tag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post3943393665242679565..comments2023-05-21T17:14:46.358+02:00Comments on Uważaj na niedźwiedzie!: Broda mędrcem nie czyniLeChathttp://www.blogger.com/profile/02356304931982348576noreply@blogger.comBlogger71125tag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-69924336600650051062017-10-08T23:52:05.282+02:002017-10-08T23:52:05.282+02:00Z niejakim poślizgiem, ale odpowiadam: oczywiście,...<i>Z niejakim poślizgiem, ale odpowiadam: oczywiście, że notki się liczą! A w ramach docenienia i małej zachęty do następnego opowiadania, dostajesz od nas ikonkę Bajkopisarza. Wprawdzie siedzi u Ciebie już trochę w tej KP i nie było czasu poinformować, ale dlatego właśnie nadrabiam braki teraz - czuj się oficjalnie nagrodzona :D</i><br /><br /><b>nie istnieję</b>prisonerhttps://www.blogger.com/profile/14514172309014948250noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-67299761439396486342017-09-03T12:23:42.144+02:002017-09-03T12:23:42.144+02:00A mój odpisik? *___*
Tilly<i>A mój odpisik? *___*</i><br /><br /><b>Tilly</b>LeChathttps://www.blogger.com/profile/02356304931982348576noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-12171916436734613102017-05-16T16:39:09.102+02:002017-05-16T16:39:09.102+02:00[Musiałam to odrobinę pozmieniać, bo trzeba pamięt...[Musiałam to odrobinę pozmieniać, bo trzeba pamiętać, że jednak Viv jest stąd i byle futrzaka małego by się nie wystraszyła. ;D]<br /><br />Ciężko było powiedzieć czy faktycznie tęskniła za samym Mount Cartier, czy może za tym, co ono sobą prezentowało. Na pewno brakowało jej tej przestrzeni jaką miała w tak małym miasteczku otoczonym lasem, jeziorem i górami. Wystarczyło zrobić zaledwie kilkanaście kroków, by trafić bezpośrednio na łono natury, zaszyć się tam i móc przemyśleć ciążące na barkach sprawy. Tego często brakowało jej w pełnym wieżowców Vancouver, w którym zwykłe wyjście do parku równało się z natykaniem się co chwila na stada krążących po alejkach starszych osób, zakochanych par czy zwyczajnych rodzin z dziećmi. Nie było gdzie się ukryć przed tłumami, co z kolei w rodzinnym mieście nigdy nie stanowiło dla niej problemu. Jeszcze jako dzieciak poznała wszystkie lepsze miejscówki do przesiadywania w samotności i za tym mogła faktycznie tęsknić podczas swojej – bądź co bądź – całkiem długiej nieobecności. Za ludźmi, z którymi miała świetny kontakt przez wszystkie lata życia w Mount Cartier także. <br />Za to na pewno nie tęskniła za wścibstwem całego miasteczka, które chyba już po godzinie od jej przyjazdu z Churchill poinformowane było, że jedyna latorośl Margaret Amondhall zawitała w rodzinne progi, a po kolejnych dwudziestu czterech godzinach absolutnie każdy wiedział już, że ze względu na stan zdrowia matki zamierza zostać na nieco dłużej. I co im było z tej wiedzy? Niezbyt wiele, ale i tak wystarczyło, że Vivian zrobiła krok poza ganek, a już ktoś wyglądał zza firanki, ktoś inny niby dyskretnie spoglądał na nią z drugiej strony ulicy, a ktoś inny próbował zagadywać w każdym jednym miejscu, do którego zmuszona była zajrzeć. Oczywiście nie było ich zbyt wiele, bo oprócz sklepu, baru Iana czy pojedynczych gospodarstw, z których matka kupowała podstawowe jedzenie, nie było tutaj niczego godnego uwagi, ale i tak podczas tych pieszych wycieczek Vivian niejednokrotnie miała ochotę zabić kogoś samym spojrzeniem albo rzucić jakąś bardziej uszczypliwą uwagą od wyjątkowo grzecznego, ale wyraźnie poirytowanego „nie, nie mam teraz czasu pani XYZ”. <br />Tak też było oczywiście i dzisiaj. Fakt, że już ponad dwa miesiące mieszkała w Mount Cartier nie sprawiał, że starzy bywalcy sklepu Marchandów odpuszczali jej chociaż trochę. Ilość padających co chwilę pytań była tak przytłaczająca, że zamiast spędzić w sklepie pięć minut, musiała przebywać tam przez prawie pół godziny. Na dworze dawno zdążyło się ściemnić – nic nowego dla tej części kraju, w maju nadal przecież noc zapadała dosyć wcześnie – co ostatecznie nie było niczym złym. Nie bała się ani ciemności, ani krążenie po spokojnym Mount Cartier, w którym nic nigdy się przecież nie działo. Zawsze było tu spokojnie, cicho i.. bezpiecznie? <br />No, przynajmniej tak to pamiętała i tego oczekiwała. Zamiast jednak spokoju dostała stopniowo narastające warczenie, które nasilało