle powinno wystarczyć rudowłosej. I tak nie zamierzał mówić w tej kwestii nic więcej. — Ale dobra! Choć pokazać mi ten bałagan u siebie, póki mam trochę wolnego czasu. <br /><br /><b>Ferran Kayser</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-76543760687395491352018-03-25T20:12:27.966+02:002018-03-25T20:12:27.966+02:00Opatrywanie ludzi było dla Octaviana chlebem powsz...Opatrywanie ludzi było dla Octaviana chlebem powszednim. Podchodził do tego trochę machinalnie, bo sprawdzenie kości i mięśni było rutynowym działaniem na wizycie, a przez jego dłonie przewinęło się już mnóstwo ludzi. Aczkolwiek każdemu pacjentowi starał się okazywać trochę <i>ciepła</i>, tym bardziej, że do każdego człowieka podchodził indywidualnie, bo zwykle nie ma dwóch identycznych przypadków – jeśli tak, to bardzo rzadko. Wiedział, że niektórzy na samą myśl, że lekarz będzie musiał przekroczyć granice ich prywatności, reagowali spięciem i skrępowaniem – a już szczególnie ci, którzy zachowują wyjątkową powściągliwość – i chociaż starał się to zrozumieć, to nigdy nie potrafił tak do końca. Być może dlatego, że dotyk był dla Octaviana codziennością, a przyzwyczajenie do widoku różnych ciał rzeczywiście trochę znieczuliło go na odczuwanie wstydu. <br />Gdy tylko Sol odsłoniła rąbek ramienia, Octavian od razu skupił na nim spojrzenie, w głowie kalkulując rodzaj ewentualnych obrażeń. Zaraz subtelnie ułożył dłonie na ramieniu kobiety.<br />— Na pewno jest trochę zbite, choć nie widzę zatrważającej opuchlizny. Jeszcze — powiedziawszy, zaczął nieśpiesznie przesuwać opuszkami palców w kierunku szyi Sol.<br />— Będę naciskał, daj znać, jeśli w którymś miejscu zaboli mocniej, dobrze? — Poprosił, zerknąwszy na moment na Sol, po czym wrócił uwagą na obojczyk i zaczął momentami naciskać głównie zaczepy mięśni. Obserwował przy tym odruchy Sol, bo z doświadczenia wiedział, że pacjenci nie mówią wszystkiego, a niektóre rzeczy wręcz zatajają, dlatego obserwacja pomagała mu bardziej poznać dolegliwości swych podopiecznych. W tej całej analizie był jednak delikatny, tak jakby zbyt mocny nacisk mógł wyrządzić nieodwracalne skutki na skórze ramion Sol. Starał się nie narażać jej na większy ból, dlatego sprawdzał mięśnie w sposób wyjątkowo czuły. <br /><br /><b>Octavian Carnegie</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-33788923723141666872018-03-21T19:16:12.967+01:002018-03-21T19:16:12.967+01:00Przede wszystkim, Junona nie uważała Sol za głupią...Przede wszystkim, Junona nie uważała Sol za głupią. Co najwyżej, za nieco zbyt optymistycznie nastawioną do życia i odrobinę tylko naiwną. Zapewne mogłaby ją lepiej zrozumieć, gdyby chciała, ale problem polegał na tym, że w ciągu ostatnich kilku lat brunetka zdała sobie sprawę, że nie ma sensu zagłębiać się w osobowość innych ludzi bez żadnego konkretnego celu, jeśli miało się problem z ogarnięciem samej siebie. Radość panny Duval przypominała jej tylko o tym, ile sama utraciła... Kiedyś w końcu też postrzegała wszystko w lepszym świetle. Do czasu, póki nie wkroczyła do prawdziwego, okrutnego świata i nie odebrano jej brata.