się, gdy tylko robiła coraz wolniejsze kroki do przodu. A gdy wytężyła wzrok i w końcu zobaczyła, co takiego wyłania się spod cienia pod płotem nieopodal domu jednego z jej sąsiadów… <br />— Nie… to przecież… niemożliwe — bardziej wyszeptała niż powiedziała, zaciskając mocniej palce na zielonkawej siatce z zakupami. Spodziewała się raczej wszystkiego, ale nie spotkania z wilkiem w środku cholernego miasteczka! Jej wzrok szybko rozejrzał się i skupił na tym, co było jasne: nie miała szans dobiec do swojego domu jeśli ten potwór zamierzał ją pogonić. Stała jednak wystarczająco blisko, by dotrzeć do domu Theo i… miała naprawdę szczerą nadzieję, że będzie on w środku, gdy już dopadnie do drzwi! Albo chociaż że usłyszy jej krzyk, gdy nie uda jej się uniknąć spotkania z kłami tego warczącego i ujadającego potwora, bo przecież nie mógł to być po prostu wielki pies… prawda?<br />— Blaaaaack! Jesteś tam?! <br />Nie, wcale nie była lekko przestraszona. I nie, wcale nie krzyknęła głośniej, gdy ta bestia zwyczajnie ją… ugryzła! <br /><br /><i>bardzo spóźniona Vivian, wybacz</i>latessahttps://www.blogger.com/profile/11390142861004535932noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-51288526688918295852017-05-15T18:59:55.672+02:002017-05-15T18:59:55.672+02:00- Kathryn, przestań - rzucił jej ojciec, odkładają...- Kathryn, przestań - rzucił jej ojciec, odkładając papiery na stół i powoli wychodząc z sali. - Wszędzie węszysz jakiś spisek - dodał na wychodne, zamykając za sobą drzwi. Kat westchnęła i złożyła worek, w którym został przywieziony mężczyzna, co chwila na niego zerkając. Oblizała dolną wargę i sama wzięła do ręki dokumenty, które dostali dziś rano i zaczęła je dokładnie studiować. Wciągnięta w czytanie, nie usłyszała kroków zbliżającego się Theodora i aż podskoczyła, kiedy metalowe drzwi otwarły się na oścież. <br />- Matko - wypaliła, klnąc jeszcze cicho pod nosem. - Wystraszyłeś mnie - powiedziała, spoglądając na mężczyznę i uśmiechając się słabo. - Chodź, chodź na chwilę. - Chwyciła go za ramię i postawiła obok siebie, zaraz przy ciele denata. - Spójrz na niego i powiedz mi, że on jest martwy od ponad dwudziestu czterech godzin. Tanatopraksja polega na przywróceniu zmarłemu bardzo naturalnego wyglądu, a on nawet nie wygląda jak martwa osoba - rzuciła z lekkim oburzeniem w głosie, nie wiedząc w zupełności, dlatego aż tak bardzo się tym przejęła. <br /><br /><i>Kat</i>wicked witchhttps://www.blogger.com/profile/03422601647657135668noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-42337098231505487362017-05-15T18:59:32.957+02:002017-05-15T18:59:32.957+02:00[Wybacz, że tak późno. Nigdy nie potrafię wyrobić ...[Wybacz, że tak późno. Nigdy nie potrafię wyrobić się w terminie, eh.<br />Podasz mi swojego maila? Mam pewien pomysł co do naszego wątku, ale wolałabym go obgadać prywatnie. Będzie wygodniej w każdym razie.]<br /><br />W tak małym miasteczku jakim było Mount Cartier, naprawdę niewiele się działo. Od czasu do czasu zjawił się gdzieś niedźwiedź, tutaj uciekły renifery, a tam ktoś zgubił się w lesie i wpadł do wykopanej przez zwierzynę dziury. Nie odbywały się niebezpieczne pościgi policyjne, nie kręcono filmów, nie wydobywano złóż ropy, nikt nikogo nie mordował, a jeżeli już ktoś umarł, to zwykle z przyczyn naturalnych. Biznes pogrzebowy kręcił się powoli, ale dzięki nietypowym umiejętnością współwłaścicielki zakładu, od czasu do czasu ktoś specjalnie przysyłał helikopterem ciało, aby panna Paris zajęła się tanatokosmetyką oraz tanatopraksją. <i>Zawsze przydadzą się dodatkowe fundusze, prawda?</i> Kathryn i tak nie narzekała na nadmiar pracy, więc nigdy nikomu nie odmówiła. W tym przypadku nie było inaczej. Kat została poproszona o zrobienie zabiegu tanatopraksji na zmarłym, czterdziestoletnim mężczyźnie, podobno kuzynie burmistrza jakiegoś pobliskiego miasteczka, z konieczności przełożenia daty pogrzebu.<br />Czekała na przylot ciała na lotnisku w karawanie pogrzebowym, wsłuchując się w słowa piosenki Dolly Parton i podśpiewując cicho pod nosem. <i>"Evil eyes search through the night for lonely girls like me.<br />So mama when you pray tonight,<br />say a special prayer for me."