<br />— W takim razie na pewno wpadnę — oznajmiła, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w swój kubek. <br />Bezwiednie obciągnęła rękawy wojskowego swetra i zaciągnęła się jego zapachem, walcząc ze sobą, by nie zerwać się na równe nogi i nie uciec na piętro. <br /><i>Luke.</i><br />Najgorsze w tym wszystkim było to, że pomimo tego, że Walter wciąż posiadała rodzinę zabrakło w niej ludzi, na których najbardziej jej zależało. Jej rodzice skupiali swoją uwagę głównie na najstarszym i najmłodszym synu i Jun nie była do nich jakoś specjalnie przywiązana. Była natomiast w szczególny sposób powiązana z Lukem. Był częścią niej, cząstką którą wydarto siłą i bez której nie potrafiła odpowiednio funkcjonować, niekiedy nie potrafiła nawet bez niej oddychać, choć minęły już cztery lata. <br />— To dobrze — oznajmiła, bo właśnie o to jej chodziło. Juno chciała wiedzieć czy od powrotu Kaysera do Mount Cartier znalazł się ktoś, kto miał odwagę przebywać w towarzystwie leśniczego i utrudniać mu upadek na dno. <br />— Widziałam twoje spojrzenie, Sol... — urwała, podchwytując wzrok Rudzielca. Ostudziła swój napój kilkoma dmuchnięciami i dopiła go duszkiem, po czym podniosła się, by odnieść kubek do zlewu. — Cokolwiek sobie wtedy pomyślałaś, ten sweter należał do mojego brata, nie do Ferrana — mruknęła i przymrużyła oczy, ale nie ruszyła się z miejsca. <br />Westchnowszy ciężko zabrała się za zmywanie. Nawet jeśli był to tylko jeden kubek to wiedziała, że Kayser właśnie tak by zrobił. Jego pedantyczne zapędy już zaczęły się jej udzielać. <br />O ile to możliwe, teraz była jeszcze bardziej zdystansowana. Pozwoliła, by <i>Cukierniczka</i> spokojnie połączyła fakty. Wszyscy w Mount Cartier i Churchill słyszeli o jej bracie i Sol na pewno nie była wyjątkiem. Juno nie zamierzała jednak mówić nic więcej, chciała po prostu coś wyjaśnić.<br /><br /><i>Juno Walter</i>Unrestrained Soulhttps://www.blogger.com/profile/03841643560945435295noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-84108676816644930132018-03-20T21:29:54.792+01:002018-03-20T21:29:54.792+01:00Gdy Sol zaczęła bronić przyjezdnego lekarza, Ferra...Gdy Sol zaczęła bronić przyjezdnego lekarza, Ferran kiwał głową z lekką dezaprobatą. I ona chciała mu wcisnąć kit, że niby nie zawiązała z nim żadnej głębszej znajomości? Bywał gburem, ale nie był ślepy i potrafił dodać sobie dwa do dwóch. Jeśli Sol faktycznie nie miała gdzie się podziać, to dlaczego nie spróbowała poszukać schronienia w leśniczówce? Przecież na piętrze wciąż był wolny jeszcze jeden pokój, a skoro Kayser miał już pod dachem jednego chochlika, to drugi nie byłby stanie mu zaszkodzić. Jego samotnia i tak legła w gruzach, rozdeptana przez stopy Junony Walter, którą – jak zdążył już usłyszeć – Sol prawdopodobnie miała okazję ostatnimi czasy poznać. <br />— Hola, hola. Nie zmieniaj tematu — zastopował ją nieco głośniej. — Ta <i>piękna brunetka</i> to stara dobra znajomość... Ale jak oczy i uszy mnie nie mylą, doktorek to chyba jakiś świeży temat? No, chyba, że ja o czymś nie wiem, Sol? — Uniósł na chwilę brew. Miał wrażenie, że jak rzucała te obronne argumenty, to gdzieś w jej słowach kryły się iskierki czegoś w rodzaju radości, związanej z takimi niespodziankami od losu, który usilnie pcha ją w ramiona Szkota. <br />Co, jak co, ale postanowił, że odrobinę się z Sol podroczy, bo to płynne uniknięcie tematu dało mu do zrozumienia, że coś tu się chyba kurcze kroi. <br />— Gdyby nie ten mróz, uznałbym, że się rumienisz — zauważył, unosząc usta w wyraźniejszym, nieco bardziej zaczepnym uśmiechu. Tak! W realnym uśmiechu – nie grymasie, ani żadnym innym pochodnym tego wykrzywienia kącików ust. — I teraz wszystko jasne, dlaczego nawet nie próbowałaś znaleźć kawałka podłogi w leśniczówce — dorzucił jeszcze, chyląc się po sznurki, które wcześniej przewiązywało stóg siana. — Mam tylko nadzieję, że szanowny pan Octavian zaproponował ci osobny materac... — ciągnąc swoje uszczypliwości, postanowił przejść z drugiej strony paśnika, w razie, gdyby Sol miała go zaraz chęć udusić, albo przydzwonić mu z twardej śnieżki prosto w pusty łeb. Ot, zebrało mu się na słowne gierki, chyba humor faktycznie zaczął Ferranowi dopisywać, gdy doszedł do wniosku, że Sol jest cała i zdrowa. Nie ważne jednak, jak zły nie byłby Kayser z natury to jedno jest pewne – nie pozwoliłby na to, by Sol stała się jakakolwiek krzywda, a już szczególnie taka spod męskiej ręki. <br /><br /><b>Ferran Kayser</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-17415983660174821582018-03-20T21:29:44.253+01:002018-03-20T21:29:44.253+01:00Lubił słodycze, jednak nie należał do grona łasuch...Lubił słodycze, jednak nie należał do grona łasuchów, którzy bez odrobiny cukru byliby w stanie zginąć. Zwykle zabierał się za słodkości wtedy, kiedy miał na nie ochotę, a prawdę powiedziawszy, karmelowe kostki przez tyle lat zdążyły mu się powoli przejeść. Był to raczej smak, który przywodził mu na myśl dzieciństwo, zatem sięgał do słoika głównie wtedy, kiedy naprawdę miał chęć sobie z lekka powspominać. Kostki kojarzył bowiem z babką, która zawsze gotowała masę w wielkim garze, później zalewała nią prostokątne naczynie, a kiedy zmiksowane składniki tężały, wycinała z nich nierówne prostokąty. Słodkości gościły na rodzinnym stole, tuż po obiedzie, do którego kiedyś zasiadali wszyscy razem w naprawdę dobrej atmosferze. Aż trudno pomyśleć, ż w progach państwa Carnegie takowa mogła naprawdę gościć. <br />— Oczywiście, że lubię, ale odkąd przyjechałem do Mount Cartier, to porzuciłem te karmelowe kostki na rzecz smacznych eklerków z rąk niejakiej Sol Duval — wyjaśnił, unosząc usta w wesołym uśmiechu. Postawił otwarty słój na stoliku, w razie, gdyby Sol miała jeszcze ochotę się poczęstować. Co prawda, wyroby Sol były w tej chwili jedynymi słodkościami jakie jadał i wcale mu to nie przeszkadzało, mimo że w Szkocji wybór miał stokroć większy. <br />Ściągnął brwi, gdy dostrzegł, że bark zaczął dawać się rudowłosej we znaki. Od razu stwierdził w myślach, że walizka nie ma tu nic do rzeczy, a co najwyżej ciężka szafa, która dziś zawaliła się na jej drobne ciało.