</i> Kiedy wreszcie helikopter przyleciał, jak zwykle ze sporym opóźnieniem, dwóch mężczyzn przeniosło ciało w niebieskiej folii do samochodu, kiwając tylko Kat głową na powitanie. Ona, jako, że do rozmownych osób nie należała, machnęła na nich ręką i odjechała, nie patrząc nawet w lusterka i ciesząc się, że nic więcej od niej nie chcieli. <br />Przy pomocy ojca położyła martwego na wózku i przewiozła go do prosektorium, gdzie następnie ułożyła go na metalowym, wysokim stole. Rozpięła sprawnie worek i zaczęła wyciągać z niego mężczyznę, który był niezwykle kościsty i wychudzony. Przyglądała mu się z zaciekawieniem, nie widząc na jego ciele żadnych zasinień ani plam opadowych. <br />- Tato, kiedy on zmarł? - spytała Bernarda, który grzebał coś przy solach i płynach wstrzykiwanych do tętnic, które miały wyeliminować bakterie odpowiednie za procesy gnilne. <br />- Wczoraj - odpowiedział, zerkając kątem oka na dokumenty, które dostali dzisiejszym faksem. Kat zmarszczyła brwi i podeszła do ciała, przykładając mu do brzucha dłoń. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak szybko się rozmyśliła i położyła dłoń w innym miejscu. <br />- O co chodzi? - spytał Bernard, odwracając się powoli w stronę córki i wkładając ręce do kieszeni spodni.<br />- Sama nie wiem - rzuciła Kathryn, badając ciało z bliska. W końcu się wyprostowała, jednak wzrok nadal miała skupiony na twarzy denata. - Jaka jest przyczyna śmierci?<br />Bernard chwycił dokumenty i przewertował strony.<br />- Tutaj jest napisane, że przyczyną śmierci było zatrzymanie akcji serca. Próbowano go odratować przez dziesięć minut. - W trakcie, kiedy jej ojciec czytał dokumenty, Kat mocniej przycisnęła mostek i żebra zmarłego. <br />- Nie ma złamanych kości ani pośmiertnych śladów po defibrylatorze - zaczęła mówić sama do siebie, zginając się wpół i przypatrując klatce piersiowej czterdziestolatka. - Coś mi się nie wydaję, żeby naprawdę próbowali go odratować.wicked witchhttps://www.blogger.com/profile/03422601647657135668noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-14962582164290492152017-05-14T21:31:45.177+02:002017-05-14T21:31:45.177+02:00Witamy wśród oficjalnych stałych mieszkańców miast...<i>Witamy wśród oficjalnych stałych mieszkańców miasteczka! Trzy miesiące pobytu na blogu, to nie byle co, dlatego z ochotą przydzielamy Ci odznakę dzielnego autora (a raczej ikonkę z domkami) i mamy nadzieję, że będziesz z nami przez kolejne 3, 6, 12 i jeszcze więcej miesięcy!</i>latessahttps://www.blogger.com/profile/11390142861004535932noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-80038482066749989262017-05-11T12:25:34.678+02:002017-05-11T12:25:34.678+02:00Kto by pomyślał, że taki duży chłop będzie musiał ...<i>Kto by pomyślał, że taki duży chłop będzie musiał konkurować ze zwierzeńcym maleństwem! W głowie wciąż siedzi mi obraz ich pojedynku na spojrzenia. A za umiejętność sprawnego opisu i udział w konkursie oczywiście należy Ci się ikonka. Gratulacje!</i>nie istniejęhttps://www.blogger.com/profile/07634783398053321908noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-12834427978641007232017-05-09T22:39:44.661+02:002017-05-09T22:39:44.661+02:00[Heej! :D Dzięki za powitanie, nawet takie spóźnio...[Heej! :D Dzięki za powitanie, nawet takie spóźnione, ale co tam :) <br />Tylko... mam mały problem z rozgryzieniem Twojej tożsamości. To znaczy, coś mi świta Twój nick i to nazwisko, ale... pomocy!, nie umiem tego połączyć :< ]<br /><b>Mattie</b>Czarny Jeździechttps://www.blogger.com/profile/03752488503563809622noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-44785104722277292852017-05-07T21:11:35.682+02:002017-05-07T21:11:35.682+02:00No tak, miarka była jedną z tych rzeczy, która poz...No tak, miarka była jedną z tych rzeczy, która pozwoliłaby kobiecie na dokładność przy zrobieniu swetra, jednak był jeden problem – Theo był tak wielki, że zmierzenie go będzie graniczyło z cudem! Dlatego też poprosiła o sweter, który mógłby posłużyć jej za wzór, bo nie wyobrażała sobie sięgnąć mu do ramion z taką precyzją, by określić wymiar co do milimetra. Jednak, skoro Black zdążył wyciągnąć już różową miarkę, to mogła przecież skorzystać.<br />Ale najpierw postanowiła zająć się deserem, który mężczyzna przygotował. Gorfy z konfiturami wyglądały wyśmienicie, dlatego nie wahała się ani trochę, bagatelizując sam fakt, że były jeszcze odrobinę gorące. Skubnęła kęs i uśmiechnęła się szerzej, chwytając miarkę od Theodora.<br />— Bardzo smaczne gofry. Sama takich nie robię — przyznała, gdy tylko przełknęła kawałek deseru. <br />Tilia bardzo często gotowała, choć nie dlatego, że musiała bo ojciec czasami nie mógł podnieść się z łóżka, a dlatego że poniekąd lubiła. Babka zawsze starała się nauczyć ją samodzielności, począwszy od robienia na drutach, haftowała, a skończywszy na gotowaniu i innych pracach, którymi zajmowała się w gospodarstwie domowym. Nie była jednak tak dobra w ziołach, którymi Elody była wręcz zahipnotyzowana... Czasami młoda Marchand zastanawiała się, czy starsza babinka nie przygotowywała sobie jakiś halucynogennych wywarów. Bo kto wie? A nawet, jeśli było to nierealne, to stanowiło czasami dobry materiał na żarty. W każdym razie, choć miała smykałkę do różnej maści dań, nie potrafiła zrobić pysznych wypieków. Ze słodkich deserów wychodziło jej tylko sernik na zimno i naleśniki, a tak poza tym, nic więcej. Nawet gofry bardziej przypominały zakalca, kiedy te spod ręki Theo, były po prostu przepyszne. <br />Przesunęła talerzyk, po czym wskoczyła na blat. Miała nadzieję, że Theodor nie będzie miał nic przeciwko, jednak tym sposobem była odrobinę wyżej.<br />— W takim razie zmierzę Cię, ale sweter też poproszę — posłała mu sympatyczne spojrzenie, jakby wciąż nie wierzyła, że sama miarka da jej pewność, iż sweter będzie idealny. — Ah! I coś do pisania, bo inaczej mogę nie zapamiętać. <br />Zamierzała zrobić dużo więcej pomiarów, niż jest to konieczne. Nie chciała, by sweter w jakimkolwiek miejscu uwierał mężczyznę. Fakt, była czasami zbyt wyraźną perfekcjonistką, jednak dzięki temu mogła spodziewać się bardzo dobrych owoców własnej pracy. Poza tym, to prezent dla Theodora! Chciała więc, by był idealny. <br />Nim Theo podał coś do pisania, Tilia sięgnęła po talerzyk z deserem i położywszy go na kolanach, skubnęła kilka kęsów gofra. Słodkie konfitury wybrudziły czubek jej nosa, nie wspominając już o górnej wardze, którą instynktownie otarła opuszkami palców. Czuła, że jej twarz odrobinę się klei, jednak postanowiła niczego nie ruszać, póki nie dotrze do kranu z wodą. Miała tylko nadzieję, że nie ma na pyszczku żadnej plamy, bo nie czułaby się za dobrze z myślą, że może wyglądać jak kilkuletnie dziecko. Choć, jak mawiał jej ociec, czasami wciąż przypomina kilkuletnie dziecko. <br /><br /><b>Tilia Marchand</b>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-86733475980577330992017-05-06T21:06:17.857+02:002017-05-06T21:06:17.857+02:00[O, tak, tak, zróbmy coś takiego! Już mam nawet po...[O, tak, tak, zróbmy coś takiego! Już mam nawet pomysł, jak zacząć ^_^ Do czterech dni podlecę z komentarzem.]<br /><br /><i>Kat</i>wicked witchhttps://www.blogger.com/profile/03422601647657135668noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-11901168035708840022017-05-05T14:36:21.464+02:002017-05-05T14:36:21.464+02:00Mała, spóźniona niespodzianka w karcie się właśnie...<i>Mała, spóźniona niespodzianka w karcie się właśnie pojawiła! ;) Kolejna ikonka do kolekcji, bo zdaję się, że dawno temu przekroczony został już limit obowiązkowych pięćdziesięciu komentarzy ;) Nasza flaga wędruje więc do Ciebie jako nagroda za aktywne działanie na blogu i rozwijanie z Theodorem wielu pięknych historii. Oby było ich jeszcze więcej!</i>latessahttps://www.blogger.com/profile/11390142861004535932noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-8133051801447786972017-04-22T10:09:44.187+02:002017-04-22T10:09:44.187+02:00[Czeeść :> Już wróciłam, więc jeżeli masz ochot...[Czeeść :> Już wróciłam, więc jeżeli masz ochotę pisać nasz wcześniejszy wątek lub wymyślić nowy, to daj znać.]<br /><br /><i>Kat</i>wicked witchhttps://www.blogger.com/profile/03422601647657135668noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-67259518683742221642017-04-15T22:13:04.145+02:002017-04-15T22:13:04.145+02:00Wszystko zależało, tak naprawdę, od ilości spirytu...Wszystko zależało, tak naprawdę, od ilości spirytusu, bo tych z jego większą ilością, rodzina Calderonów nie popijała do obiadu – dzisiejsza nalewka ze świdośliwy także do niego się nie nadawała, bowiem była tą mocniejszą, zarezerwowaną na specjalne okazje, przy którym można się bezwstydnie spić. <br />— Na pewno spróbuję i ocenię — zaznaczył, podnosząc swój kieliszek z nalewką w górę. — Za Twoje nalewki, naszą przyjaźń, i nasz zakład — rzekłszy, pociągnął ze szkła większy łyk, krzywiąc przy tym nieznacznie twarz. — Nie pożałowała jej mocy — stwierdził przełknąwszy alkohol.