<br />— Odsłoń ramię, Sol — poprosił, choć nie pozostawił jej nawet maleńkiego miejsca na odmowę. — Trzeba to sprawdzić, póki uraz jest świeży. Tkanki mięśniowe goją się szybko i zazwyczaj źle — posłał jej poważniejsze spojrzenie. Miał w szafce jakieś specyfiki, które z pewnością poradzą sobie ze stanem zapalnym, który najprawdopodobniej zdążył zagościć w stawie, i zmniejszą go, włącznie z dokuczliwym bólem. W tym aspekcie Sol mogła zaufać mu w stu procentach, bo tak się składa, że zdążył wyleczyć wiele różnych schorzeń w swojej dziedzinie i naprawdę wiedział, co robi. Nie zabierał się bowiem za rzeczy, o których nie miał pojęcia, a do nauki na studiach przykładał się wyjątkowo, bo w planach na zostanie lekarzem nie chodziło o pieniądze, a o zdrowie ludzi. <br />— Mogę? — Zapytał, nim pozwolił sobie na ułożenie rąk w okolicy jej obojczyka. <br /><br /><b>Octavian Carnegie</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-11832694963628498032018-03-19T20:13:33.814+01:002018-03-19T20:13:33.814+01:00Reakcja Sol nie była już dla Ferrana zaskoczeniem,...Reakcja Sol nie była już dla Ferrana zaskoczeniem, bo przez cały ten czas zdążył się nauczyć, że rudowłosa potrafi wyraźnie okazywać swoje uczucia, chociażby poprzez nagłą potrzebę przytulenia – zupełnie tak, jak teraz, gdy niespodziewanie objęła jego sylwetkę swymi filigranowymi ramionami. On stał wprawdzie w bezruchu, robiąc jedynie coś na kształt objęcia, jednak w pewnym momencie pogładził materiał kurtki na jej plecach, a z jego ust uleciało cięższe westchnięcie. Sol miała kłopoty, nie dało się ukryć, on zaś czuł się zobowiązany do pomocy jej, bo podczas wieczoru spędzonego w kuchni przy nalewce, obiecał, że zerknie na te spędzające z sen powiek odgłosy, dochodzące z piętra. Wychodzi na to, że nie zdążył przed ich fatalnymi skutkami, ale to nie zwalniało go wyciągnięcia ku Sol pomocnej dłoni.<br />— Syf... — powtórzył, kiwając przy tym głową, choć nie dlatego, że lubił nadużywać tego wyrazu. W ustach kobiety zabrzmiało ono naprawdę siarczyście, i tyle mu wystarczyło, by zrozumieć wielkość wymienionych przez nią szkód. <br />Nadal czekał jednak na najważniejszą odpowiedź, dotyczącą miejsca, w którym postanowiła się zaszyć w chwili kryzysu. Przez te kilka dni musiała gdzieś się podziać, a do niego nie przyszła ani razu, choć żalu o to nie miał – był jedynie nieco zaniepokojony nagłą nieobecnością rudowłosej, tym bardziej, że nigdy nie miała oporów, by poprosić go o wsparcie. <br />Usłyszawszy więc wzmiankę o doktorku, zacisnął usta szczelniej, mrużąc przy tym podejrzliwie oczy; kości jego policzków uwydatniły się od ścisku żuchwy, a dłonie z powrotem splotły się na wysokości klatki piersiowej. Nie oznaczało to niczego dobrego – ba! Wyraźnie wskazywało na jego niezadowolenie, jakby Sol właśnie coś przeskrobała.<br />— Lekarz ze Szkocji... — Tym razem już nie powtórzył, a prychnął z nieukrywaną wzgardą. — Nie chwaliłaś się, że nawiązałaś z doktorkiem jakąś znajomość — przeszedł się oficerskim krokiem w kierunku paśnika, posławszy Sol jedno ze swych mniej przyjemnych spojrzeń i tych z kategorii apodyktycznych. Oczywiście, nie był zły na Sol – absolutnie! On po prostu nie ufał nikomu, kto przybywał do Mount Cartier z drugiego końca świata. — Będę miał go na oku — dodał ostrzegawczo, po czym upchał siano w prowizorycznym drewnianym domku. Niemniej jednak, aspekt ten odrobinę go zaintrygował, bo skoro Sol zgodziła się zamieszkać właśnie u pana Carnegie, to prawdopodobnie zdążyli się już trochę poznać. <br />— Kiedy mógłbym zobaczyć tę dziurę w ścianie i zapadnięty dach? — Podpytał, bo w tej chwili nie wiedział, w jakie dni Sol przebywa u siebie, o ile w ogóle tam wraca. A z kwitkiem odchodzić spod jej chaty po raz kolejny nie zamierzał, choć nawet jeśli, to nie umniejszyłoby to ich relacji. Ferran przepadał za Sol i nigdy nie będzie w stanie omówić jej żadnej pomocy. <br /><br /><b>Ferran Kayser</b><br />smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-17641787227112602572018-03-19T20:13:19.366+01:002018-03-19T20:13:19.366+01:00Pomimo, że nie było mu dane poczuć tych kolorów i ...Pomimo, że nie było mu dane poczuć tych kolorów i ciepła, o którym opowiadała Sol, to był je w stanie zrozumieć. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co chciała mu przekazać, bo jako dzieciak sporo czasu spędzał ze swoim świętej pamięci przyjacielem, któremu choć brakowało pieniędzy na luksusy, to nigdy nie cierpiał z powodu braku rodzinnego ciepła i tego domowego ogniska, w którym zawsze mógł znaleźć schronienie – było tak duże, że nawet Octavian załapał się na kawałek tej ostoi, którą obrał na swój maleńki azyl, mimo że ludzie, którzy mu ją ofiarowali, byli dla niego w gruncie rzeczy obcy. <br />Uśmiechnął się może nieco bladziej, gdy wspomniała na głos aspekty przeszłości, porównując je z aktualnym stanem rzeczy. Czas brnął do przodu nieubłaganie, zostawiając w tyle to, czego nie potrafili w tyle zostawić ludzie – beztroskiego dzieciństwa, rodziny i wspomnień. Sol czuła się samotna i nic dziwnego, skoro niegdyś otaczało ją mnóstwo bliskich ludzi, a teraz była praktycznie sama. <br />— Wiem, że osobie trzeciej łatwo jest mówić, ale... po deszczu zawsze wschodzi słońce — rzekł, podnosząc na chwilę kącik ust. — Nawet w Szkocji — dodał, rozbrajając posępną aurę swym choć krótkim, to jednak wesołym śmiechem, bo w Szkocji faktycznie nie brakuje pochmurnych dni. <br />— A właśnie! Dam ci coś do spróbowania, Sol — powiedział, gdy tylko przypomniało mu się, że przywiózł ze sobą jeden, prawdopodobnie najbardziej ulubiony narodowy przysmak. Nie był wprawdzie w stanie zjeść więcej, niż dwa bądź trzy prostokąciki, dlatego gdy zdejmował wielki słój z półki, był on niemalże pełny zapakowanych smakołyków o karmelowym kolorze. <br />Usiadł ze słojem z powrotem obok Sol, po czym odkręcił wieko. <br />— To <i>Scottish Tablet</i> — wyjaśnił, zerkając na kobietę i podsuwając jej szerokie szkło. — Robimy je z mleka skondensowanego, cukru i masła — wyjaśnił, również sięgając po zapakowany prostokącik, których konsystencja była wyczuwalnie twardsza, niż popularnych <i>krówek</i>. Wyglądem były jednak podobne, acz smakiem znacząco odbiegały – ciężko porównać je do czegokolwiek, są bowiem tak wyjątkowe jak whisky. <br />— Co sądzisz? — Podpytał z czystej ciekawości. W końcu Sol jest cukiernikiem i ciekawe co powie na narodowe słodkości prosto ze Szkocji.<br /><br /><b>Octavian Carnegie</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-6722215292398920892018-03-18T19:58:36.664+01:002018-03-18T19:58:36.664+01:00[Ej no, bez przesady! My nie jesteśmy takie złe! :...