<br />Pamiętał, jak wczoraj rano Amanda go ostrzegała, że ta sztuka nie dość, że długo leżakowała, to i była dobrze przyprawiona. Mogła nawet przyznać, że była jedną z cenniejszych, jakie posiadała w swojej spiżarni. <br />Oby nie poszli sprzedawać tych ciasteczek jeszcze dziś, jak tylko opróżnią tę butelkę. Jeśli będą w ogóle mieli siłę wstać. <br /><br />[O jacie! Zróbmy tak, zróbmy! Hahah, już to sobie wyobrażam <3 Oni są szurnięci :D]<br /><br /><i><b>Cesar Calderon</b></i>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-19314511962983879022017-04-15T22:12:24.070+02:002017-04-15T22:12:24.070+02:00Zdziwił się, usłyszawszy jego odpowiedź, a raczej ...Zdziwił się, usłyszawszy jego odpowiedź, a raczej krótką przemowę. Przez moment poczuł się tak, jakby słuchał dobrego psychologa, z którymi miał styczność w wojsku, dlatego zamilkł na dłuższą chwilę. W tym stanie potrafił gadać głupoty, uprzednio nad nimi nie rozmyślając, ale to, co powiedział Theodor, faktycznie miało sens. Zapewne sam niechętnie przyjąłby zakład, gdyby jego wygraną okazała się Vivian... Pomijając fakt, że to oni byli wygraną w walentynkowej licytacji, bowiem to była tylko zabawa. Gra w karty niby też była tylko zabawą, ale w przeciwieństwie do licytacji, tutaj za przegraną odprawiało się pokutę – żadna z kobiet nie zasługiwała na bycie pokutą, nawet, jeśli mogła mieć ona miłe zakończenie. <br />— Masz rację — przyznał, a w kąciku jego ust pojawił się uśmiech — I świetnie, że planujesz ją gdzieś zaprosić.<br />Nie wiadomo skąd i dlaczego, ale czuł się dumny, gdy usłyszał te słowa. Pewnie dlatego, że zauważał, jak Theo zaczyna odcinać się od przeszłości i od kobiety, która ów przeszłość stanowiła. Jeśli chciał zaprosić Tilię na randkę, to oznaczało, że powoli skupiał się na teraźniejszości, a może nawet i przyszłości, i nic dziwnego, że Cesarowi było z tego powodu radośnie. Wierzył, że przyjaciel otrzyma wreszcie to, czego nie było mu dane otrzymać kiedyś. <br />Gdy Theodor rozdał karty, Cesar chwycił je koślawo w dłonie. Przyjrzał się prostokątnym blankietom, a kiedy mężczyzna przedstawił mu pomysł na przegraną, otworzył usta by zaprotestować... Ale, zamiast słów buntu, roześmiał się tylko, kiwając głową. Po prostu wyobraził sobie Theodora w krótkiej sukience i nie mógł powstrzymać cisnącego się do gardła chichotu, bo widok ten był jednym z najśmieszniejszych, jakie mógłby zobaczyć w całym swoim życiu. Oczywiście, nie zdażył wyobrazić sobie samego siebie, nim rzucił słowa aprobaty na ten pomysł.<br />— O matko i córko, nie wiem, czy znajdę dla ciebie sukienkę, Theo — parsknął krótko, kładąc pierwszą kartę na stoliku — Ale umowa stoi. <br />I w tym momencie mało go także obchodziło, kto przegra, czy też kto wygra. Będzie zabawnie nawet, jeśli to jemu przyjdzie chodzić po domach z koszykiem pełnym ciasteczek, bo tak, czy siak, obaj będą to świętować. Jak zwykle. Wolał jednak nie fantazjować nad reakcją ludzi, którzy momentami nie wiedzieli, czego się po tej dwójce spodziewać – raz mogli biegać przebrani za niedźwiedzie, a raz stroju harcerskim sprzedawać ciastka. O dziwo, nikt się jeszcze nie poskarżył do burmistrza... Chyba, że ten po prostu nie zawracał sobie już nimi głowy. <br />Ucieszył się także, usłyszawszy o nalewce, szczególnie z cytryn, bowiem Amanda rzadko używała ich do robienia smacznych napojów. Jej ofiarom najczęściej padały jagody, gorzknik kanadyjski, świdośliwa, pigwy i inne maliny, czy słodkie owoce, które pijało się właściwie jak kompot.smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-73935329102564893892017-04-13T17:59:07.195+02:002017-04-13T17:59:07.195+02:00Podążała za jednym z kotków, który postanowił zrob...Podążała za jednym z kotków, który postanowił zrobić jej wycieczkę po okolicy. Kroczyła za nim ufnie i zatrzymała się na chwilę z zawahaniem dopiero przed cmentarzem. Jak dotąd nie miała pojęcia, że w Mount Cartier znajduje się cmentarz. Bywała w tych samych miejscach, chodziła podobnymi ścieżkami, dzisiaj pierwszy raz z jednej zboczyła. Ostatecznie jednak ruszyła za czworonogiem. Nie uznawała złośliwości kotów, więc nie przewidziała co jeden z nich jej