[Ej no, bez przesady! My nie jesteśmy takie złe! :D <br />Tak patrzę na te 3 lata różnicy i… co powiesz na bycie kuzynkami? Sporo podstaw do wątku, do tego żeby się przyjaźniły w mniejszym lub większym stopniu i mogły do siebie wpadać na kawę, ciasto, cokolwiek innego. Damski team Isce może się przydać, bo w rodzinie zawsze dogadywała się bardziej z tatą, a siostry niestety nie ma. A szkoda, bo wolałaby upierdliwą siostrę niż nieznośnego i wrednego brata.<br />To jak, piszesz się na to?]<br /><br /><i>Isabella Ames</i><br />latessahttps://www.blogger.com/profile/11390142861004535932noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-38315199539739536902018-03-13T19:12:32.373+01:002018-03-13T19:12:32.373+01:00[Brzydko uciekałam, kiedy zaczęłaś nam tak ładnie ...[Brzydko uciekałam, kiedy zaczęłaś nam tak ładnie wątek, więc trzeba jakoś to wynagrodzić. Noah kocha rogaliki, Kraina Czarów na pewno ma rogaliki z czekoladą i innymi bajerami. Czy może sol chciałaby mieć małego ulubionego klienta, którego ciężko się pozbyć? ;)]<br /><br /><b>Caleb Young</b>Ice Queenhttps://www.blogger.com/profile/13424769237559815714noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-22285461946619437792018-03-13T11:40:46.565+01:002018-03-13T11:40:46.565+01:00Brew Junony, ta przecięta delikatną blizną, uniosł...Brew Junony, ta przecięta delikatną blizną, uniosła się ku górze w akcie lekkiego niedowierzania. Rudzielec nawet nie poczuł się zakłopotany! Zanim jednak z jej ust wyrwało się coś nieodpowiedniego, szatynka wgryzła się raz jeszcze w swoje ciastko, skutecznie zamykając sobie w ten sposób buzię. Kiedy chwilę później ostrożnie zapiła smak owsianego wypieku herbatą, po zgryźliwoścj nie było już śladu. Zamiast tego, Walter pokiwała głową i poprawiła się na krześle.<br />— Ferran zapewne gorliwie dziękuje bogom za ten nawyk — skwitowała i sięgnęła dłońmi za głowę, by zakręcić włosy w długi rulon, któremu pozwyliła opaść na plecy. Miał tak pozostać aż do wyschnięcia, dzięki czemu loki nie będą tak niesforne i zamienią się w łagodniejsze fale, opadające kaskadą aż za kość ogonową. <br />Junona wzdrygnęła się na myśl, że Sol mogłaby tak wpadać do leśniczówki co kilka dni, by dokarmiać Kaysera i zanotowała sobie w duchu, żeby poprosić leśniczego, by ten w miarę możliwości ją o tym wcześniej ostrzegał. Jeszcze tego brakowało, by panna Duval trafiła na nich oboje i wzięła ich w krzyżowy ogień sugestywnych spojrzeń w nadzieji, że wyduszą z siebie jakieś wyjaśnienia. Wtedy nawet Ferran nie byłby jej wstanie powstrzymać przed zdradzeniem swoich myśli. Teraz miała na uwadze, że <i>Cukierniczka</i> jest dla niego kimś w rodzaju przyjaciółki i nie chciała sprawiać dziewczynie przykrości. <br />Nawet jeśli po zachowaniu i postawie Sol było widać, jak bardzo korci ją, by dowiedzieć się czegoś więcej. Ona sama nie miała oporów przed zadawaniem bezpośrednich pytań.<br />— Dziękuję, ale nie skorzystam — odpowiedziała bez cienia złośliwości w głosie. — Jeśli najdzie mnie ochota na coś słodkiego to wpadnę do cukierni i po prostu coś kupię — dodała, kładąc delikatny nacisk na tę kwestię.