planował zgotować. Lawirując między grobami, zatrzymywała wzrok na co poniektórych nagrobkach. Ścierała dłonią nieco pyłków z kamienia, palcami przesuwając po ich górze, niemalże z nabożeństwem odczytując pożegnalne teksty. Ostatecznie, kiedy powróciła wzrokiem do kota, tego już nie było. Za to dochodziło ją jego miauczenie, którego źródło moment później odkryła. Przechodząc obok dużego dola, zajrzała do środka. Właśnie tam znajdował się kotek. Przyłożyła zaskoczona dłoń do twarzy i chociaż jej pomoc nie miała prawa się udać, położyła się przy krawędzi dołu i spróbowała wyciągnąć dłonie po zgubione kocię. <br />— Ojejku… chodź tu malutki — zachęciła go, ale ten tylko zwinął się w kącie. Odważyła się zsunąć jeszcze niżej, dwie sekundy później leżąc w pyle i piachu, kaszląc od ziemi, która dostała jej się do gardła, przy wydawanym przez nią zduszonym okrzyku zaskoczenia. Największym zaskoczeniem był jednak kot, który nagle, odnajdując w sobie pokłady zaradności, zahaczając się pazurkami o wątłe korzenie wystające spod ziemi, odnalazł drogę na górę i uwolnił się niezależnie z dołka. Mathilde natomiast została, zabrudzona i bezradna mogąc tylko liczyć na to, że ktoś był świadkiem tego wydarzenia.<br />— Przepraszam? — zawołała, mając wrażenie, że widziała jakiegoś mężczyznę po drugiej stronie cmentarza, kiedy tutaj wkraczała. <br /><br /><b>Tilly</b>LeChathttps://www.blogger.com/profile/02356304931982348576noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-58447459974810583662017-04-10T00:40:47.260+02:002017-04-10T00:40:47.260+02:00[On jest tak fajny, a w dodatku gaduła, czyli prze...[On jest tak fajny, a w dodatku gaduła, czyli przeciwieństwo mojej Maisie, która z kolei uwielbia słuchać o problemach innych, byleby nie mierzyć się ze swoimi... Może, jako że jest nowa, zabłądziłaby kiedyś i trafiła na cmentarz, który tak by się jej spodobał, że zaczęłaby odwiedzać go częściej? Tym samym rzuciłaby się w oko Theodorowi, który mógłby ją zagadać, czy nowa, czy jakaś rodzina na cmentarzu, to i tamto... Co o tym sądzisz? :)]<br /><br /><i>Maisie Chamberlain</i>chudzielechttps://www.blogger.com/profile/03870416863407306799noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-65833408938495202842017-04-09T01:12:16.032+02:002017-04-09T01:12:16.032+02:00[Cześć :)
Mam nadzieję, że wszystko zaliczone i te...[Cześć :)<br />Mam nadzieję, że wszystko zaliczone i teraz masz spokój :P<br />Chociaż jestem nadal na urlopie i pewnie jeszcze przynajmniej dwa tygodnie na nim pobędę; jeśli nadal masz ochotę, już teraz możemy zacząć myśleć nad wątkiem :] Zrezygnowałam z prowadzenia drugiej postaci; Harry mi tutaj na dzień dzisiejszy wystarczy ;)<br />Także, jakby co, daj znać.]<br /><br /><b>Harry Preston</b>.https://www.blogger.com/profile/02436040248393159870noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-85388301103483610542017-04-08T22:06:23.629+02:002017-04-08T22:06:23.629+02:00[Chciałabym Cię poinformować, że na pewien czas (z...[Chciałabym Cię poinformować, że na pewien czas (zapewne krótki) odchodzę z bloga, ale wrócę, więc jeżeli nadal będziesz mieć ochotę kontynuować nasz wątek lub zacząć nowy, to serdecznie zapraszam.]<br /><br /><i>autorka Kat</i>wicked witchhttps://www.blogger.com/profile/03422601647657135668noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-89677823385385215562017-04-08T20:24:24.467+02:002017-04-08T20:24:24.467+02:00Zerknęła na rozgrzaną gofrownice, gdy zapach zaczą...Zerknęła na rozgrzaną gofrownice, gdy zapach zaczął unosić się w pomieszczeniu — Theo? Czy będziesz zły, jeśli zrobię dla Ciebie sweter? — Zagaiła. Miała być to niespodzianka, jednak zdała sobie sprawę z budowy mężczyzny, a nie chciała, by rękawy sięgały mu co najwyżej do łokci. — Z tym, że potrzebowałabym jakiegoś przykładu na wzór — dodała z uśmiechem. <br />Miała od groma włóczek, a jeśli którejś jej zabraknie, to od razu poleci do babki, bowiem tam była ich cała masa, i to w różnych kolorach. Zrobienie takiego prezentu dla Blacka będzie jedną z przyjemniejszych rzeczy, jakie mogła robić, a jeśli mężczyzna będzie go nosił, to Tilia będzie już absolutnie zadowolona. Poza tym, wełniane swetry są bardzo ciepłe, a zima, mimo że ustąpiła odrobinę miejsca wiośnie, wciąż jeszcze tu była.<br /><br /><i><b>Tilia Marchand</b></i>smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-52211366955169184782017-04-08T20:24:08.093+02:002017-04-08T20:24:08.093+02:00Wychodzi zatem na to, że oboje żyli w przeświadcze...Wychodzi zatem na to, że oboje żyli w przeświadczeniu, że próba przesunięcia tej relacji na poważniejsze tory zniszczy to, co dotychczas udało im się wypracować – przyjaźń. Kobieta zdawała sobie sprawę z sytuacji Theodora i tego, co wydarzyło się w jego życiu, gdy wyjechał z Mount Cartier, dlatego też nie była pewna, jak mógłby zareagować, gdyby faktycznie wyznała mu, co ostatnimi czasy czuje. Może wolał nie angażować się w bliższe relacje? Nie miała pojęcia, i nigdy też go o to nie zapytała, nie chcąc niczego mężczyźnie sugerować. Naprawdę go lubiła i naprawdę się bała, że mogła go na dobre stracić. <br />I lubiła również gofry, dlatego gdy Black zaproponował takową przekąskę, Tilia pokiwała głową, zsuwając się za mężczyzną z kanapy. Zabrała również koc, w który się okręciła, by nie utracić ciepła, które zdążyła wyprodukować własnym ciałem. Oparła się wygodnie o blat, patrząc z rozbawieniem na Theodora, dzielnie radzącego sobie z przygotowywaniem składników na gofry i upiła łyk ciepłej herbaty, która nadawała się wreszcie do picia. <br />Wyglądał świetnie w fartuszku z niedźwiedziem, aż pannie Marchand przyszedł do głowy pewien pomysł – zrobi mu sweter na drutach! I jeśli się uda, to z niedźwiedziem. Miała zdolności manualne, a babka uparcie uczyła ją szycia i haftowania, jako że sama przez lata tym się zajmowała. Tilia wielokrotnie wystawiała swoje rękodzieła na sprzedaż w sklepie, choć głównie w sezonie, kiedy przez wioskę przemykały niewielkie stada turystów. Zazwyczaj wtedy udało się coś sprzedać – najczęściej były to pluszowe szopy wielkości breloczka, do których dokładała także agrafkę, by móc umieścić szopa na każdym innym materiale. <br />— Bardzo chętnie — przyznała, z uśmiechem podchodząc do klatki, w której siedział Tadek. Gdyby kiedykolwiek miała swoje zwierzątko, szczególnie starałaby się o nie dbać, aczkolwiek na razie nie było jej to pisane. Od czasu do czasu dokarmiała tylko kota, który często kręcił się w okolicach sklepu, i który upodobał sobie wizyty u Marchandów od momentu, kiedy Tilia poczęstowała go mlekiem. Prawdopodobnie był to kociak któregoś z sąsiadów, ale skoro ci nie mieli nic przeciwko temu, że Tilia go karmi, to nie zamierzała z tego rezygnować. Zresztą, w momencie, w którym nie było klientów, to właśnie kot był jedynym towarzyszem, jakim mogła się zająć podczas pracy. <br />Ostrożnie wyciągnęła poidełko, uważając, by nie potrącić świnki morskiej, i skoczyła, by napełnić je wodą, a następnie bez rozlania kropli, wsunąć do klatki z powrotem. Na odchodne musnęła jeszcze futerko Tadka, który wydawał się być dziś niezwykle radosny, i przystanęła obok Theodora, poprawiając opadający jej z ramion koc — Gry planszowe — powtórzyła, zastanawiając się nad jakąś konkretną — Ostatnią grą w jaką grałam była prawda czy wyzwanie, i było całkiem zabawnie — przypomniała sobie wieczór, spędzony z przyjaciółką, obecnie mieszkająca już w Churchill. — Ale zagram w każdą inną. <br />Była elastyczna w tej kwestii, poza tym, z Theodorem mogła robić wszystko i w każdej dziedzinie życia. smołahttps://www.blogger.com/profile/07468758146164317715noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-19299636136134268152017-04-08T16:04:42.170+02:002017-04-08T16:04:42.170+02:00[Moja pannica też nie należy do typowych, sztampow...[Moja pannica też nie należy do typowych, sztampowych matek, więc myślę, że są z Theo siebie warci. : D W kwestii zaczęcia – mogłabym Cię prosić? ♥]<br /><br /><b>RONKA</b>pirat w internetachhttps://www.blogger.com/profile/04016994311432204471noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-46176941321832064372017-04-08T00:10:33.813+02:002017-04-08T00:10:33.813+02:00Myślę, że ten pomysł jest nawet niezły. To Ci ja n...<i>Myślę, że ten pomysł jest nawet niezły. To Ci ja nawet zacznę, tylko nie wiem czy dzisiaj. xD</i><br /><br /><b>Mathilde Delaney</b>LeChathttps://www.blogger.com/profile/02356304931982348576noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-20187790551545278682017-04-07T10:52:34.522+02:002017-04-07T10:52:34.522+02:00Powoli zaczynasz nam się tutaj chyba rozkręcać… Tr...