<br />Nie chciała czuć się względem gościa w żaden sposób zobowiązana. Zastanawiała się czy Duval ma z tego przybytku jakiś zysk, skoro po godzinach raczy ludzi wypiekami zupełnie za darmo... To jednak nie była jej sprawa, a odpowiedź na to pytanie nie była jej do niczego potrzebna, więc skupiła się na czymś innym. Czy podczas tych spotkań ograniczają się wyłącznie do pogawędek i testowania ciast, czy też może powinna sobie na ten czas znaleźć jakieś zajęcie poza domem? Nie zamierzała w żadnym wypadku ograniczać Kaysera, więc ta kwestia była dla niej niezwykle ważna. Już otwierała usta, by o to zapytać, ale znów się powstrzymała. Doszła do wniosku, że to blondyna powinna o to zapytać.<br />— Są bardzo dobre — przyznała, w ostatniej chwili zmieniając strategię i wskazała na owsiane ciastka. Sięgnęła po jeszcze jedno, obiecując sobie w duchu, że to już ostatnie. <br />Jun mimowolnie zerknęła na zegar, by oszacować ile czasu zostało jej jeszcze do zapadnięcia zmroku. Musiała pamiętać, że w Mount Cartier zmierzch przychodzi szybciej, niż na przykład, w Nowym Jorku.<br />— Od jak dawna się spotykacie? — zapytała, na powrót skupiając się na Sol.<br /><br /><i>Juno Walter</i>Unrestrained Soulhttps://www.blogger.com/profile/03841643560945435295noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-53358573424989741252018-03-12T10:08:31.696+01:002018-03-12T10:08:31.696+01:00[Co. Czekaj. A jak to się stało, że ja Ci nie odpi...[Co. Czekaj. A jak to się stało, że ja Ci nie odpisałam? :x Matko, mateczko. Przepraszam za moje nieogarnięcie życiowe, które w takich momentach zaskakuje nawet mnie samą. <br /><br />Do rzeczy jednak: Diana jak najbardziej potrzebuje przyjaciółki i... jeszcze bardziej potrzebuje tej blachy ciasta *__* Ona może o tym nie wie, ale za to ja wiem. I to wystarczy :D <br />Panienki nasze nieszczęsne na pewno się znają, więc to mamy już z głowy. (Dobrze, że to poczciwe MC takie małe :D). <br />I mam silne marzenie odnośnie takiego zwykłego, do bólu życiowego wątku, a myślę, że tutaj na tym polu uda nam się bardzo ładnie zadziałać. Nie wiem, co prawda, co Ty na to, ale mam (czy może raczej Diana ma) już pewne plany odnośnie Sol i raczej nic mnie od nich nie odwiedzie. :D <br />Relacja zbudowana na podstawach wspólnego biegania za jaszczurkami albo kotami sąsiadów w MC, po wspólne odkrywanie dorosłego życia? Powiedz, że tak - proszę, proszę! Odczaruj mi wątki damsko-damskie :D]<br /><br /><i> Diana Lam </i>mojehttps://www.blogger.com/profile/06741997386745203368noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-90108318193500583442018-03-11T17:04:41.440+01:002018-03-11T17:04:41.440+01:00[Zmiana planów! Usunęłam Tannera, ale w jej miejsc...[Zmiana planów! Usunęłam Tannera, ale w jej miejsce jest Isabella i się tak zastanawiam... czy Sol nie potrzebuje kuzynki/koleżanki/dobrej sąsiadki? Bo zakłam, że Isa by nie pogardziła kimś takim. ;)]<br /><br /><i>Isabella Ames</i>latessahttps://www.blogger.com/profile/11390142861004535932noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-59782909222973707632018-03-10T23:35:09.446+01:002018-03-10T23:35:09.446+01:00Nie musieli nigdzie iść, zresztą o wychodzeniu na ...Nie musieli nigdzie iść, zresztą o wychodzeniu na zewnątrz nie było mowy, a jedyny spacer, jaki mogliby sobie urządzić, to ten zapoznawczy po zakamarkach chatki. Ale, skoro Sol chciała by usiadł