<i>Powoli zaczynasz nam się tutaj chyba rozkręcać… Trzy ikonki już są, teraz czwarta wędruje na Twoje konto, a coś tak przeczuwam, że to jeszcze nie jest Twoje ostatnie słowo! Mount-ipedia wyszła Ci prawie idealnie, zabrakło precyzji tylko w jednym haśle, chociaż i ja, i Ty wiemy, że trafiłaś w nie prawie idealnie. Nie ma to jednak większego znaczenia, nagroda za poświęcony czas i wzięcie udziału w wydarzeniu należy Ci się tak samo, jak wszystkim innym uczestnikom. Ogromne gratulacje!</i>latessahttps://www.blogger.com/profile/11390142861004535932noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-68241498288102929382017-04-07T01:23:02.681+02:002017-04-07T01:23:02.681+02:00— Cóż, wydaje mi się, że to wymówka każdego złapan...— Cóż, wydaje mi się, że to wymówka każdego złapanego złodzieja — Zmrużyła podejrzliwie oczy, słysząc jego tłumaczenie o dostarczaniu zakupów. Pozostając czujną, rozejrzała się po kuchni i faktyczne – dostrzegła zakupy, których nie zrobiła ani ona, ani pani Redwayne, ani Ferran. Czyżby ten podejrzany obity przez nią typ mówił jednak prawdę?<br />Finlay jęknęła cicho, zdając sobie sprawę, że tak. W pierwszej chwili zrobiło jej się głupio, że nabiła dwa sińce mężczyźnie, który pomaga pani Redwayne z dobroci serca. Ale nie dała niczego po sobie poznać, bo zaraz w jej głowie pojawiła się myśl, że nie powinien się tak skradać. Na pewno wiedział, że kobieta ma opiekunkę, której, o ile Finn dobrze pamiętała, nie miał okazji poznać. Mógł przynajmniej zawołać w progu, by upewnić się, czy nikogo nie ma.<br />— Nigdy nie należałam do kobiet, które czekają aż ktoś uratuje je z opresji — Zdobyła się na odpowiedź na jego komentarz na temat jej uderzenia, choć nie bez trudu. Choć wiedziała już, że nie ma się czego obawiać, kij golfowy wciąż trzymała uniesiony, mocno zaciskając na nim palce. <br />— Och, poznałeś Finlay! Zapomniałam ją uprzedzić… — mruknęła niewinnie pani Redwayne, jakby z sytuacji wcale nie dało się wywnioskować, że mężczyzna został przez jej opiekunkę pobity. No dobrze, najwyżej zbity. — Ma krzepę jak na taką drobinkę, co? — Zagadnęła rozbawiona, widząc, że ofiara Finlay pociera głowę i plecy. Finn aż zrobiła duże oczy ze zdziwienia, widząc reakcję swojej podopiecznej na całą sytuację.<br />— To nie jest śmieszne! Mogłam zrobić mu krzywdę! Zamierzałam zamachnąć się na czulsze miejsce, zanim weszłaś… — mruknęła z pretensją do starszej pani, która roześmiała się szczerze, co wprawiło Finlay w jeszcze większe zdumienie.<br />Opuściła w końcu kij i odrzuciła go na bok, łapiąc się pod boki i patrząc na panią Redwayne z niedowierzaniem.<br />— Jestem pewna, że możesz to panu wynagrodzić. Szarlotka wyszła ci przecież wyjątkowo dobra — powiedziała wciąż rozbawiona. — Dziękuję za zakupy, Theo. Pozdrów rodziców — dodała i opuściła kuchnię, jak gdyby nigdy nic, pozostawiając Finlay z wieloma wątpliwościami co do swojej przyszłości pod w Mount Cartier, pod jednym dachem ze zwariowaną staruszką. <br />Dziewczyna potrzebowała chwili, by dojść do siebie. Potrząsnęła głową, wciąż nie wierząc do końca w to, co się wydarzyło. Zagryzła wargę, bo sama dopiero zaczęła zdawać sobie z tego sprawę i doszła do wniosku, że jednak powinna przeprosić.<br />— Przepraszam — słowo się rzekło. Spojrzała na nieznajomego niepewnym, przepraszającym wzrokiem. — Ale chyba rozumiesz. Muszę sobie radzić — Uśmiechnęła się dla niepoznaki, mężczyzna jednak nie wydawał się zły za to, co się wydarzyło. — Finlay Watson, opiekunka tej uroczej, starszej pani — Wyciągnęła rękę, uśmiechając się już nieco swobodniej. — Więc… masz ochotę na szarlotkę?<br /><br /><i>Finlay Watson</i><br />gingerhttps://www.blogger.com/profile/10168062508880946187noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4615114621121591037.post-24212133302379600482017-04-07T00:56:48.862+02:002017-04-07T00:56:48.862+02:00Ojaaa, dziękuję! Przytulaj. Takie szerokie ramiona...<i>Ojaaa, dziękuję! Przytulaj. Takie szerokie ramiona i osławiony pan Theodor Black (którego pierwsze zdjęcie dalej pamiętam!) to na pewno znajdzie się w nich miejsce na pocieszenie Tilly, nawet jeśli tylko w sferze wyobraźni. A tak poważniej już. Dziękuję za piękne słowa, błędy już poprawiłam. Kropeczki i kreseczki to moi odwieczni wrogowie. xD </i><br /><br /><b>Mathilde</b>LeChathttps://www.blogger.com/profile/02356304931982348576noreply@blogger.com