tuż obok – tak też uczynił, śmiało opadając na kanapę tuż obok rudowłosej niewiasty i przy okazji ostawiając na tę chwilę pomysł z oprowadzaniem po swoich włościach. Pierzyna z pewnością nie ucieknie, tak samo jak kropki z pościeli. Jedyne co mogło im uciec, to czas, ale mówi się, że szczęśliwi go nie liczą. <br />Oparty wygodnie, wyprostował nogi w kolanach, zaś dłonie splótł na swoim brzuchu. Spojrzenie utkwił na regałach z książkami i innymi drobnymi rzeczami, choć niczego tam nie szukał. Zastanawiał się po prostu nad odpowiedzią, bo jakby nie patrzeć, w Mount Cartier faktycznie był samotny, a już szczególnie w oczach osób trzecich. <br />— Może to dziwne, ale chyba mi tu dobrze — przyznał, może z odrobiną wahania. — Sam wybrałem to miejsce. Wydaje mi się, że potrzebowałem ciszy i samotności, więc... — urwał, wzruszywszy nieznacznie ramionami — …korzystam z niej — dokończył, spoglądając na Sol z symbolicznym uśmiechem. <br />Ogień w kominku strzelał dźwięcznie, wprowadzając w progi salonu bardzo harmonijny, idealny do odpoczynku nastrój. Cisza rzeczywiście wisiała wyraźnie w powietrzu, jednak Octavianowi ani trochę nie przeszkadzała. <br />— A ty nie czujesz się w swoim domu samotna? — Postanowił odbić piłeczkę, bo nie zauważył, by dzieliła z kimś osobistą posiadłość, a w jego oczach wyglądała na osobę, której potrzeba towarzystwa. — Tylko mi nie mów, że świetnie się dogadujesz z piekarnikiem... — zażartował, posyłając Sol wesoły uśmiech, jakby naprawdę mógł spodziewać się od niej takiej odpowiedzi. W gruncie rzeczy, panna Duval zapisała się w jego pamięci jako osoba pozytywna i żartobliwa, więc mógł pozwolić sobie na taką maleńką uszczypliwość. <br /><br /><b>Octavian Carnegie</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-65913240945882504912018-03-10T20:47:29.992+01:002018-03-10T20:47:29.992+01:00[Znać się mogą, Brie mieszka w Mount Cartier już s...[Znać się mogą, Brie mieszka w Mount Cartier już sześć lat, więc mógły zamienić ze sobą kilka słów, Brie również może u Sol często kupować różne słodkości, ale jakaś głębsza znajomość między nimi to chyba nie :)] <br /><br />BRIE VARDON Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-11481892861509861992018-03-10T00:38:30.620+01:002018-03-10T00:38:30.620+01:00[Dziękuję pięknie za powitanie i miłe słowa! xx
Po...[Dziękuję pięknie za powitanie i miłe słowa! xx<br />Postaram się do paru godzin przesłać odpis dla Mer; tylko jeszcze ogarnę nickową odpowiedź dla Diany :P<br />Za życzenia z kolei nie dziękuję, by nie zapeszyć xD Jeśli najdzie mnie pomysł na wątek z Sol, na pewno dam znać :) A póki co, pozostaje mi tylko również pożyczyć Ci dalszej, udanej zabawy, no i weny, oczywiście!]<br /><br /><b>Jasper | Nicolas</b>.https://www.blogger.com/profile/02436040248393159870noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-79284757523571380772018-03-08T18:24:31.505+01:002018-03-08T18:24:31.505+01:00[Może przyjdę tutaj z nowym panem, więc istnieje s...[Może przyjdę tutaj z nowym panem, więc istnieje szansa, że coś naskrobiemy :D Dziękuję za powitanie ;3]<br /><br /><i>Heaven Price</i>Ruda Paskudahttps://www.blogger.com/profile/16398275212211687199noreply@blogger.com